Opolska księżniczka lodu

Jacek Trojanowski
Siedmioletnia Paulina Gucwa na Międzynarodowych Zawodach Łyżwiarstwa Figurowego Mini-Europa 2012 pokonała zawodniczki z Estonii, Białorusi, Słowacji, Rosji i Polski i zdobyła złoto. Czwarte z rzędu w tym sezonie.
Siedmioletnia Paulina Gucwa na Międzynarodowych Zawodach Łyżwiarstwa Figurowego Mini-Europa 2012 pokonała zawodniczki z Estonii, Białorusi, Słowacji, Rosji i Polski i zdobyła złoto. Czwarte z rzędu w tym sezonie. Jacek Trojanowski
Kiedy jechała na swoje pierwsze zawody, miała 6 lat. Rodzice trzymali w zanadrzu zamówiony specjalnie na tę okazję prywatny puchar na otarcie łez, a ona rzuciła sędziów na kolana i zdobyła złoto.

- Jak zaczęłam jeździć na łyżwach, to się trochę bałam, że upadnę i sobie zęby powybijam, ale nie powybijałam - mówi zawadiacko 7-letnia Paulina Gucwa z Opola, która półtora tygodnia temu na Międzynarodowych Zawodach Łyżwiarstwa Figurowego Mini- Europa 2012 pokonała zawodniczki z Estonii, Białorusi, Słowacji, Rosji i Polski i zdobyła złoto. Czwarte z rzędu w tym sezonie (wcześniej były jeszcze dwa srebra i jeden brąz).

Paula na spotkanie przyszła z mamą. Z daleka widziałam, że to musi być łyżwiarka, bo piruety kręciła nawet na chodniku. - Ona ma tak od dzieciństwa. Ale przecież ruch to zdrowie. Zawsze to lepiej, niż jakby miała siedzieć przed telewizorem - mówi mama Katarzyna. - Podoba mi się to, co robię. Lubię trenować codziennie, a czasami to nawet dwa razy dziennie - włącza się do rozmowy 7-latka.

Na siedzenie przed telewizorem czasu ma niewiele, zwłaszcza że 3 razy w tygodniu treningi rozpoczyna tuż po 6 rano. Oprócz zajęć na lodzie dochodzi do tego balet, akrobatyka, gimnastyka ogólnorozwojowa - w sumie około 10 godzin w tygodniu. - I wcale a wcale mnie to nie męczy - podkreśla Paula i biegnie kręcić piruety. Zajęcia nie bez powodu odbywają się o tak wczesnej porze. Zdaniem trenerów dziecko ma wtedy bardziej chłonny umysł i może się więcej nauczyć.

Pauli nie trzeba na te poranne treningi wyrywać z łóżka. - Zresztą to nie miałoby sensu. Sukcesy można odnosić tylko wtedy, kiedy dziecko lubi to, co robi - mówi pani Katarzyna. - My nawet śmiejemy się z mężem, że na punkcie łyżwiarstwa to ona jest nawiedzona. Któregoś razu w nocy dostałam gorączki i nie mogłam jej zawieźć na trening. Skoro świt wpadła do sypialni, poganiając mnie do wyjścia, bo ona nie zdąży na zajęcia. Powiedziałam, że dziś nie dam rady, a ona... rozpłakała się. To pokazało mi, jak ważne jest dla niej łyżwiarstwo - opowiada mama.

Być może te jej sukcesy są zapisane w genach. Kuzyn dziadka Pauliny, Zdzisław Trojanowski, był bowiem opolskim hokeistą, olimpijczykiem. - Mój teść również był hokeistą. Kiedy mała miała 2,5 roku, założył jej malutkie łyżwy i pierwszy raz zabrał na ślizgawkę. Bólu pleców się nabawił od prowadzenia takiego malucha po lodowisku, ale przynajmniej od najmłodszych lat Paula oswajała się z lodem - śmieje się pani Katarzyna.

Po treningu liczy się siniaki

Treningi szybko zaczęły procentować, bo dziś mimo młodego wieku, dziewczynka nie ma sobie równych. Zdaniem Ewy Więcek, prezesa opolskiego klubu łyżwiarstwa figurowego Piruette, w którym pod okiem Haliny Grochowicz trenuje Paula, aby odnosić sukcesy, trzeba mieć dużo samodyscypliny i cierpliwości do często żmudnych treningów, ale również odwagi.

- Znam wiele osób, dla których samo ustanie na lodzie z łyżwami na nogach jest nie lada wyczynem, a dziewczynki wybijają się w powietrze, robią karkołomny obrót by za moment pełne gracji i wdzięku wylądować na tafli - opowiada. - Ten sport niesie ze sobą ryzyko upadku, nie ma się co czarować, czasami bolesnego. Jedne dzieci otrzepują się po nim i jadą dalej, a inne się zniechęcają i nigdy więcej nie wracają na lód.

Pani Katarzyna mówi, że nie jest matką z kategorii tych, co to drżą nad każdym siniakiem. - Nie raz się zdarzało, że mała z całej siły gruchnęła o lód. Ale ona, zanim jeszcze się pozbierała, krzyczała: "mama, wszystko jest okej" i dalej kręciła te swoje piruety, choć minę czasami miała nietęgą. A później przychodziła do domu i liczyła siniaki - relacjonuje mama.

Treningi są tak intensywne, że pot cieknie po plecach, ale żadna z dziewczynek nie narzeka. Czasami, kiedy jakieś ćwiczenie wyjątkowo nie chce się udać, trzeba je troszkę przekupić. - Pamiętam, jak na jednych z zajęć pani trener pokazała im chyba najtrudniejszą figurę, tzw. axla (jest jednym z podstawowych skoków, a jego trudność polega na tym, że wyskakując do przodu, a lądując tyłem, łyżwiarz musi wykonać w powietrzu półtora obrotu - red.) - wspomina Ewa Więcek. - Dziewczynki bały się, że zrobią sobie krzywdę, więc powiedziałam, że każda, która poprawnie wykona to zadanie, dostanie ode mnie taką przypinkę na ubranie przedstawiającą łyżwiareczkę. Strach zniknął, a one nie chciały innych ćwiczeń, tylko walczyły o nagrodę - opowiada ze śmiechem.

Mama Pauliny jest zadowolona, że córka trenuje, bo - jak mówi - to uczy ją odwagi, ale również łatwości w podejmowaniu decyzji. - Podczas zawodów musi przecież wyjechać na środek lodowiska i zaprezentować się przed sędziami, cały czas mając świadomość, że nawet najmniejsze potknięcie może ją kosztować punkty - mówi Katarzyna Gucwa. - Nie wszystko, co się wydarzy na lodzie, jesteśmy w stanie przewidzieć, dlatego nawet świetnie dopracowana choreografia nie gwarantuje sukcesu. Wystarczy, że poślizg jest lepszy niż zwykle i pojawiają się trudności, bo muzyka jeszcze trwa, a wszystkie elementy układu zostały już wykonane. Wtedy decyzję trzeba podejmować w kilka sekund i tylko od inwencji dziecka zależy, jak sobie poradzi z nieoczekiwaną sytuacja. Paulinka udowodniła podczas zawodów, że jest w tym bezkonkurencyjna, bo bez mrugnięcia okiem potrafi improwizować.

Łyżwiarstwo uczy wytrwałości w dążeniu do celu (bo żeby dojść do perfekcji, każdy element choreografii trzeba powtórzyć nawet kilkaset razy), ale też uodparnia na porażki, które jak w każdym sporcie - są nieuniknione.

- Dzieci są wyjątkowo wrażliwe, dlatego wymagają szczególnego podejścia. Czasami wystarczy, że grając z rodzicami w piotrusia, przegrywają i reagują płaczem, bo dla nich jest to tragedia. Trenerzy przygotowują łyżwiarki na to, że wszystkie na podium znaleźć się nie mogą, i tłumaczą, że nie jest to żadna ujma - mówi mama Pauliny i przyznaje, że przed pierwszymi zawodami sama była pełna obaw, jak mała zareaguje na przegraną. - Wiedzieliśmy, że na podium nie ma szans. Żeby choć trochę osłodzić smak porażki, sami zamówiliśmy piękny puchar z jej zdjęciem. A ona zaskoczyła wszystkich i zdobyła złoto - opowiada mama. - Kiedy zobaczyłam, jak na lodzie bezbłędnie wykonuje trudne figury, łzy płynęły same.

Te sukcesy kosztują sporo wyrzeczeń i to ze strony całej rodziny. Dlatego tydzień podporządkowany jest treningom Pauli. Rodzice dziewczynki śmieją się, że nawet "spontaniczne" wyjazdy muszą planować z kilkudniowym wyprzedzeniem. - Każdy dzień wygląda podobnie. W biegu odbieram z przedszkola młodszego synka, a później pędzę po Paulę, żeby zdążyć z nią na trening. Przez tę pasję niemal zupełnie musieliśmy zrezygnować z domowych obiadów - przyznaje. - Ja jem w szkole, ale czasami kolejka na stołówce jest tak duża, że aż do drzwi się ciągnie. Wtedy mamusia załatwia mi u pań obiad bez kolejki - zdradza mała gwiazda.

Od kwietnia do września trwa przerwa w zajęciach na lodzie, ale i to nie gwarantuje większej ilości czasu na rozrywki. Bo żeby przez te kilka miesięcy dzieci nie wyszły z wprawy, trenują na łyżworolkach. - Technika jest inna, ale część figur można przećwiczyć. To daje im choć namiastkę lodowiska - tłumaczy Ewa Więcek.

Turkusowa sukienka

Największym marzeniem każdej początkującej łyżwiarki jest profesjonalna sukienka, jaką mogą się pochwalić starsze koleżanki. Paulina, zanim dostała swoją, musiała cały rok intensywnie ćwiczyć. - Ta, w której teraz jeżdżę, jest taka ładna, turkusowa... Mamusia wybrała kolor, a pani Kamilka, która kiedyś też była łyżwiarką, mi ją uszyła - zdradza dziewczynka. - Wie pani... Turkusowa sukienka tak ładnie wygląda na białym lodowisku. Lubię ją, bo kojarzy mi się z wakacjami i morzem w ciepłych krajach - rozmarza się.

Rodzice się śmieją, że podczas zawodów magii tych sukienek ulegają wszystkie dziewczynki. - Widzimy przecież, jak przed zawodami ćwiczą na treningach i wcale to nie jest takie idealne. A ubierają się w sukienkę, stają przed sędziami i dają z siebie 200%, tak że nawet my nie możemy wyjść z podziwu - opowiada pani Kasia. - Każda chce być najlepsza, ale na szczęście nie ma między nimi niezdrowej rywalizacji i ta życzliwość wcale nie jest udawana. Po tym, jak Paulinka zdobyła złoto, chciałam zrobić jej zdjęcie, ale ona, zamiast się cieszyć, była jakaś taka pochmurna. Zapytałam ją w końcu, co się stało, a ona na to, że nie może się cieszyć, bo jej koleżanka Amelia znowu jest niżej od niej. Zupełnie mnie to rozbroiło, bo nie spodziewałam się, że może tak przeżywać gorszy wynik konkurentki - opowiada mama.

Największą zabawę dziewczynki mają na pokazach, na których, w przeciwieństwie do konkursów, mogą sobie pozwolić na bardziej strojne sukienki i bogatsze fryzury. - Tak było na przykład w Legnicy, gdzie zostały zaproszone na otwarcie galerii, na dachu której powstało lodowisko. Sukienka, w której wystąpiła Paulinka, miała mnóstwo kamyczków, we włosy wpięłyśmy dobrane pod kolor spinki, więc czuła się jak księżniczka. Trudno tego nie lubić - śmieje się Katarzyna Gucwa.

Czekolada jest dla brata

Na zawodach, oprócz techniki, liczy się również ogólne wrażenie, dlatego łyżwiarki muszą dbać o piękną sylwetkę. Słodycze nie są w tej walce sprzymierzeńcem. - Dziewczynki w pewnym wieku zaczynają nabierać ciała tu i ówdzie, a wtedy np. skoki jest trudno wykonać - mówi Ewa Więcek. - Dlatego mi mamusia daje do szkoły jabłuszko, banana, gruszkę albo marchewkę - włącza się do rozmowy Paulina. - Ale za to mój młodszy brat to zjada czekoladę za mnie, za siebie i jeszcze za dwie inne osoby - wylicza rezolutnie.

I tylko jedna myśl mąci szczęście mamie dziewczynki. Jak mała, po paśmie sukcesów, przyjmie ewentualną porażkę. - Przed każdymi zawodami powtarzam jej, że bez względu na to, co powiedzą sędziowie, dla nas ona i tak zawsze jest najlepsza. - Wie pani, czasami myślę sobie, że teraz przydałaby się małej jakaś porażka. Tak dla otrzeźwienia, żeby nie myślała, że tak będzie już zawsze. W końcu lód bywa śliski i nieprzewidywalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska