Dawcy szpiku

Archiwum prywatne
Mateusz Kopacz wbił chorągiewkę w mapę Polski, wiszącą na ścianie w klinice - w miejscu gdzie zaznaczony jest Niemodlin, miasto, skąd przyjechał.
Mateusz Kopacz wbił chorągiewkę w mapę Polski, wiszącą na ścianie w klinice - w miejscu gdzie zaznaczony jest Niemodlin, miasto, skąd przyjechał. Archiwum prywatne
Wkłuwają długą igłę w kręgosłup, to boli i jest bardzo ryzykowne. Albo toczą krew, dużo krwi i można się od tego rozchorować. Trzeba mieć więc sporo odwagi, by zostać dawcą. Te stereotypy wciąż wprowadzają w błąd, a przecież na dawców czekają miliony zwykle umierających osób.

Ważne

Patryk już dzień po pobraniu od niego komórek macierzystych wrócił do pracy, a potem poszedł na spacer z psem. - Czułem się normalnie - mówi.
Patryk już dzień po pobraniu od niego komórek macierzystych wrócił do pracy, a potem poszedł na spacer z psem. - Czułem się normalnie - mówi. Archiwum prywatne

Patryk już dzień po pobraniu od niego komórek macierzystych wrócił do pracy, a potem poszedł na spacer z psem. - Czułem się normalnie - mówi.
(fot. Archiwum prywatne)

Ważne

Prawdopodobieństwo trafienia na "genetycznego bliźniaka" (osobę z identycznym układem zgodności tkankowej) wynosi 1:25 000. Istnieją dwie metody pozyskania komórek macierzystych; peryferyczne pobranie (czyli z obiegu krwi), które stosowane jest w około 80 proc. przypadków oraz pobranie ze szpiku kostnego (nie rdzenia kręgowego!) z talerza kości biodrowej.

W Polsce co 1,5 godziny stawiana jest komuś diagnoza - białaczka. Obecnie zaledwie 1/3 osób chorych znajduje zgodnego genetycznie dawcę.
O wyborze dawcy decyduje tzw. zgodność tkankowa między nim a osobą chorą wymagającą przeszczepu. Znalezienie takiej zgodności antygenów jest bardzo trudne, ponieważ trzeba znaleźć ponad 3,6 tys. właściwości tkanek, które tworzą miliony kombinacji. Dlatego, im więcej dawców, tym większa jest szansa na życie dla chorych na białaczkę i inne choroby układu krwiotwórczego.

Potencjalnym dawcą może zostać każda osoba w wieku od 18 do 55 lat, która waży co najmniej 50 kg i nie ma zbyt dużej nadwagi. Osoba, która się na to zdecyduje, musi wypełnić formularz i zgodzić się na pobranie 4 ml krwi, niezbędnej do określenia zgodności antygenowej. Dawca nie ponosi związanych z tym kosztów.
(z danych Fundacji DKMS)

Wczoraj byłem na spotkaniu. Kilka osób dowiedziało się, że jestem dawcą - mówi Mateusz Kopacz z Niemodlina. - Wszyscy zakrzyknęli - nie bałeś się, przecież to takie ryzykowne?
No i zaczęło się: Mateusz cierpliwie tłumaczył - nikt nie wbija długiej igły w kręgosłup. Jeśli już pobierany jest szpik, to z kości biodrowej.

- Ale w większości wypadków wystarczy pobranie komórek macierzystych, które separuje się z krwi. Owe komórki wpływają na zdolność odbudowywania szpiku kostnego - tłumaczy chłopak. - Zabieg nie boli, nie umiera się od tego, a nawet towarzyszy temu pewna... przygoda.

Wie, co mówi. Bo on akurat poddawał się zabiegowi pobrania komórek macierzystych w zagranicznej klinice. - Tak zorganizowano mój czas, że było nawet parę godzin na zwiedzanie miasta - mówi chłopak.

Z efektów dyskusji i obalania mylnych stereotypów podczas niedawnej dyskusji Mateusz jest zadowolony: - Parę osób przekonałem. Niektórzy twierdzili, że zarejestrują się jako dawcy.

Łatwe bohaterstwo

W Polsce zarejestrowanych jest ponad 200 tys. dawców szpiku lub komórek macierzystych, ale nadal co druga osoba chora na białaczkę nie znajduje odpowiedniego dawcy wśród osób niespokrewnionych. Brak dawcy oznacza okrutny wyrok, bo krew i uzyskanie z niej komórki macierzyste są darem życia dla chorych na wszelkie odmiany białaczki. Bez przeszczepu często nie można mówić o sukcesie leczenia. Dla chorych dawca - bliźniak genetyczny - jest więc wybawieniem, bohaterem, kimś, kto pozwolił narodzić się na nowo.

- Tymczasem nasze doświadczenia pokazują, że takie bohaterstwo jest wyjątkowo łatwe - mówią dawcy z Opolszczyzny. - Wystarczy być konsekwentnym.

Dwunastoletnia Mariola z Głubczyc żyje dzięki Catherine z Niemiec. Dwa lata po cudzie przeszczepu, pani Grażyna - mama chrzestna Marioli - postanowiła zarejestrować się w banku, dzięki któremu udało się znaleźć genetycznego bliźniaka dziewczynki. Tym razem to ona chciała być dawcą.

To było sześć lat temu. Po czterech latach od rejestracji kobieta dostała telefon i zaproszenie na szczegółowe badania.

- Akurat szykowaliśmy się do kolejnych urodzin Mariolci, która już zapomina o gehennie dawnych lat: tygodniach w szpitalach, przetaczaniu krwi, podłączaniu do kroplówek. Od czasu przeszczepu ma bardzo dobre wyniki. Jest zdrowa - mówi pani Grażyna. - I wtedy przyszła informacja, że tym razem to ja będę komuś potrzebna. Uznałam, że to dobry znak, potwierdzenie, że nadszedł czas odwdzięczenia się za dobry uczynek.
Pani Grażyna pojechała na szczegółowe badania, potem do Warszawy na zabieg. Dlatego nie była na urodzinach Mariolci.

Patryk Szarota z Kluczborka nawet nie pamięta, jaki był jego motyw rejestracji w banku. Prawdopodobnie usłyszał o tych akcjach w telewizji, choć wówczas jeszcze temat nie był tak nagłaśniany, jak wtedy, gdy z apelem o rejestrowanie się w bankach wystąpiła Doda, zakochana jeszcze w chorym na białaczkę i czekającym na przeszczep Nergalu.
Rejestrowałem się 5 lat temu. Wszystko przebiegało sprawnie i szybko, otrzymałem przesyłkę od fundacji. Były tam m.in. szpatułki oraz ankieta.

Szpatułkami pobiera się próby śliny, dołączona jest do nich szczegółowa instrukcja, jak to zrobić. Ankiety to dokładny wywiad na temat zdrowia wypełniającego, zawiera różne pytania, w znacznej części o przebyte choroby.

- Wysłałem i… zapomniałem - mówi Patryk. Zaczynał wówczas studia.
Po trzech latach otrzymał telefon: - Możesz być dawcą.

Możesz się wycofać, ale...

Zasady są takie, że w każdej chwili dawca może wycofać się ze swej decyzji. I nikt nie będzie robił mu z tego powodu wyrzutów. Koordynatorzy z fundacji zawsze się upewniają, czy ewentualny dawca wciąż podtrzymuje swą decyzję, szczególnie jeśli staje się on potrzebny choremu kilka lat po zarejstrowaniu. Wiele się przecież mogło zmienić - motywacje, poglądy, plany.

- Nie zmieniłem decyzji - mówi Patryk. - Uważałem, że nie można się wycofać akurat wtedy, gdy dla kogoś zaświeciła iskra nadziei, że jednak ma genetycznego bliźniaka, który pomoże mu wyleczyć się z okrutnej i ciężkiej choroby.

Na tym etapie trzeba było przeprowadzić jeszcze jedną ankietę dotyczącą aktualnego stanu zdrowia. Fundacja umówiła mnie także na pobranie krwi w przychodni, dbając o to, żeby była ona najbliżej mego miejsca zamieszkania. Krew trafiła kurierem do Warszawy. Tam ją przebadano.

Po dwóch dniach Patryk otrzymał zaproszenie do Warszawy.
- Powiedziano mi, że są spore szanse, iż moje komórki macierzyste uratują komuś życie - wspomina. - Jeszcze nie wiedziałem, czy to chłopak, czy dziewczyna. Czy z Polski, czy nie.
Ostatecznie okazało się, że pojedzie do Warszawy. Otrzymał dokładne instrukcje: jakie ma połączenia z Warszawą, jak i z jakich taksówek najlepiej korzystać pod dworcem PKP w Warszawie, w jakim hotelu czeka na niego zarezerwowany przez fundację pokój.

- I jeszcze telefon do koordynatorki z fundacji, która się mną opiekowała - mówi. - Gdyby była taka potrzeba, miałem do niej dzwonić o każdej porze.

Dzień po przyjeździe do Warszawy stawił się w klinice na kolejne badania, zrobiono mi na przykład usg jamy brzusznej, aby sprawdzić jakieś powiększenie - mówi.

Dawca dosłownie jest skanowany przez lekarzy. Trzeba mieć bowiem nie tylko pewność, że jego profil genetyczny pasuje do chorego, ale i że dawca nie zarazi biorcy oraz że zabieg nie pogorszy jego stanu zdrowia.

Następnego dnia zostałem już podłączony do aparatury. Dopiero wówczas mógł się dowiedzieć, komu potrzebne są jego komórki macierzyste - to była chora na białaczkę Polka, jego rówieśnica.

Laurka z sercem

- Zasady są takie: dwa lata po poborze komórek macierzystych dawca i biorca mogą z sobą się spotkać, jeśli wyrażą taką wolę - informuje Patryk. - Mamy jeszcze pół roku do tego terminu. Nie wiem, czy się spotkamy.

W końcu to, co najważniejsze, szczególnie w życiu tej dziewczyny, już się wydarzyło.
Mateusz Kopacz też nie jest pewien, czy za parę lat spotka się z osobą, której pomógł. Gna go ku temu spotkaniu ciekawość, ale - z drugiej strony - nie uściski i podziękowania są najważniejsze, ale to, by było jak najwięcej dawców. - Więc teraz skupiam się na przekonaniu innych, aby przystąpili do banku dawców - mówi.

Mariola spotkała się z Catherine. - To była nasza inicjatywa - mówi pani Grażyna. - Poprzez fundację skontaktowaliśmy się z dawcą, zaprosiliśmy do nas na kilka dni. Było trochę zwiedzania okolicy, wspólne spacery. Dobroć bardzo zbliża ludzi, także pochodzących z innych krajów.

Od czasu spotkania minął rok. Mariola dostaje kartki z życzeniami urodzinowymi, sama wysyła swej genetycznej bliźniaczce laurki.
- To moja ciocia - mówi o Catherine.
- I tak rodzina się nam powiększyła - uśmiecha się pani Grażyna. - A mogło być zupełnie inaczej.

Na luzie

Jeśli ktoś nigdy nie wybyczył się przez parę godzin na wyjątkowo wygodnym fotelu, nie podtykano mu pod nos cukiereczków - ten ma okazję przeżyć coś takiego właśnie podczas pobierania komórek macierzystych - śmieją się dawcy.

Pani Grażyna mówi, że nigdy tak długo nie myślała o "niebieskich migdałach". - Podłączono mnie do aparatury, która z jednej strony pobierała moją krew, a z drugiej strony wracała ona do moich żył, tyle że nie miała ona komórek macierzystych, które po drodze oddzieliło z krwi specjalistyczne urządzenie medyczne. A ja słuchałam muzyki.

Patryk: - Siedziałem w fotelu od 8.00 do 13.00. Pełen luz i spokój. Pielęgniarki upewniały się, czy dobrze się czuję.

Mateusz Kopacz z Niemodlina też ma miłe wspomienia, on to mógł sobie nawet pogrymasić:
- Włączono telewizor i mogłem wybrać sobie jakiś film - wspomina. - Ale ten, który wybrałem, nie był najciekawszy. Więc zrezygnowałem z oglądania. Za to pielęgniarki wciąż donosiły mi jakieś słodkości. Była przy mnie też dziewczyna, no i opiekun-przewodnik, który ze mną przyjechał do Drezna, gdzie wykonano zabieg. Te parę godzin spędziliśmy naprawdę przyjemnie - uśmiecha się. - Dużo żartowaliśmy.

Mateusza do zarejestrowania się w banku dawców przekonała dziewczyna:
- Wspólnie zarejestrowaliśmy się w internecie. Wystarczyło parę kliknięć - mówi. - Potem procedura jak wszedzie: szpatułki, pobranie próbek z ust...

W przypadku Mateusza reakcja była błyskawiczna - już 7 miesięcy po rejestracji okazało się, że może być dawcą.

Dziewczyna z Niemiec miała szczeście, że tak szybko znalazła bliźniaka. Niektórzy czekają nawet kilkanaście lat.

- Po wszystkim czułem się dobrze, spokojnie mogliśmy następnego dnia wracać do Polski razem z przewodnikiem, który nam towarzyszył i pokazał Drezno - mówi Opolanin.
Obecnie ma misję - przekonuje wszelkich niedowiarków do bycia dawcą. A że jest miłośnikiem motoryzacji i współorganizuje zlot miłośników aut VAGoVWisko 2012 - to za tydzień, na lotnisku w Polskiej Nowej Wsi, będzie też rozdawał uczestnikom zlotu szpatułki.
Bo bycie dobrym do szpiku kości uzależnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska