Jak uprawia się politykę w Kędzierzynie-Koźlu?

Daniel Polak
Dziś już mało kto pamięta, że zupełnie nową jakość miał przynieść wybór na prezydenta młodego lekarza Tomasza Wantuły.
Dziś już mało kto pamięta, że zupełnie nową jakość miał przynieść wybór na prezydenta młodego lekarza Tomasza Wantuły. Daniel Polak
W Kędzierzynie-Koźlu władza przestała być misją społeczną, a stała się celem samym w sobie. Tutejsi samorządowcy już nawet nie udają, że starają się pracować dla dobra mieszkańców.

Ostatnia sesja rady powiatu była dowodem na to, jak łatwo można podeptać i wykpić ideę samorządności. Radni zebrali się, by głosować nad udzieleniem absolutorium dla zarządu powiatu. Owo absolutorium to ocena wykonania zeszłorocznego budżetu.

Radni powinni kwestionować sposób wydawania pieniędzy tylko wtedy, kiedy mają żelazne dowody, że doszło do poważnych nieprawidłowości. Jeszcze przed sesją opinię w tej sprawie wydała Regionalna Izba Obrachunkowa, która oceniła, że zarząd powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego budżet za 2011 rok zrealizował bez zarzutów.

W takich wypadkach udzielenie absolutorium to w praktyce formalność. Ale nie w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie od zdrowego rozsądku i przyzwoitości bardziej liczy się polityczny łup. Część radnych przyszła na sesję nabuzowana, w kuluarach było słychać, że pokażą zarządowi powiatu "wała".

Cel nr 1: odwołanie starosty, jego zastępcy i trzech pozostałych członków zarządu. Cel nr 2: obsadzenie stołków swoimi ludźmi.

Przypomniały się czasy stalinowskie

Podczas sesji samorządowcy na przemian wylewali kubły zimnej wody na głowę starosty. Wszystkich przebiła jednak Beata Łobodzińska, która najgłośniej skrytykowała zarząd powiatu.

I nie wyróżniałaby się za bardzo z tłumu reszty przekrzykujących się radnych, gdyby nie fakt, że sama w tym zarządzie zasiadała od początku jego kadencji. A zrezygnowała z tego dopiero niedawno, gdy okazało się, że notowania starosty maleją i trzeba uciekać z tonącego okrętu. Część radnych uznała to za szczyt hipokryzji.

- To mi przypomniało czasy Mao Tse-tunga albo lata 50. w Polsce, kiedy politycy musieli składać samokrytykę i bić się w piersi - mówi starosta Artur Widłak.

Na wspomnianej sesji radni nie udzielili zarządowi powiatu absolutorium, co było jednoznaczne ze złożeniem wniosku o jego odwołanie. Głosowanie w tej sprawie ma się odbyć pod koniec wakacji. Krytyką, jaka spadła na nich po pamiętnej sesji, rajcy się nie przejmują, liczą szabelki i oczami wyobraźni obsadzają intrante posady kolejnymi nazwiskami. Platforma Obywatelska z Małgorzatą Tudaj na czele prowadzi rozmowy z Mniejszością Niemiecką na temat przejęcia władzy.

Tyle że ten sam starosta Widłak, który teraz krytykuje radnych za upolitycznienie samorządu i urządzenie hucpy, rok temu sam stał na czele rokoszu, który pozbawił władzy Mniejszość Niemiecką.

Wówczas za sprawą głosów Platformy i Komitetu Tomasza Wantuły z fotela starosty strącono Józefa Gismana, a powodów merytorycznych było o wiele mniej niż tych politycznych. Te same osoby, które wówczas odsuwały Mniejszość Niemiecką od władzy, po roku ramię w ramię idą tę władzę odzyskiwać.

Platforma zgniła od środka

Historia kędzierzyńskiej Platformy Obywatelskiej to kolejny przykład na to, że polityka się degeneruje, jeśli jej celem jest tylko i wyłącznie władza.

Rządzący przez lata powiatowymi strukturami PO Robert Węgrzyn miał zakusy na szefa zarządu regionu. Obawiający się o swoje wpływy szefowie wojewódzkich struktur partii z Leszkiem Korzeniowskim na czele postanowili Węgrzyna i całe jego polityczne otoczenie wypalić gorącym żelazem.

Problem w tym, że z demokratycznej partii nie da się wyrzucić kogoś tylko za to, że ma nieco inne poglądy niż szefowie. Rozpoczęto więc groteskową operację likwidacji kędzierzyńskich struktur. Za oficjalny powód podano, że kędzierzyńscy aktywiści działali na niekorzyść całej partii.

Najpierw zlikwidowano zarząd powiatowy PO, a potem koła osiedlowe. Po wielu miesiącach odbudowano jedno koło osiedlowe w Kędzierzynie-Koźlu, ale zaproszono do niego tylko te osoby, które były dotąd posłuszne władzom wojewódzkim.

Reszta miała definitywnie utracić członkostwo w PO. Wielu prominentnych działaczy, m.in. Grzegorz Chudomięt, Marek Niemiec, Tadeusz Urbańczyk, by zachować status członka partii, zapisało się jednak do kół osiedlowych w innych miastach.

Doszło do kuriozalnej sytuacji, w którym dwa polityczne obozy w PO uzurpują sobie prawo do reprezentowania partii w samorządzie. Władze nowego koła wydały oświadczenie, że Platforma zrywa rządzące koalicje w radach miasta i powiatu.

Część radnych miejskich z PO podjęła jednak inną decyzję. W efekcie w gminie Platforma jest jednocześnie i w koalicji, i opozycji. - Totalny kabaret, groteska. To się nadaje na dobrą komedię - rozkłada ręce jeden z samorządowców. - Pamiętam, jak przed laty ówczesny prezydent Wiesław Fąfara wojował z dybiącym na jego stanowisko Dariuszem Jorgiem. Teraz jest jeszcze gorzej.

Skutek jest taki, że internetowe fora od wielu miesięcy pęcznieją, a zdegustowani mieszkańcy piszą tam o konieczności zwołania referendum odwołującego prezydenta, radę miasta i powiatu.

Czy jest na sali lekarz?

Dziś już mało kto pamięta, że zupełnie nową jakość miał przynieść wybór na prezydenta młodego lekarza Tomasza Wantuły.

- Tomek jest apolityczny i poza wszystkimi układami - mówili jego zwolennicy.
Mieszkańcy tę opowieść kupili, Wantuła w spektakularny sposób wygrał wybory prezydenckie, pokonując w drugiej turze Wiesława Fąfarę z SLD we wszystkich 33 okręgach wyborczych.

Młody lekarz jeszcze na dobre nie usadowił się w prezydenckim fotelu, a już zaczęły się polityczne przepychanki z koalicjantami. Radni z Komitetu Tomasza Wantuły (do 23-osobowej rady weszło ich 8) stworzyli koalicję z Platformą Obywatelską, a na przewodniczącego rady miasta wybrali Rafała Olejnika, również lekarza i bliskiego współpracownika Wantuły.

Problemy pojawiły się przy podziale politycznych łupów, a konkretnie przy obsadzie stanowiska wiceprezydenta. Platforma, nie mogąc się dogadać ze współkoalicjantem, zerwała sojusz i podała rękę radnym SLD i PiS, wybierając na szefa rady Andrzeja Kopcia z PO. Po kilku tygodniach układ znów się zmienił, a PO z powrotem rzuciła się w ramiona ludzi Wantuły.

W ciągu kilku tygodni miasto miało trzech przewodniczących rady miasta, co było ewenementem w historii gminy.
Ostatecznie ludzie Wantuły zgodzili się na to, aby wiceprezydentem z PO został Artur Widłak. Ten sam, który teraz jest starostą…

Prezydent zaczął zwalniać

Jeszcze więcej emocji wzbudza polityka kadrowa Tomasza Wantuły. Takiego trzęsienia ziemi w miejskich spółkach, zakładach i urzędach nie było nigdy w historii Kędzierzyna-Koźla.

Nowy prezydent zaczął od wymiany prezesów i dyrektorów Miejskich Wodociągów i Kanalizacji, Zakładu Energetyki Cieplnej, Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego, Zarządu Budynków Komunalnych, ośrodka kultury i wielu innych.

Na czele kluczowych dla gminy instytucji w większości powoływał nieznanych wcześniej ludzi. Wielu z nich łączyło to, że wcześniej wspólnie z Wantułą udzielali się w harcerstwie. Innym kryterium była obecność w gronie sponsorów kampanii wyborczej.

Sposoby na pozbycie się dotychczasowych szefów miejskich instytucji było różne, jednym z nich była tzw. akcja na prokuraturę. Prezydent miasta najpierw zlecał kontrolę w podległej sobie instytucji, a potem ujawniał rzekome nieprawidłowości.

Potem składał wniosek do prokuratury i w atmosferze podejrzeń zwalniał osobę. Gdy prokuratura umarzała śledztwo, człowieka już nie było. Tak stało się m.in. z Andrzejem Wróblem, byłym szefem Miejskiego Ośrodka Kultury.

- Próbowano postawić mnie w złym świetle i pozbawiono stanowiska dyrektora, formułując zarzuty, które nie miały nic wspólnego z prawdą. To były ciężkie miesiące dla mnie - przyznał Andrzej Wróbel, który po oczyszczeniu z zarzutów nie doczekał się od prezydenta chociażby przeprosin.

Prezydent niedawno zaczął już zwalniać swoich zaufanych dotąd ludzi. Stanowisko kilka dni temu straciła jego dotychczasowa zastępczyni Ewa Dudzińska. Powodem było przyjęcie delegacji klubu sportowego, która z mężem Dudzińskiej przyszła do magistratu zapytać się o możliwość uzyskania dotacji. Wiceprezydent zapewnia, że jej małżonek chciał tylko pokierować sportowców. Wantuła uznał to jednak za działanie nieetyczne i zwolnił podwładną.

Zdaniem wielu samorządowców był to jednak tylko pretekst do pozbycia się urzędniczki, którą wcześniej sam zatrudniał w urzędzie. Nawet opozycja w radzie miasta przyznała, że jest zniesmaczona sposobem, w jakim Wantuła obchodzi się z ludźmi z własnego środowiska.

Jolanta Konsek, szefowa powiatowych struktur Sojuszu Lewicy Demokratycznej, mówi, że jest zażenowana tym, jak uprawia się politykę w Kędzierzynie-Koźlu.

- Gdy jeżdżę na zebrania władz wojewódzkich partii, to koledzy często zaczynają rozmowę od pytania "A co tam zaś u was w tym Kędzierzynie się dzieje?" - mówi Jolanta Konsek. - To, co dzieje się w samorządach miejskim i powiatowym, nie ma nic wspólnego z działalnością na rzecz mieszkańców.

SLD to jedyna partia, którą stać teraz na takie komentarze, bo cała reszta zachowuje się, jakby żadnego problemu z polityczną kulturą w Kędzierzynie-Koźlu nie było. Tyle że Sojusz to partia, która została całkowicie odsunięta od władzy i w obu samorządach znajduje się w opozycji. Gdy sama przed laty była u władzy, podobnych opinii z ust jej członków nikt nie słyszał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska