Jubileusz na Kopie Biskupiej

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
- Bywam w tym schronisku od 1946 roku - mówi Adolf Mikulec (w środku).  A w tym roku odwiedzam je 13. raz, bo tu ciągle coś się zmienia na lepsze. - Kopa Biskupia zawsze przyciągała ludzi - dodaje Jerzy Chmiel (z prawej). - Tu i z małymi dziećmi można wejść bezpiecznie.
- Bywam w tym schronisku od 1946 roku - mówi Adolf Mikulec (w środku). A w tym roku odwiedzam je 13. raz, bo tu ciągle coś się zmienia na lepsze. - Kopa Biskupia zawsze przyciągała ludzi - dodaje Jerzy Chmiel (z prawej). - Tu i z małymi dziećmi można wejść bezpiecznie. Krzysztof Strauchmann
Schronisko PTTK im. Bohdana Małachowskiego, najwyżej położona budowla Opolszczyzny, obchodziła w sobotę 85. urodziny. I ma się świetnie!

Od 85 lat kolejne pokolenia turystów tu zdobywają pierwsze szlify wędrowców górskich. Schronisko PTTK im. Bohdana Małachowskiego stoi na wysokości 750 metrów nad poziomem morza, w środku świerkowego lasu, tuż przy granicy z Czechami. Stąd na szczyt Kopy idzie się jeszcze tylko kilkanaście minut.

- Tu zawsze w nocy pali się światło, żeby można trafić z daleka - mówi Ryszard Leśniewski, kierownik schroniska górskiego. - Do nas można wejść o każdej porze dnia i roku.

- Jest tu coś magicznego, przyciągającego - przyznaje Barbara Drożdżowicz, turystka z Prudnika. - Ja sama jestem tu zawsze, kiedy chcę trochę odpocząć. Razem z prudnickim PTTK-iem robimy tu nawet nocne rajdy i zawsze miło nas przyjmują. Nie mają nic przeciwko, nawet gdy wyciągamy na stoły własne kanapki.

- Schronisku trafił się bardzo dobry gospodarz - cieszy się Adolf Mikulec, przewodnik turystyczny z Nysy i nestor opolskiego środowiska PTTK. Sam pamięta schronisko od 1946 roku. - Na szczęście jest tu człowiek zakochany w górach, który robi więcej, niż od niego wymagają. Jestem tu 13. raz w tym roku i za każdym razem coś się zmienia na lepsze.

- Cieszymy się, że opinia turystów o atmosferze w schronisku jest coraz lepsza - komentuje Ryszard Leśniewski. - Ciężko na to pracujemy. Ale te nieprzespane noce, przepracowane weekendy, bycie na co dzień z turystami to bardzo przyjemne starania. Poza tym żyje się nam na Kopie powoli, cicho, statecznie. Jednym słowem - dobrze.

W ciągu roku Kopę odwiedza kilkadziesiąt tysięcy turystów. Przybywają przede wszystkim z Górnego Śląska i z okolic Wrocławia.

- Kopa Biskupia zawsze przyciągała ludzi - opowiada Jerzy Chmiel, przewodnik turystyczny z Głuchołaz. - Może miejscowi garną się trochę mniej, bo na co dzień widzą Kopę. Czasem, kiedy prowadzimy miejscowe wycieczki szkolne, okazuje się, że połowa dzieci jest w schronisku i na szczycie po raz pierwszy. Może gdyby nie wycieczka szkolna wcale by tu nie dotarli? A przecież turystyka to świetny sposób, żeby trochę odciągnąć młodzież od ekranu komputera.

Otwarcie granicy z Czechami nie spowodowało masowego odpływu gości w czeskie góry. Za to czescy i polscy turyści coraz chętniej korzystają ze szlaków wiodących ze Zlatych Hor czy czeskiej przełęczy Petrove Boudy, gdzie można wygodnie dojechać samochodem. Dojście do schroniska tzw. Pętlą Wolfa to wygodny spacer trwający niecałą godzinę po pięknej, pełnej panoram drodze leśnej. Przybywa też turystów na rowerach górskich.

- Te góry są bardzo przyjazne dla ludzi - dodaje Jerzy Chmiel. - Spotkałem tu kiedyś małżeństwo z małymi dziećmi. Opowiadali, że są zakochani w Tatrach, ale kiedy urodziły im się dzieci, nagle Tatry okazały się dla nich niedostępne. Przypadkowo trafili na wypoczynek do Pokrzywnej i stwierdzili, że tu da się wejść wszędzie nawet z małym dzieckiem.

- Przybywa turystów poza sezonem, jesienią i wiosną - mówi Paweł Szymkowicz, przewodnik i szef głuchołaskiego wydziału promocji. - To głównie zasługa gestorów bazy turystycznej z Pokrzywnej czy Jarnołtówka, którzy ściągają do siebie ruch turystyczny. Ale w efekcie gości widać także na Kopie.
- Od kilku lat faktycznie sezon letni trwa u nas coraz dłużej - przyznaje kierownik schroniska na Kopie. - Mamy nadzieję, że niebawem będzie trwał okrągły rok. Promujemy się, organizujemy różne imprezy, spotkania edukacyjne dla dzieci. Po dłuższym czasie to zaczyna przynosić efekt.

- Przybywa też turystów indywidualnych, wykwalifikowanych - dodaje Adolf Mikulec. - Spotkałem tu niedawno grupę młodych z plecakami. Zaczynali akurat trzytygodniową wędrówkę głównym szlakiem sudeckim im. Orłowicza z Prudnika aż do Świeradowa.

Sobotnie spotkanie mimo deszczowej aury nie odstraszyło wytrwałych wędrowców górskich. Był festiwal piosenki turystycznej, odsłonięcie pamiątkowej tablicy, ale przede wszystkim liczne spotkania znajomych i wspomnienia z dawnych lat. Bo przecież każdy w młodości był na Kopie i w schronisku przeżył jakąś barwną przygodę.

- W 1971 roku skończyłem technikum mechaniczne i zacząłem pierwszą pracę w Zakładach Galanterii Metalowej w Głuchołazach - wspomina Jerzy Strzelczyk, turysta z Białej Nyskiej, który na Kopę wjechał na rowerze. - Założyłem w zakładzie koło PTTK i poszedłem do dyrektora po zgodę, aby na tablicy ogłoszeń powiesić informację, że organizujemy rajd na Kopę. Dyrektor przeczytał ogłoszenie i mówi mi: Dlaczego tu jest napisane, że trzeba się wstawić na miejscu zbiórki? Wstawić to się możecie potem, a na miejscu zbiórki trzeba się stawić. I sam poprawił błąd pisarski.

Pierwszy rajd zakładowy wniósł na górę 20 butelek wina do grzańca i dwa pieczone indyki, które przyrządzono na ognisku pod schroniskiem.

- Na ten pierwszy rajd pojechały 22 osoby - wspomina pan Jerzy. - Same młode i piękne dziewczyny i tylko ja jeden chłopak. To były czasy!

- Jeszcze zanim na Kopie utworzono przejście graniczne, byłem z grupą polskiej młodzieży na obozie w Czechach - opowiada Jerzy Chmiel. - Mieliśmy całodniową wycieczkę ze Zlatych Hor na Kopę i zaplanowaliśmy obiad w naszym schronisku, do którego trzeba się było dostać przez zieloną granicę.

Na szlaku pod wieżą upewniliśmy się, że nikogo nie widać, i skoczyliśmy wszyscy przez granicę do zagajnika. A z niego wyskakuje żołnierz WOP. Ledwie się wytłumaczyliśmy, że jesteśmy Polakami i chcemy tylko na obiad. Przymknął oko.

- Dziesięć lat temu pisałem artykuł o historii browarów w Głuchołazach i bardzo mi brakowało ilustracji do tekstu - wspomina Paweł Szymkowicz. - Szedłem akurat na Kopę, a tu na drodze coś się błyszczy. Znalazłem porcelanowy kapsel z nazwą browaru z Głuchołaz. W sam raz do ilustracji. I czy to nie jest magiczna góra?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska