Odszkodowanie za niesłuszny areszt. Ile nas to kosztuje?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Średnio w 14 procentach spraw aresztowych proces kończył się ostatecznie uniewinnieniem. To oznacza, że ok. 3 tys. osób rocznie może domagać się od Skarbu Państwa odszkodowania za niesłuszne aresztowanie.
Średnio w 14 procentach spraw aresztowych proces kończył się ostatecznie uniewinnieniem. To oznacza, że ok. 3 tys. osób rocznie może domagać się od Skarbu Państwa odszkodowania za niesłuszne aresztowanie.
3 tysiące osób rocznie może domagać się od Skarbu Państwa odszkodowania za niesłuszne aresztowanie. Tylko w 2011 roku kosztowało to podatników 14,5 mln złotych!

W historii Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie tylko jeden raz dyrekcja wysłała do prokuratury zawiadomienie, że podejrzewa swojego pracownika o przestępstwo.

W kwietniu 2006 roku dyrektor Kordian Kolbiarz przekazał nyskiej prokuraturze wyniki wewnętrznej kontroli urzędu, która sprawdzała sprawy prowadzone przez starszą referentkę Danutę O.

- Nasza kontrola nie znalazła podstaw do podejrzeń o korupcję, ale ujawnione działania pracownicy uznaliśmy za nieetyczne. A moim zdaniem urzędnik publiczny powinien spełniać najwyższe standardy etyczne - opowiada dziś zdawkowo dyrektor Kolbiarz. I nie chce po latach komentować sprawy.

Zostało w rodzinie

Danuta O. przepracowała w pośrednictwie pracy ponad 30 lat bez zastrzeżeń. W 2005 roku zajmowała się prowadzeniem spraw bezrobotnych, którzy starają się o dotację na rozpoczęcie działalności gospodarczej.

Doradzała im, pomagała przygotować dokumenty, opiniowała wniosek i wreszcie kontrolowała wydatki z dotacji, czy są zgodne z zawartą umową. W 2005 roku prowadziła między innymi sprawę Adama K., który zabiegał o dofinansowanie na otwarcie magla i ostatecznie otrzymał z urzędu pracy 11 tys. zł.

W czasie kontroli ujawniono, że Adam K. kupił za 5 tys. zł regały i magiel używany od osoby prowadzącej wcześniej podobną działalność. Tą osobą okazała się matka Danuty O. Dodatkowo Adam K. kupił używany samochód od męża i syna Danuty O. za 2 tys. zł. Zapłacił za to pieniędzmi z dotacji.

Prowadzący śledztwo w tej sprawie policjanci i prokurator z Nysy przesłuchali Adama K. To prawdopodobnie on wskazał im jeszcze druga osobę - Dariusza S., który akurat wtedy przebywał w areszcie śledczym w Prudniku w związku z inną sprawą.

Przesłuchany jeszcze w areszcie Dariusz S. zeznał, że w 2005 roku także starał się o dotację na rozpoczęcie działalności gospodarczej przez bezrobotnego. Kontaktował się wtedy z Danutą O. Odwiedził ją w jej domu pod Nysą.

Tam urzędniczka miała od niego zażądać tysiąca złotych łapówki w zamian za pozytywne zaopiniowanie wniosku i pomoc w uzyskaniu dotacji.

Społeczeństwo się niepokoi

Dysponując takimi zeznaniami, policjanci 10 kwietnia weszli w godzinach pracy do urzędu i wyprowadzili skutą Danutę O. na oczach personelu i klientów. Sąd Rejonowy w Nysie na krótkim posiedzeniu uznał wniosek prokuratury, że podejrzana może mataczyć i wpływać na zeznania świadków.

Sąd przyjął, że zarzut korupcji państwowego funkcjonariusza jest zagrożony wysoką karą, a samo śledztwo ma charakter rozwojowy. Danuta O. trafiła na trzy miesiące do aresztu tymczasowego w Opolu.

- To było bardzo upokarzające - opowiada dzisiaj Danuta O. - Trafiłam do celi z sześcioma kobietami.

Opowiadały o swoich sprawach, jedna była zamieszana w morderstwo, inna miała sprawę za trucie swoich dzieci, jeszcze kolejna pchnęła nożem swojego męża. Prosiłam o wsparcie psychologa, ale osoby tymczasowo aresztowane mają mniejsze uprawnienia niż odbywające karę.

Dla mnie nigdy nie było czasu. Musiałam za własne pieniądze w sklepiku dokupywać sobie środki higieny. Zatrzymano mnie przed samą Wielkanocą. W więzieniu skromny posiłek świąteczny przygotowałyśmy na prześcieradle na podłodze w celi, ale ja i tak nie mogłam nic zjeść. Przez cały areszt uniemożliwiono mi kontakt z mężem.

Córce pozwolono na widzenie dopiero po interwencjach adwokata. Tymczasowy areszt był dla mnie szokiem, bo przecież od początku współpracowałam ze śledczymi. Odpowiadałam na każde pytanie, sama się dopytywałam, czy jeszcze coś ode mnie chcą.

Obrońca Danuty O. zaskarżył postanowienie o tymczasowym areszcie, ale pod koniec kwietnia Sąd Okręgowy w Opolu odrzucił zażalenie. Po trzech miesiącach śledztwa nyska prokuratura wystąpiła do sądu o przedłużenie aresztu na kolejne trzy miesiące.

Sąd w Nysie dał taką zgodę, ale po odwołaniu obrony Sąd Okręgowy tym razem uchylił areszt. Uznał, że zaszły dodatkowe okoliczności o charakterze społecznym. Danuta O. ma rodziców w podeszłym wieku, którzy wymagają jej opieki, poza tym jej mąż cierpi na chorobę przewlekłą i musiał z tego powodu zrezygnować z pracy. Po 3,5 miesiąca za kratami kobieta wyszła na wolność.

Po jej uwolnieniu poseł Samoobrony z Otmuchowa Józef Stępkowski skierował poselskie zapytanie do ministra sprawiedliwości, pisząc o swoim i wyborców "głębokim zaniepokojeniu", że urzędniczka, która żądała od bezrobotnego tysiąca złotych, nie przebywa w areszcie śledczym. "Czy korupcja w urzędach będzie się poszerzać?" - pytał ministra poseł.

Odpowiedź wiceministra Jerzego Engelkinga do dziś tkwi w internetowym archiwum Sejmu jako dokument publiczny. Widnieje w nim pełne nazwisko Danuty O. i obu świadków oskarżenia. "Decyzja o uchyleniu tymczasowego aresztu podejrzanej nie oznacza, że pozostanie ona bezkarna" - zapewniał wtedy posła wiceminister.

Sprawa się rypła

Pod koniec roku 2006 nyska prokuratura oskarżyła Danutę o korupcję w związku z pełnioną funkcją publiczną. W akcie oskarżenia napisano, że zażądała od Dariusza S. tysiąca złotych dla siebie w zamian za udzielenie pomocy przy prowadzeniu jego wniosku o dotację.

Do przekazania pieniędzy ostatecznie nie doszło, bo Dariusz S. zrezygnował ze starań o dofinansowanie. Prokurator uznał także, że Danuta O. uzależniła pozytywne rozpatrzenie kolejnego wniosku Adama K. od zakupienia od jej rodziny magla czy samochodu, co też wyczerpuje znamiona korupcji.

Jak mówią prawnicy, na rozprawie akt oskarżenia "się posypał". Całe oskarżenie opierało się na zeznaniach obu mężczyzn, tymczasem sąd już na wstępie miał duże problemy, żeby ich przesłuchać. Jeden wyjechał za granicę, zresztą w Polsce był poszukiwany listem gończym do innej sprawy karnej. Doprowadzono go na rozprawę dopiero po apelacji.

Drugi też miał za sobą kryminalną przeszłość. Przed sądem jeden z nich całkowicie zmienił zeznania i stwierdził, że to śledczy kazali mu obciążać Danutę O. Ostatecznie w listopadzie ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Nysie uznał, że świadkowie oskarżenia są kompletnie niewiarygodni i nie ma żadnych dowodów, aby mówić o winie oskarżonej.

Uznał także, że sprzedanie wyposażenia przez członków rodziny bezrobotnemu, który dostał na to państwowe dofinansowanie, nie jest przestępstwem.

- Stawianie mi zarzutu, że komukolwiek udzieliłam rzetelnej informacji, jest jakieś chore - komentuje dziś Danuta O. - Przecież to jest podstawowym obowiązkiem każdego urzędnika. Moja mama nigdy nie była stroną żadnego postępowania w urzędzie pracy. Nigdy nie dostała grosza dotacji. Prowadziła normalną działalność gospodarczą. Dlaczego miały ją obowiązywać jakieś ograniczenia przy sprzedaży swojego majątku? Przecież mamy swobodę działalności gospodarczej. Dyrektor PUP uznał moje postępowanie za rażące naruszenie etyki. Tymczasem moje postępowanie nie naruszyło żadnego kodeksu postępowania pracownika publicznego. Nigdzie nie ma takich norm.

W międzyczasie zawaliło się życie zawodowe Danuty O. Jeszcze w czasie pobytu w areszcie urząd rozwiązał z nią umowę o pracę ze względu na długotrwałą, choć uzasadnioną, nieobecność w pracy. Dyrektor Kordian Kolbiarz zatrudnił kobietę po jej wyjściu na wolność na zupełnie nowym stanowisku pomocy biurowej, z najniższym wynagrodzeniem. Dziś przyznaje, że zrobił to z litości, bo Danuta O. bardzo ciężko przeżyła pobyt w areszcie.

Miesiąc przed wydaniem ostatecznego wyroku uniewinniającego Danuta O. straciła po raz kolejny zatrudnienie. Tym razem oficjalnym powodem były oszczędności w "pośredniaku" i likwidacja jej stanowiska. Danuta O. uważa, że faktyczną przyczyną wyrzucenia jej z pracy jest nadal sprawa karna i areszt sprzed 6 lat. Dlatego domaga się osobno w sądzie pracy przywrócenia na dawne stanowisko.

Miliony za areszty

Na początku sierpnia Sąd Okręgowy w Opolu przyznał kobiecie odszkodowanie za niesłuszny areszt. Sąd wyliczył jej zadośćuczynienie w wysokości 10 tys. zł miesięcznie, co przy trwającym 3,5 miesiąca okresie izolacji daje łącznie kwotę 35 tys. zł.

Dodatkowo zasądzono odszkodowanie - 9 tys. zł.

Danuta O. w pozwie domagała się 140 tys. zł zadośćuczynienia i 100 tys. odszkodowania. Wyrok nie jest prawomocny.

Prokurator już wniósł apelację i domaga się obniżenia zadośćuczynienia do kwoty łącznej 10 tys. zł (2,5 do 3 tys. zł za miesiąc). Taka jest bowiem kwota przeciętna.

- Sąd uznał, że intensywność negatywnych przeżyć związanych z pozbawieniem wolności była w tym przypadku większa niż przeciętnie - mówi Ewa Kosowska-Korniak, rzecznik Sądu Okręgowego. - Stąd wysokość zadośćuczynienia - średnio 10 tys. za miesiąc.

- Dla mnie ten wyrok też nie jest satysfakcjonujący - mówi Danuta O. - Przez pięć lat pracowałam na najniższym stanowisku za najniższą pensję. Sąd powinien mi przynajmniej wyrównać różnicę do zarobków, jakie otrzymywałam przed aresztowaniem. Tymczasem Sąd Okręgowy uznał, że to nie areszt był przyczyną zwolnienia mnie z pracy w 2006 roku.

Według danych Prokuratora Generalnego w 2011 roku w tymczasowym areszcie przebywało w całej Polsce 22,7 tysiąca osób. W ponad 5,3 tys. przypadków ich obrońcy żalili się na postanowienia sądów rejonowych. W 760 przypadkach sąd okręgowy decydował o jego uchyleniu, uznając areszt za bezzasadny.

Spośród prawie 23 tysięcy tymczasowo aresztowanych 2,1 tys. osób siedziało ponad pół roku, 283 osoby ponad rok, a 8 osób dłużej niż 2 lata, czekając na prawomocny wyrok sądowy albo zgodę, aby na procesie odpowiadać z wolnej stopy.

Średnio w 14 procentach spraw aresztowych proces kończył się ostatecznie uniewinnieniem. To oznacza, że ok. 3 tys. osób rocznie może domagać się od Skarbu Państwa odszkodowania za niesłuszne aresztowanie. W 2009 roku sądy przyznały odszkodowania za niesłuszny areszt o łącznej wysokości 5,3 mln zł. W roku 2010 - o łącznej wysokości 11,3 mln. W roku ubiegłym - 14,5 mln zł. Płaci je Skarb Państwa, czyli my, wszyscy podatnicy.

W 2011 roku Prokurator Generalny wystąpił do Ministra Sprawiedliwości z wnioskiem o zmianę kodeksu postępowania karnego, tak aby umożliwić Skarbowi Państwa regres, czyli domaganie się zwrotu zasądzonego odszkodowania od osób, które swoim bezprawnym działaniem spowodowały niesłuszne aresztowanie. Do teraz wniosek nie trafił jeszcze do Sejmu.

- Zabrano mi godność i wszelkie prawa. Zostałam skrzywdzona przez swojego pracodawcę, który na początku nawet mnie nie poprosił o wyjaśnienie całej sprawy, a potem przez prokuraturę - mówi Danuta O. - Pięć lat cierpliwie czekałam na wyrok, bo wiedziałam, że jestem niewinna. Teraz tylko walczę o swoje prawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska