Skąd ksiądz z Wysokiej miał miliony złotych? Tajemnica spowiedzi

Sławomir Darguła
Przez 16 lat ksiądz K. był proboszczem w Wysokiej pod Branicami. Ale pewnego dnia do wsi przyjechał sam biskup i odwołał go z funkcji. Wszystko przez pieniądze - 2,5 miliona złotych - którymi, jak ustalili dociekliwi urzędnicy skarbowi, duchowny nie chciał podzielić się z fiskusem.

Wysoka. Wioska w gminie Branice tuż przy granicy z Czechami. Niewiele ponad 500 dusz. Większość mieszkańców to repatrianci ze Wschodu, którzy przyjechali tu w 1945 roku, oraz ich potomkowie. Jest tu sklep, remiza strażacka, świetlica wiejska, boisko sportowe, kościół.

Miejscowi utrzymują się przede wszystkim z pracy na roli. Przesadnego bogactwa tu nie widać, raczej biednie, ale schludnie. Elewacje większości poniemieckich domów odmalowane, podwórka wysprzątane, na posesjach widać maszyny rolnicze i samochody. Niedawno odremontowano też świetlicę wiejską, połatano dziury w drogach, położono nawet kawałek nowego asfaltu.

Dwa tygodnie temu w Wysokiej było wielkie świętowanie. To tutaj odbyły się dożynki powiatowe. Przyjechał starosta, burmistrzowie okolicznych gmin, goście z Czech. Ale o imprezie przypominają już tylko kompozycje z kukurydzy, zboża i warzyw, które zdobią podwórka, płoty czy domy.

Zresztą teraz wieś żyje czymś zupełnie innym...

Czytaj także: Ksiądz dostał 2,5 mln zł. Nie chce powiedzieć od kogo, więc musi zapłacić gigantyczny podatek

Ksiądz milionerem?

Po prawej stronie, tuż przy wjeździe do Wysokiej od strony Branic, stoi kościół pod wezwaniem Serca Pana Jezusa. Żółta odnowiona elewacja, na placu uwijają się robotnicy remontujący świątynię, którą w 1896 roku wzniósł sam biskup Józef Nathan, założyciel Miasteczka Miłosierdzia, dzisiejszego szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Branicach. Stąd niedaleko do piętrowego, niepozornego białego budynku. To plebania. Jej lokatorem jest ksiądz K. Jeszcze w ubiegłym roku był proboszczem.

Ale niespodziewanie pewnego dnia do wsi przyjechał sam biskup i odwołał go ze stanowiska. Wszystko przez pieniądze. I nie chodzi tu o byle jaką sumkę, tylko całkiem okrągłą - 2,5 miliona złotych - którymi, jak ustalili dociekliwi urzędnicy skarbowi, duchowny nie chciał dzielić się z budżetem państwa. Kapłan nie przyznał się do pieniędzy ani w zeznaniu podatkowym, ani w wykazie datków od wiernych.

Śląski wątek

Na trop nieopodatkowanych pieniędzy urzędnicy skarbowi trafili podczas kontroli dokumentacji finansowej Huberta W., jednego z biznesmenów z województwa śląskiego. Przedsiębiorca powiedział urzędnikom, że pieniądze na rozpoczęcie działalności gospodarczej dostał od księdza z Wysokiej. W związku z tym przedstawiciele fiskusa przyjechali na parafię. Duchowny nie ukrywał, że zna biznesmena. Panowie poznali się na przełomie 2001 i 2002 roku. To wtedy ksiądz K. wjechał samochodem do rowu, a przejeżdżający przypadkowo Hubert W. pomógł mu w nieszczęściu.

- Ksiądz dał mi wtedy numer telefonu i powiedział, że jeśli będę w potrzebie, to mogę do niego dzwonić - mówił biznesmen urzędnikom.

Za jakiś czas potrzebował pieniędzy na rozkręcenie interesu. Poprosił proboszcza o pożyczkę. Ten miał mu dać pół miliona. Potem duchowny przekazał mu kolejne pieniądze, w sumie 2,5 mln zł. Jak wynika z akt sprawy, duchowny nie chciał nic w zamian od Huberta W. Biznesmen zwrócił całą kwotę trzy lata później.

Fiskus wziął więc pod lupę dochody księdza. Szybko się okazało, że 2,5 mln zł to kwota znacznie przekraczająca jego możliwości finansowe. Duchowny utrzymuje się z pracy jako katecheta, datków mieszkańców wsi, ślubów, pogrzebów czy chrzcin. Urzędnicy skarbowi uznali więc, że powinien zapłacić podatek od nieujawnionych fiskusowi dochodów.

- Podatek ten wynosi, zgodnie z prawem, 75 procent nieujawnionej kwoty - wyjaśnia Agnieszka Jóźwin-Dalecka z Izby Skarbowej w Opolu.

W wypadku księdza z Wysokiej to ponad 1,8 mln zł. Skąd u duchownego z niewielkiej wioski na rubieżach Opolszczyzny takie pieniądze? Proboszcz tłumaczył urzędnikom skarbówki, że dostał je na przechowanie od innego biznesmena, również z województwa śląskiego. Nie ma na to jednak dowodów. Problem też w tym, że przedsiębiorca ten już nie żyje. Również jego najbliżsi nic o takich pieniądzach nie wiedzą, chociaż ksiądz zapewnia, że oddał mu je przed śmiercią. Na koniec duchowny poinformował urzędników, że nic więcej nie powie, bo obowiązuje go... tajemnica spowiedzi.

Ludzie bronią księdza

Ksiądz K. do Wysokiej trafił w 1995 roku. Został tam proboszczem. Ze świecą szukać we wsi człowieka, który coś złego o nim powie.

- Uczynny, wspaniały kapłan - opisuje duchownego Maria Krompiec, wójt gminy Branice, prywatnie mieszkanka Wysokiej i członek rady parafialnej. - Proszę spojrzeć na nasz kościół. Jest wyremontowany, wokół czysto i ładnie. Nie słyszałam też jeszcze o tym, żeby komuś odmówił pomocy. Takiego księdza chcieliby wszyscy.

To właśnie dzięki księdzu K. w Wysokiej udało się m.in. wyremontować organy, wymienić żyrandole i drzwi, odmalować kościół wewnątrz i jego zewnętrzną elewację, wyremontować wieżę, odnowić witraże. Ksiądz dba również o kościół w Boboluszkach, który należy do parafii.

- Fundusze dali sponsorzy, były zbierane wśród parafian - mówi Maria Krompiec.
Ale zapytana o pieniądze, które miał zataić przed fiskusem, ucina: - To prywatne sprawy naszego księdza, my mu do portfela nie zaglądamy, nic nam do tego - mówi pani Maria.

Murem za swoim kapłanem stoi niemal cała wioska.
- Dajcie żyć naszemu księdzu - mówi pani Anna, jedna z parafianek, którą w poniedziałek spotykamy pod kościołem. Nazwiska nie powie, bo mediom nie ufa. Zwłaszcza kiedy piszą o duchownych. - Zresztą pieniądze to jakaś bujda. Nasz ksiądz nie przypomina milionera i nie zachowuje się jak bogacz. Jak nie nosi sutanny, to wygląda jak każdy chłop z naszej wsi. Ludzie! Gdyby miał 2,5 mln zł, to musiałby je wydawać. Przecież całe życie w skarpecie by ich nie trzymał. Jaki miałoby to sens. To śmiechu warte.

Pukamy do drzwi jednego z domów w centrum wsi. Otwiera mężczyzna po czterdziestce. Kiedy słyszy, że ma do czynienia z dziennikarzem i pytanie o księdza, zamyka drzwi, ale zaraz otwiera i mówi:

- Jeśli coś jest na rzeczy, to niech biskup weźmie go do konfesjonału, wyspowiada i będzie miał pewność, czy nasz proboszcz coś kręci, czy nie - mówi. - Moje zdanie jest takie, że to porządny człowek. Dał mi ślub, chrzcił moje dzieci, pochował ojca. Innego księdza nie chcę.

Ksiądz w sądzie przegrał

Tłumaczenia księdza K. nie przekonały urzędników skarbowych. Dyrektor Izby Skarbowej w Opolu nie ugiął się i podtrzymał decyzję nakładającą karę na księdza, który musi zwrócić fiskusowi ponad 1,8 mln zł. Duchowny zaskarżył więc decyzję urzędników do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu. Zrobił to jeszcze w ubiegłym roku. Sąd nie wyznaczał jednak wówczas terminu pierwszej rozprawy. W tym samym czasie do Trybunału Konstytucyjnego wpłynęło bowiem zapytanie w podobnej sprawie.

- Chodziło o to, czy konstytucyjne jest w ogóle naliczanie tak wysokich kar nieuczciwym podatnikom - wyjaśnia sędzia Jerzy Krupiński, przewodniczący z Wydziału Informacji Sądowej Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu.

Trybunał uznał ostatnio, że naliczanie takich kar jest zgodne z konstytucją. W związku z tym sprawa księdza spod Głubczyc trafiła wreszcie na wokandę. Tydzień temu opolski sąd oddalił skargę proboszcza.

- Podzielił bowiem ustalenia urzędu skarbowego co do tego, że wykazany majątek nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistych dochodach księdza. Nie dał też wiary wyjaśnieniom złożonym przez podatnika - mówi sędzia Krupiński. - Nic więcej jednak nie mogę powiedzieć ze względu na to, że rozprawa była utajniona.

Wyrok jest nieprawomocny. Księdzu przysługuje odwołanie do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Najprawdopodobniej skorzysta z tego prawa.

Biskup zrobił swoje

Kiedy sprawa z majątkiem księdza K. wyszła na jaw, do Wysokiej przyjechał sam biskup. Było spotkanie z radą parafialną i parafianami. Tam ordynariusz dowiedział się, że owieczki nie chcą innego przewodnika duchowego.

- Ksiądz biskup odwołał jednak księdza z funkcji proboszcza i ustanowił go rezydentem na parafii - tłumaczy ksiądz Joachim Kobienia, sekretarz biskupa opolskiego Andrzeja Czai. - Czekamy na zakończenie sprawy. Trzeba pamiętać, że ubiegłotygodniowy wyrok w tej sprawie jest nieprawomocny.

Co to oznacza?

Ksiądz K. jest kapłanem w Wysokiej, sprawuje tam wszystkie obowiązki duszpasterskie. Natomiast sprawy finansowe parafii biskup powierzył księdzu dziekanowi dekanatu branickiego oraz tutejszej radzie parafialnej.

Ksiądz K. nie chce komentować całej sprawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska