Stacje opieki opolskiej Caritas. Niosą słowo i ukojenie

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Maria Gryszczyk (z lewej) i Bogumiła Bartoszek, pielęgniarki ze stacji Caritas w Dobrzeniu Wielkim,  w domu pacjenta.
Maria Gryszczyk (z lewej) i Bogumiła Bartoszek, pielęgniarki ze stacji Caritas w Dobrzeniu Wielkim, w domu pacjenta.
20 lat temu otwarto w Dobrzeniu Wielkim pierwszą stację opieki Caritas. Dziś w regionie pracują 54 takie stacje, dbając o chorych, starszych i samotnych.

Pracy mamy teraz nawet więcej niż 20 lat temu - mówi Irena Uliczka, która od dwóch dekad kieruje stacją w Zielinie dla gminy Strzeleczki. - Coraz więcej młodych wyjeżdża z regionu za pracą. Coraz więcej chorych i emerytów zostaje bez pomocy i opieki. Szpitale często skracają pobyt pacjentów do minimum. Chory wraca do domu i jest zdany na naszą pomoc. W trzy pielęgniarki (jedna na pół etatu) opiekujemy się ponad setką pacjentów. Zmieniamy opatrunki, podajemy kroplówki i zastrzyki, wykonujemy zabiegi pielęgnacyjne, pobieramy krew i zawozimy ją do laboratorium i robimy mnóstwo innych rzeczy.

Pielęgniarki ze stacji wspierane przez wolontariuszy z parafialnych zespołów Caritas wykonują także inne prace: pranie, robienie zakupów, sprzątanie, dowożenie posiłków, drobne domowe naprawy.
Pani Irena, jak każda ze 166 pielęgniarek zatrudnionych w stacjach, odwiedza codziennie około 10-12 osób. Ale zdarzają się dni, że trzeba zdążyć do 18 domów.

Pacjentki w oknach

- Na początku wyglądało to tak, że wypytywaliśmy sołtysów, kto na ich terenie jest chory lub nie ma przy nim biskich i potrzebuje pomocy - wspomina Lidia Paterak, kierowniczka stacji opieki Caritas w Pawłowiczkach. - Do pacjentów najciężej chorych, zwłaszcza tych z nowotworami, jechało się nawet cztery razy w ciągu dnia. Pacjentki były tak do nas przyzwyczajone, że czekały w oknie aż przyjedziemy, wiedziały, że będziemy miały czas na rozmowę z nimi. Po 10-12 latach takich spotkań byłyśmy traktowane jak rodzina. Bardzo przeżywałyśmy odejście każdej z takich osób. Rodzina była tak z nami zżyta, że byłyśmy proszone, by wziąć chorego za rękę, zapalić świecę, pomodlić się i pomóc mu przejść granicę śmierci.

- Dlaczego mamy teraz tego czasu mniej? - zastanawia się pani Lidia? - Kiedy zaczęliśmy współpracować z kasami chorych, sytuacja finansowa stacji pewnie się poprawiła, ale zostałyśmy zobowiązane do wypełniania dokumentacji. Ta biurokracja niestety, trwa. Podopieczni często z tego powodu cierpią. Sądzą, że pielęgniarka ich nie lubi, skoro nie zostaje, by z nimi porozmawiać.

Przeniesienie z Niemiec na Śląsk Opolski modelu funkcjonowania Stacji Opieki Caritas jest przede wszystkim dziełem dwóch ludzi: kanclerza Niemiec Helmuta Kohla i biskupa opolskiego Alfonsa Nossola.

- Helmut Kohl zaproponował, że w ramach budowania polsko-niemieckiego pojednania bońskie wówczas MSW utworzy na terenie diecezji opolskiej socjalne stacje Caritas, wyposaży je w samochody i w potrzebny sprzęt - wspomina ks. abp Alfons Nossol. - Wahałem się, czy skorzystać, ze względu na zaangażowanie ministerstwa z Niemiec, ale po namyśle uznałem, że trzeba się odważyć. Na mnie i tak wieszano wtedy psy i nazywano szwabem, a ludzie chorzy, samotni, których dzieci wyjechały za granicę, mogli zyskać dostęp do opieki medycznej. To przeważyło.
Czuwają w świątek, piątek i niedzielę

Pomoc niemieckiego rządu w urządzeniu stacji liczona w kilkunastu milionach euro trafiła na Śląsk Opolski ze względu na funkcjonowanie tu mniejszości niemieckiej. Abp Alfons Nossol od początku był zdania, że ów dar powinien służyć wszystkim, niezależnie od narodowości.

- Zawsze wspominam staruszkę, z którą rozmawiałem w Otmęcie przy okazji bierzmowania w tej parafii - opowiada abp Nossol. - Prosiła przez swojego proboszcza, bym ją odwiedził. "Księżołszku - mówiła pięknie gwarą - jo bym wóm chciała podziynkować za te stacje. Wiycie, jo już boła pół roku niy kompano. Joł już śmierdziała. A teraz co sobota rano te dziołchy po mie przijadom, łoblekom mie, potym wykompiom, dadzom mi medikamynty i joł czujam, że ftoś się ło mie troszczy. I joł zajś żyja jak czowiek".

Początkowo Niemcy finansowali nie tylko sprzęt, ale i pensje dla trzech pielęgniarek w każdej stacji. Wkrótce Caritas poprosił gminy, by wzięły na siebie ten obowiązek.

- Na początku zdarzało się i tak, że samorządowcy nie bardzo dowierzali, co my tak naprawdę chcemy robić - wspomina ks. dr Ginter Żmuda, dyrektor wydziału finansowo- gospodarczego opolskiej kurii, a na początku lat 90. dyrektor biura rejonowego w Nysie. - Niektórzy spoglądali czasem na mnie, młodego wtedy księdza, dość nieufnie, jakbym opowiadał bajki. To, że miałem biuro, a nawet sekretarkę, wywoływało nie zawsze życzliwe komentarze. Zachodni standard stacji niektórych uwierał. Ale ostatecznie współpracę z samorządami udało się - choć czasem nie bez bólu - nawiązać. Stacje opieki były czymś nieznanym, ale jednocześnie - było to widać w ich działaniu - bardzo pożytecznym. Więc zwykle zaczynało się od małej dotacji, a gdy stacja pokazywała, jak pracuje, w następnym budżecie wójtowie i burmistrzowie byli bardziej hojni.

Po latach ksiądz z rozbawieniem wspomina telefon od jednej z urzędniczek z gminy, zgorszonej tym, że w czasie świąt Bożego Narodzenia nie było - jak mówiła - na ulicach samochodów, tylko siostry ze stacji Caritas "się bujały". Potrzeba było czasu, by oswoić się z tym, że pracownicy stacji - kiedy potrzeba - dyżurują także w niedziele, święta lub w nocy.

Caritas ma twarze pielęgniarek

W ciągu dwóch dekad ustało niemieckie finansowanie stacji (na przełomie XX i XXI wieku), za to ustaliły się formy współpracy między Caritasem, samorządami i NFZ. Stojąc na takich trzech nogach, stacje mają zapewnione normalne funkcjonowanie.

- Często dopiero wtedy, gdy przed którymś domem w wiosce zatrzymuje się samochód z charakterystycznym logo Caritasu, ludzie dowiadują się, że ich sąsiad zachorował - mówi Maria Gryszczyk, pielęgniarka w stacji w Dobrzeniu Wielkim, od której tworzenie sieci takich placówek się zaczęło. - Wiedzą, że trzeba go odwiedzić, zainteresować się jakąś formą pomocy. Rodzina chorego, gdy wraca on ze szpitala, często nie bardzo wie, jak go dotknąć, przewrócić na drugi bok, by nie urazić. Pomagamy przełamać te lęki.

- Twarze pielęgniarek są dziś najbardziej rozpoznawalnymi twarzami Caritasu i ambasadorami ludzi chorych - uważa dyrektor Caritas Diecezji Opolskiej, ks. dr Arnold Drechsler. - Są także dla nas przypomnieniem, że ludzie starsi i chorzy żyją między nami, nawet jeśli na co dzień nie widzimy ich na naszych ulicach, a bywa, że wolimy ich nie widzieć.
Ważną częścią pracy stacji jest wypożyczanie sprzętu medycznego i pielęgnacyjnego. W ciągu 20 lat wielu Opolan wyrobiło już sobie nawyk. Jeśli potrzebne jest sterowane elektrycznie łóżko, wózek itp. dzwoni się do Caritasu. Dziś na wyposażeniu stacji w województwie opolskim jest 15 tys. urządzeń do pielęgnacji i rehabilitacji. Stacje dysponują m.in. ponad tysiącem wózków inwalidzkich, tysiącem łóżek zwykłych, 300 łóżkami elektrycznymi, 1600 materacami odleżynowymi, 4 tysiącami balkoników, lasek i kul.

Szpital idzie do chorego

Kiedy ruszyła akcja tworzenia sieci stacji z Niemiec, nadeszły ogromne ilości sprzętu. Żeby podołać logistycznie całej akcji, Caritas Diecezji Opolskiej skorzystał z pomocy wojska. Magazynów użyczyła wówczas opolska jednostka przy ul. Niemodlińskiej. Wraz z darami przyjechała z niemieckiego Dueren siostra Christophora Vossen. Uczyła nasze pielęgniarki pracy w domu pacjenta i pomagała im się oswoić z często nieznanym wyposażeniem. Wojsko pomagało bardzo życzliwie. Ale obecność Niemki w koszarach była na początku lat 90. czymś tak niezwykłym, że gdy siostra opuszczała magazyn, np. żeby pójść coś zjeść, natychmiast pojawiał się przy niej wartownik.

- Gdy dotarło do nas pierwsze czternaście kompletów sprzętu, uświadomiłem sobie, że naprawdę dzieje się to, co potem celnie określono w mediach: szpital szedł do domu pacjenta - wspomina Artur Wilpert, wieloletni pracownik Caritasu. - Na jedną stację przysyłano dwie tony środków pielęgnacyjnych i tonę mebli do biura. Na początku otrzymywaliśmy wszystko, od spinaczy po samochód. Część wyposażenia, do momentu pojawienia się niemieckiej pomocy, była nam nie znana. Dopiero wraz ze stacjami pojawiły się na przykład plastry siatkowe stosowane przy oparzeniach czy szyny Brauna, pozwalające układać stopę czy w ogóle nogę w różnych położeniach.

Po dwudziestu latach sprzęt pielęgnacyjny w Polsce nie ustępuje już niemieckiemu. Kupuje się go więc na miejscu. Trzeba też było wymienić przysłane 20 lat temu samochody. Nie zmieniła się tylko istota działania stacji.

- Piętnaście lat temu mój mąż został potrącony przez samochód, gdy wracał rowerem do domu z Brynicy - wspomina Marta Polok, pacjentka stacji opieki w Dobrzeniu Wielkim. - Po leczeniu szpitalnym pozostał już w łóżku. Poprosiłam pielęgniarki, by przyjeżdżały do męża. Miało to tym większe znaczenie, że mieszkamy na końcu wioski, prawie pod lasem, z dala od ludzi. W ostatnich miesiącach jego życia przyjeżdżały do naszego domu codziennie. Kiedy umarł o 6.00 rano, panie przyjechały we dwie i pomogły mi go ubrać. Wiedziały, że nie dam sobie z tym sama rady. Teraz sama już potrzebuję pomocy. Przyjeżdża do mnie nawet ta sama pielęgniarka Maja, która opiekowała się mężem. Pobiera krew do badań, a potem przywozi wyniki. I co najważniejsze, dobre słowo. To muszę podkreślić, że razem z obecnością pielęgniarek stacji wraca do mojego domu nadzieja.

Ks. Arnold Drechsler uważa, że stacje opieki to najbardziej sensowny i usystematyzowany projekt Caritasu, wpisany w najbardziej podstawowe potrzeby psychiczne człowieka: być najdłużej, jak to jest tylko możliwe, w domu. A skoro tak, to też chorować w domu, a nawet umierać w domu.

- Wspieranie starszych ludzi w ich środowisku, a nie spychanie ich na margines, jest modelem głęboko chrześcijańskim, prorodzinnym, humanitarnym i ekonomicznym - dodaje ks. Drechsler. - Ale otwierania nowych stacji już nie planujemy. Nie chcemy być monopolistą. Monopol chorym nie służy…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska