Zrobili ze mnie drania i wyrodnego ojca

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Danuta i Mariusz Persowie na urodziny dziecka przygotowywali się od wielu miesięcy. - Przez bezduszność urzędników jedyne, co nam pozostało, to puste łóżeczko i dziecięcy wózek - mówią rozgoryczeni.
Danuta i Mariusz Persowie na urodziny dziecka przygotowywali się od wielu miesięcy. - Przez bezduszność urzędników jedyne, co nam pozostało, to puste łóżeczko i dziecięcy wózek - mówią rozgoryczeni. Radosław Dimitrow
Mariusz Pers przeżył szok, kiedy jego nowo narodzona córka trafiła do rodziny zastępczej. - W szpitalu powiedzieli mi, że głodziłem żonę i nie dbałem o małą - żali się.

Persowie mieszkają w Rozwadzy koło Zdzieszowic, są małżeństwem od trzech lat. 42-letni Mariusz od początku wiedział, że życie z młodszą o 13 lat Danusią, która od dziecka cierpi na porażenie mózgowe, będzie wymagało od niego wielu poświęceń. Kobieta jeździ na wózku, ma epilepsję, ale on mówi, że godził się na wszystko, bo kocha ją nad życie. - Do szczęścia brakowało nam tylko dzieciątka - opowiada. - To, że żona jest niepełnosprawna, wcale nie znaczy, że instynkt macierzyński u niej zaniknął. Żeby pani widziała, jak ona się cieszyła, że będzie mamą...

Maleńka Natalka, która przyszła na świat pod koniec sierpnia, była dla nich całym światem. - Wcześniej żona straciła dwie ciąże. Kiedy przed Bożym Narodzeniem pokazała mi na teście dwie niebieskie kreski, cieszyłem się jak wariat, a jednocześnie bałem, żeby nie powtórzyło się to, co wcześniej - wspomina.

Tym razem się udało. Natalka przyszła na świat miesiąc przed planowanym terminem porodu. - Mała dostała 7 punktów w skali Apgar, ale jak na wcześniaka to i tak nieźle - cieszy się pan Mariusz.

Szczęście Persów nie trwało jednak długo. Pan Mariusz mówi, że od lekarzy usłyszał, iż zaniedbał żonę, a teraz w ogóle nie interesuje się dzieckiem.

- Danusia w szpitalu była prawie przez miesiąc, ja samochodu nie mam, ale i tak dzień w dzień jeździłem do niej, choć to w jedną stronę 15 kilometrów - opowiada. - Kąpałem ją, bo przecież sama tego nie zrobi, troszczyłem się o nią i o małą, przynosiłem ściereczki do pupy, odżywki pampersy... Nie wiem, dlaczego na siłę chcieli ze mnie zrobić wyrodnego ojca i męża...

Pani Danuta jest bardzo szczupła - przy wzroście 1,70 cm ważyła w chwili porodu 45 kg. To chyba wzbudziło podejrzenie lekarzy. - Nie chcieli słuchać, że żona, od kiedy ją poznałem, była bardzo szczupła - tłumaczy pan Mariusz. - Żyjemy skromnie, ale na jedzeniu i lekach dla niej nigdy nie oszczędzałem.

Najbardziej, jak mówi, boli poczucie niesprawiedliwości, to, że potraktowali go jak oprawcę i pijaka, choć on żonie nieba by przychylił. - Od początku ciąży podawałem Danusi kwas foliowy, witaminy i mikroelementy, później doszło jeszcze żelazo, bo miała mało czerwonych krwinek, a od 6 miesiąca tran - recytuje jednym tchem Mariusz Pers. - Ona od początku ciąży była pod opieką lekarza. Kiedy zalecił konsultację u diabetologa, natychmiast ją załatwiłem. To za mało?

Lekarzy ze szpitala, w którym urodziła się Natalka, to nie przekonało. Nie pomogły wyjaśnienia pana Mariusza ani jego teściowej, a matki Danuty, że ta niska waga to taka ich rodzinna uroda. - Ja też w ciąży byłam bardzo szczupła, tak już chyba mamy genetycznie - mówi pani Ewa. - A zięć to dobry człowiek, nie zrobiłby mojej córce krzywdy.

Lekarze ocenili inaczej. Ordynator oddziału noworodków, na którym przebywało dziecko, wysłał do sądu rodzinnego pismo, że Persom trzeba się przyjrzeć. - Kiedy dowiedziałem się, że chcą nam zabrać dziecko, przeżyłem szok - pan Mariusz z trudem ukrywa emocje. - Jak w normalnym państwie można zrobić coś takiego kochającym rodzicom?

Rodzinę odwiedził kurator, który stwierdził, że dziecko w warunkach, jakie mają do zaoferowania rodzice, zamieszkać nie może. W posta- nowieniu sądu o tymczasowym ograniczeniu Persom władzy rodzicielskiej czytamy, że "aktualne warunki mieszkaniowe nie są odpowiednie dla noworodka. Łazienka swoim wyglądem przypomina rupieciarnię - brak w niej wanny lub kabiny prysznicowej, a ściany do połowy zostały skute z tynku i widać gołe cegły".

Czytając postanowienie - mam wrażenie, że widzieliśmy dwa zupełnie różne mieszkania. To, do którego zapraszają nas Persowie, jest czyste i zadbane, ściany świeżo odmalowane, na podłogach kafelki, a w oknach czyste firanki. Pan Mariusz, jeszcze gdy żona była w ciąży, zatroszczył się o używany wózek i łóżeczko. Ciuszki i smoczki kupili nowe, choć z pieniędzmi u nich krucho.

- To prawda, że łazienka nie wygląda najlepiej - przyznaje mężczyzna. - Dwa lata temu wziąłem fachowca, a on skuł ściany, zostawił nas z kupą gruzu i wyjechał za granicę. Większość materiałów potrzebnych do remontu kupiłem, ale o rzetelną i niedrogą firmę nie jest łatwo. Później do wiatru wystawiło nas jeszcze dwóch fachowców - wzdycha i wylicza, że na dokończenie remontu łazienki potrzebuje około 5 tys. zł.

Dla Persów to dużo, choć pan Mariusz jako automatyk zarabia nieźle (miesięcznie na rękę dostaje 3,2 tys. zł, do tego dochodzi renta pani Danuty, czyli około 600 zł).

- Kilka lat temu założyłem firmę kredytowo-ubezpieczeniową, ale zaczął się kryzys, ludzie mieli coraz większe problemy, żeby dostać kredyty, no i interes nie wypalił - przyznaje pan Mariusz. Kontrahenci ze zobowiązań się nie wywiązali, pracownikom trzeba było zapłacić i mężczyzna popadł w długi. - Teraz połowę mojej pensji zabiera komornik, do tego dochodzi 959 zł raty kredytu hipotecznego na mieszkanie i z mojej wypłaty zostaje 500 złotych, za które musimy wyżyć przez miesiąc we trójkę (z Persami mieszka jeszcze syn pana Mariusza z pierwszego małżeństwa) - opowiada.

Persowie prosili o wsparcie Ośrodek Pomocy Społecznej w Zdzieszowicach, ale pieniędzy nie dostali, bo w świetle przepisów są za bogaci. Nie pomogły tłumaczenia, że znaczną część dochodu zabiera komornik.

- Pan Pers pojawił się u nas, gdy dziecko trafiło do rodziny zastępczej - mówi Alina Tomaszewska, zastępca kierownika Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Zdzieszowicach. - Widzimy, że jest gotów poruszyć niebo i ziemię, aby odzyskać maleństwo. Po niedzieli, jeżeli rodzina wyrazi zgodę, skierujemy do niej asystenta, który będzie wspierał ją w rozwiązywaniu bieżących problemów, aby możliwy był powrót dziecka do rodziny. M.in. trzeba jak najszybciej wyremontować łazienkę...

Ale zdaniem sądu nie tylko brak łazienki dyskwalifikuje Persów jako rodziców. W postanowieniu czytamy: "Z ustaleń poczynionych przez sąd wynika, że Mariusz Pers nadużywa alkoholu, niejednokrotnie był też widziany pod jego wpływem w miejscowym barze i na spacerze z żoną, którą wiózł wózkiem inwalidzkim".

Sąsiedzi są tym zaskoczeni. - Nigdy nie widziałam, żeby on pijany chodził - mówi jedna z ekspedientek pracujących w sklepie, nad którym mieszkają Persowie. - To bardzo spokojna rodzina. Starszy syn do nas czasami przychodzi, widać, że zawsze jest czysty i zadbany. Jak długo tu mieszkają, to nigdy nie słyszałam, żeby dochodziło u nich do awantur.

Wtóruje jej druga z ekspedientek. - Kurator pytał mnie o tę rodzinę i zgodnie z prawdą powiedziałam, że jeszcze nigdy pana Mariusza po alkoholu nie widziałam - tłumaczy i nadziwić się nie może, że sąd próbuje z niego zrobić pijaka. - Kto im takich głupot naopowiadał?

W sądzie słyszymy, że Persom odebrano dziecko, aby... pomóc rodzinie.

- Dziecko jest wcześniakiem, wymaga m.in. karmienia w pozycji pionowej, co 2 godziny trzeba na to poświęcić godzinę - mówi Ewa Kosowska-Korniak z biura prasowego Sądu Okręgowego w Opolu. - Matka dziecka jest osobą niepełnosprawną, ojciec pracuje, więc sąd uznał, że nie będą w stanie zapewnić dziecku szczególnej troski, jakiej wymaga wcześniak. Dziecko wymaga też konsultacji lekarskich, m.in. w Katowicach i Opolu. Ojciec, który ma tylko rower, zdaniem sądu nie będzie w stanie wozić go na badania - dodaje.

Ginekolog, który opiekował się panią Danutą w ciąży, mówi, że sędziowie chyba nie poznali determinacji męża kobiety. - Kiedy trzeba było zawieźć ciężarną żonę na badania do Rudy Śląskiej, błyskawicznie zorganizował transport - mówi dr Ryszard Pakuło. - Pamiętam doskonale tego człowieka, bo zrobił na mnie ogromne wrażenie, zresztą wszyscy w ośrodku patrzyli na niego z podziwem. Ludzie na korytarzu trochę się podśmiewali, że mężczyzna idzie do ginekologa, ale on sobie nic z tego nie robił. Wchodził razem z żoną, żeby jej pomóc, posadzić ją na fotelu. Widać było, że się o nią troszczy. Tego nie da się zrobić na pokaz...

Czytaj też Zabrali mi dzieci, bo nie mam mieszkania!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska