Opolanie wracają do barów mlecznych

Redakcja
Aleksandra Oleksy, licealistka z Krapkowic (na pierwszym planie) i Ewa Mikusek z Ozimka, studiująca w Opolu jadły wczoraj w “Kubusiu” ruskie pierogi. - Często tu przychodzimy, bo tanio i prawie tak smacznie jak w domu - mówią dziewczyny.
Aleksandra Oleksy, licealistka z Krapkowic (na pierwszym planie) i Ewa Mikusek z Ozimka, studiująca w Opolu jadły wczoraj w “Kubusiu” ruskie pierogi. - Często tu przychodzimy, bo tanio i prawie tak smacznie jak w domu - mówią dziewczyny. Paweł Stauffer
Jadłodajnie na Opolszczyźnie przeżywają drugą młodość. Przy galopujących cenach tu wciąż można zjeść zupę za 2,5 zł i pierogi za 5. Dlatego klientów przybywa.

Większość z nich "mleczna" jest już tylko z nazwy, ale wciąż łączą je te same cechy: niskie ceny, polska kuchnia i szybka obsługa.

- Coraz częściej zaglądają do nas ludzie pod krawatem, którzy jeszcze parę lat temu omijali lokal szerokim łukiem - uśmiecha się Daniela Tumanowicz, która pod ponad 20 lat prowadzi bar przy ulicy Długiej w Brzegu.

W opolskim "Kubusiu", jedynej w regionie jadłodajni dotowanej przez państwo, ludzi również nie brakuje. Zofia Rząsa, wiceprzewodnicząca rady nadzorczej PSS Społem w Opolu ocenia, że ostatnio klientów jest tu nawet o 10 procent więcej.

- Jedną z najczęściej wybieranych potraw jest zupa pomidorowa za 2,5 zł - opowiada Bogumiła Gładysz, kierowniczka "Kubusia". - Wielu naszych klientów to starsi ludzie i z pewnością będzie ich przybywać, gdyż społeczeństwo się starzeje. Ci ludzie lubią u nas jadać, przychodzą od lat, znają osoby z obsługi. Mamy nie tylko niskie ceny i smaczne jedzenie, ale i fajną atmosferę.

Jedną z kultowych potraw "Kubusia" są pierogi ruskie, porcja kosztuje niecałe 5 złotych. - Nie jadam nigdzie indziej, tylko tam, bo jest smacznie i pewnie. Mam dość kebabów, po których nieraz już miałem rewolucje żołądkowe - przyznaje Adam z Kędzierzyna-Koźla, który studiuje w Opolu. - Poza tym w "Kubusiu" jest tanio. A w czasach kryzysu trzy razy obejrzy się każdą złotówkę, zanim ją wyda.

Czytaj też: **Ostatni bar mleczny w Opolu**

Właśnie dlatego coraz więcej klientów wykupuje abonamenty w stołówce "Zajazd" w Strzelcach Opolskich, prowadzonej przez Strzelecką Spółdzielnię Socjalną. Dwudaniowy obiad kosztuje wówczas 10 zł. W tej cenie w środę serwowana będzie zupa ogórkowa, mortadela z ziemniakami, surówka z kiszonej kapusty i kompot. - Z zup wielkim uznaniem wśród klientów cieszą się także żurek (w abonamencie będzie w poniedziałek - red.) i pyzy z mięsem - mówi Klaudia Michalska, kierownik stołówki.

Barowi "Górniczemu" w Kędzierzynie-Koźlu przybyła ostatnio bardzo duża konkurencja. Jak grzyby po deszczu rosną w centrum miasta lokale z kebabami, chińszczyzną, czy naleśnikami. Mimo to "Górniczy" trzyma się nieźle.

- Mamy stałą klientelę, wśród której nie brakuje urzędników - mówi Adam Kordasz, jeden ze współwłaścicieli lokalu przy ul. Grunwaldzkiej. - Cenią sobie u nas jakość potraw, a także szybkość, z jaką są one podawane. Niektórzy podjeżdżają do nas na przerwach w pracy...

Spora konkurencja w postaci rozmaitych fastfoodów wyrosła też legendarnego barowi "Popularny" w Nysie. Po mieście rozniosła się plotka, że z tego powodu lokal zostanie zamknięty, co bardzo mieszkańców zasmuciło.Sprawdziliśmy: owszem, "Popularny" będzie zamknięty, ale tylko na czas remontu. Po nim ma powalczyć o uznanie kolejnych nyskich smakoszy.

Żeby zaskarbić sobie serce i podniebienie klienta, trzeba się o niego postarać. A do tego potrzebna jest sprawdzona i stabilna załoga.

- Mam dziewczynę, która pracuje u mnie na kuchni już od 22 lat, za dwa nabędzie prawa emerytalne - mówi Daniela Tumanowicz, prowadząca bar przy ul.Długiej w Brzegu. - To świetny pracownik. Zresztą, żeby kogokolwiek przyjąć do pracy, to najpierw załoga musi go zaakceptować. Taką mamy zgraną ekipę!

Nagrodą jest zadowolenie klientów, którą niekiedy okazują w nietypowy sposób. - Jeden z naszych konsumentów wstał raz od stolika i wykrzyczał na cały bar "A pani Gesslerowa to niech się przed waszą kuchnią schowa!", po czym podziękował i wyszedł - wspomina Daniela Tumanowicz.

Dietetycy cieszą się, że Opolanie coraz chętniej jadają w barach mlecznych. - Posiłki tam oferowane są na pewno zdrowsze, niż popularne przez ostatnie lata kebaby czy hamburgery - podkreśla Iwona Wierzbicka, dietetyczka z Opola.

A może jest tak, że w czasach prosperity dla szpanu chodziło się na sushi, a w czasach kryzysu wypada zaglądać do barów mlecznych? Dr Tomasz Grzyb, socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu nie zaryzykowałby jednak takiej tezy.

- Ludzie potrzebują pewnej odmiany - wyjaśnia. - Najpierw przyszedł czas McDonaldsa, potem rozmaitych kebabów i innych egzotycznych potraw, aż wreszcie i te się znudziły. Wreszcie przyszedł czas, żeby wrócić do tradycyjnych posiłków typu "mielony z puree i buraczkami". A jeśli to na dodatek jest dosyć tanie, to mamy przyczynę, dlaczego coraz chętniej jadamy w barach mlecznych.

Iwona Wierzbicka też uważa, że rosnąca popularność barów mlecznych to nie tyle efekt ubożejącego społeczeństwa (choć też), co zmiana świadomości klientów.

- Kiedyś zachwyciliśmy się tzw. jedzeniem śmieciowym, tłustym i niezdrowym.Teraz powoli wracamy do tego, co stare i wypróbowane - tłumaczy. I dodaje, że świadomość wiąże się nie tylko z wyborem jadłodajni, ale i całkowitą zmianą podejścia do spraw żywienia.

- Wcześniej do dietetyków przychodzili niemal wyłącznie ci, którzy chcieli się odchudzić - podkreśla. - Dziś z usług specjalistów korzystają również te osoby, które nie mają zbędnych kilogramów, ale po prostu chcą się zdrowo odżywiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska