Aniołkowi rodzice, osierocone babcie. W myślach tulę swoje dzieci

sxc.hu
sxc.hu
Według suchych statystyk GUS w 2011 roku zmarło w Polsce 1,9 tysiąca dzieci poniżej 1 roku życia. To mniej więcej co 200. niemowlak. Dzięki medycynie liczba takich zgonów systematycznie spada.

Nawet ich nie zdążyła zobaczyć. Leżała półprzytomna na sali pooperacyjnej. Pamięta tylko, że pielęgniarka przyszła zapytać ją, jak będą mieli na imię. - Kamilek i Bartuś - wyszeptała. Ochrzciły jej bliźnięta w innej sali. Potem na sygnale pojechały do szpitala wojewódzkiego.

- Łukasz, mój mąż, mógł je zobaczyć - opowiada Kasia. - Bardzo mi zależało, żeby ich tata mógł na nie popatrzyć, choćby przez chwilę. Ja zawsze będę pamiętać jak nosiłam je pod sercem, jak mnie kopały, wierciły się. Jak zasypiały spokojnie, kiedy mąż kładł się przy mnie.

- Nie mogłem zostać przy nich cały czas. Zostawiłem swój numer telefonu i prosiłem o wiadomość - opowiada Łukasz. - Po 12 godzinach zadzwonił lekarz. Nie udało się, dzieci nie żyją. Przez trzy godziny zastanawiałem się, jak to powiedzieć Kasi.

- Pozwolili mężowi wejść na salę pooperacyjną, choć nigdy tego nie robią - opowiada Kasia. - Potem lekarz dał mi zastrzyk uspokajający, a pielęgniarka siedziała przy mnie i w milczeniu trzymała mnie za rękę. Wszyscy w szpitalu byli bardzo delikatni i opiekuńczy. Kiedy do sali pooperacyjnej trafiła inna matka po cesarskim cięciu, zabrali mnie stamtąd, żebym nie widziała, jak ona tuli swoje dzieci.

Nie pozwól jej zniszczyć pamiątek

Kasia i Łukasz półtora roku starali się o potomstwo. Widok dwóch kresek na teście ciążowym był dla Kasi spełnieniem marzeń o dziecku.

W czasie pierwszej wizyty lekarka ginekolog powiedziała: To bliźniaki. Szczęście stało się jeszcze większe. Na drugim badaniu aparat usg. pokazał trojaczki. Ciąża mnoga jest dla matki wielkim przeżyciem, lekarze od początku traktują ją jako zagrożoną.

Dzieci mogą się urodzić jako bliźniaki syjamskie, mogą sobie w życiu płodowym podkradać pokarm, czyhają na nie inne choroby. Dwa tygodnie później serduszko jednego z trojaczków przestało bić. Kasia przeleżała wtedy w szpitalu długi czas, zanim lekarzom udało się ustabilizować jej stan. O straconym wtedy dziecku mówią dziś - Aniołek.

Wyszła ze szpitala i przez kilka miesięcy byli już na prostej drodze do porodu. Z Łukaszem zbierali ciuszki dla dzieci, wyprawkę, wózek dla bliźniaków. Kasia pilnie przestrzegała najostrzejszych rygorów, leżała, wstrzymywała się od pracy, co tydzień jeździła do kontroli lekarskiej.

Dramat nastąpił w szóstym miesiącu ciąży. 8 grudnia ubiegłego roku poczuła skurcze i pojechała natychmiast do swojej lekarki, która karetką wysłała ją do szpitala w Opolu.

- Pani doktor uprzedziła mnie, że jest źle. Że nie wie, czy dzieci przeżyją - opowiada Kasia.

Kamilek i Bartuś urodzili się przez cesarskie cięcie. Ich przyjście na świat dzieliła jedna minuta. Kamilek miał zaledwie 33 centymetry i 530 gramów wagi, Bartuś był o centymetr większy i o 10 gramów cięższy.
Pochowali ich w białych trumienkach na cmentarzu w Prudniku. Nie wywieszali klepsydr. Na pogrzeb przyszli tylko najbliżsi, rodzina i przyjaciele.

- Najgorszemu wrogowi nie życzę takiego bólu. Czułam, że serce mi pęka, że wbija się w nie ostrze noża i tnie. Cały czas byłam na lekach psychotropowych. Dużo spałam, byłam otępiała - opowiada Kasia. - Jeszcze w szpitalu przekazali mi kontakt na opolską poradnię zajmującą się rodzicami, których dzieci zmarły. Tam się mną zaopiekował psycholog i psychiatra.

- Bałem się, żeby sobie nic złego nie zrobiła - przyznaje Łukasz.
- Bałam się, że jej serce pęknie - opowiada matka Kasi. - Przekopywałam internet w poszukiwaniu informacji, jak radzić sobie w tej sytuacji, co zrobić. Dopiero koleżanka, psycholog, napisała do mnie: Ona musi przeżyć swoją żałobę. Pochować dzieci. I nie pozwól jej zniszczyć pamiątek. One potem dodadzą jej siły.

Spokój po 12 latach

Jedni mówili im: Co się przejmujecie. To żadna tragedia. Jesteście młodzi, jeszcze będziecie mieli dzieci. Nawet lekarz psychiatra powiedział Kasi: Dzieci były wadliwe. Sama natura je usunęła. Niektórzy, którzy wcześniej widzieli jej wyraźną ciążę, dopytywali nieświadomie: A gdzie macie swoje dziecko?

Odpowiadali im wtedy: Pochowaliśmy naszych synów. I wszyscy milkli. Albo zmieniali temat. W pracy nie zaprosili Kasi na integracyjną imprezę. Nie chcieli, żeby swoim smutkiem psuła radosny nastrój.

Jeszcze inni szeptali za plecami: Ona straciła dzieci! Pojawiły się plotki, że Łukasz pobił Kasię i dlatego poroniła. Jedna z sąsiadek przyszła do ich domu i zapytała wprost: Słyszałam już tyle wersji w plotkach, więc powiedzcie, co się naprawdę stało. Opowiedzieli. Pewnego dnia Kasia zobaczyła na cmentarzu, że ktoś przewrócił krzyż na dziecięcym grobie, połamał kwiaty, poprzewracał znicze. Wdeptał w ziemię figurkę aniołka.

- Radzono nam, żebyśmy nie chodzili na cmentarz, to szybciej zapomnimy i odzyskamy spokój - opowiada osierocona matka. - A ja odwiedzam je codziennie. Zapalenie znicza, żywego światełka, jest dla mnie ważniejsze niż codzienne obowiązki, sprzątanie czy gotowanie obiadu. Ich grób musi być zawsze czysty i biały. Przecież odeszły bez żadnego grzechu.

Dwie szpitalne opaski z nazwiskiem, które maluchom założono po urodzeniu na nóżki, wozi przy sobie jak relikwie. Kiedy jest jej ciężko, obok siebie na poduszce kładzie szpitalną kartę z zapisem usg. dwóch serduszek. Wtedy zasypia spokojniej.

- Ból jest cały czas taki sam, tylko ja nauczyłam się z nim żyć - mówi Kasia. - Wiele par nie potrafi przetrwać takiej próby, ale nasz związek z Łukaszem stał się silniejszy. Mamy siebie, nie obwiniamy się o śmierć naszych dzieci.

Nagle ludzie wokół nich zaczęli się przyznawać do podobnych dramatów. Pierwsza była matka Łukasza. Jej drugi syn umarł w pierwszym miesiącu życia, ale jako teściowa o tym nigdy nie opowiadała. Po pół roku swojej żałoby Kasia poczuła, że powinna coś zrobić dla innych.

Przypadkowo w sklepie kupiła magazyn psychologiczny, którego wcześniej nigdy nie czytała. I trafiła na artykuł kobiety, opisującej swoje przeżycia po śmierci córki. Autorka pisała o tym, jak wiara pomogła jej przetrwać najcięższe chwile. Ta kobieta pierwsza w Polsce zainicjowała obchody dziecka utraconego.

Długo szukała parafii w Poznaniu, przy której mogłaby zrobić taką uroczystość. Zgodził się dopiero dominikanin o. Jakub Kruczek. Ojciec Kruczek 20 lat temu jako początkujący zakonnik pracował w Prudniku i dobrze zna rodziców Kasi.

Kasia uznała, że ten artykuł to zrządzenie losu, a nie zwykły przypadek. Zaczęła korespondować z o. Kruczkiem i zabrała się do przygotowania pierwszych w swojej okolicy obchodów Dnia Dziecka Utraconego w Moszczance pod Prudnikiem. 15 października aniołkowi rodzice zeszli się w kościele na wieczorną modlitwę, nabożeństwo i chwilę duchowej łączności z utraconymi.

- Bałam się, czy ludzie przyjdą - opowiada Kasia. - Przyszli. Pewna kobieta powiedziała mi po nabożeństwie, że jej dziecko umarło przed 12 laty, a ona dopiero dziś odzyskała spokój.

Nie udawaj, że nie istniało

Według suchych statystyk GUS w 2011 roku zmarło w Polsce 1,9 tysiąca dzieci poniżej 1 roku życia. To mniej więcej co 200. niemowlak. Dzięki medycynie liczba takich zgonów systematycznie spada.

W przedziale wiekowym 1 do 14 lat w 2010 roku zmarło 16 dzieci na każdych 100 tysięcy. W internecie można też znaleźć dane, że rocznie dochodzi u nas nawet do 40 tysięcy poronień. Od niedawna polskie prawo daje rodzicom możliwość wystąpienia do szpitala ginekologicznego o wydanie ciała dziecka zmarłego praktycznie w każdym momencie ciąży.

Rodzice mogą uzyskać akt zgonu, zorganizować normalny pogrzeb. Jeśli tego nie zrobią, bywa że ciała są "utylizowane" w spalarniach medycznych.

Coraz więcej ludzi zmienia podejście i decyduje się na przeżycie żałoby po nienarodzonym dziecku. Od niedawna rodzice dzieci utraconych mają w Polsce swoją organizację "dlaczego", prowadzą w internecie swoje portale (dlaczego.org.pl, poronienie.pl).

Matki piszą blogi o śmierci dzieci w wypadkach, w chorobach, przy porodzie, nawet w dorosłym wieku. Dzień Dziecka Utraconego, 15 października, w tym roku obchodzono w Ełku, Poznaniu, Skierniewicach, Zielonej Górze, Sztumie, Wrocławiu. W Nysie na cmentarzu Złotogłowickim od czerwca stoi pomnik dzieci nienarodzonych. Czarny krzyż z symbolem pękniętego serca. Jego inicjator, franciszkanin o. Faustyn Zatoka, mówił nto, że to ma być miejsce modlitwy dla każdego.

- Kobiety, które poroniły, często czują się winne. Ich serce jest pęknięte z bólu. Nie potrafią się do końca pożegnać ze zmarłym dzieckiem, bo ono nie ma grobu - mówił o. Zatoka. - To ma być miejsce ich ukojenia.

Na stronie internetowej swojej organizacji aniołkowi rodzice opublikowali swoisty dekalog, listę życzeń. Zaczyna się od: Chciałabym, żeby moje dziecko nie umarło. Kończy na: Wspomnij czasem o moim dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie.

- Osieroceni rodzice opowiadają mi często, że czują się trędowaci, gdyż mają wrażenie, że ludzie ich unikają - napisał w swojej książce "Dlaczego mnie to spotkało" niemiecki ksiądz Anselm Grun. - Odczuwają brak przyzwolenia na przeżywanie smutku. Często słyszą: To przecież zdarzyło się tak dawno. Życie toczy się dalej. Przestańcie żyć przeszłością!

- Denerwuje mnie, że tematy takie jak seks, narkotyki, prostytucja przestały być dla nas tabu, tymczasem o śmierci dzieci nie mówi się nigdzie - mówi Kasia. - W dzisiejszym świecie widać tylko pięknych, uśmiechniętych, zdrowych i zadowolonych ludzi, niczym lalki Barbie i Ken. Każdy w rozmowie unika tematów cierpienia i śmierci. To powoduje, że tacy jak my z Łukaszem nie mają odwagi mówić o tym, co przeżyliśmy. A trzeba o tym mówić ze względu na tych, którzy się wstydzą, ukrywają śmierć swoich dzieci. I dla tych, których to jeszcze spotka. Ja w życiu nie pozwolę zapomnieć o Kamilku i Bartusiu. Czuję, że one nas kochają, że są przy nas, pomagają nam.

- Może to bolesny sens śmierci moich wnuków, że ich rodzice zdecydowali się pomóc innym, którym takiego wsparcia brakuje? - zastanawia się matka Kasi. - Dla mnie Kasia i Łukasz to giganci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska