Gdy Bartłomiej Bonk, opolski sztangista, zdobywał brązowy medal na igrzyskach w Londynie, w Opolu kibicowały mu trzy najbliższe sercu kobiety: żona Barbara oraz dwie rozwijające się w jej łonie córeczki: Maja i Julka.
W miniony wtorek dziewczynki przyszły na świat. Poród był dramatyczny. Przyjście na świat drugiej z bliźniaczek - Julii - trwało ponad 40 minut.
- Zanim Julka wydostała się na świat, była już przyduszona, miała dwa razy owiniętą pępowinę wokół szyi - opowiada ojciec, który był przy porodzie.
Julka jest podłączona do respiratora. Była wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Czynności życiowe są podtrzymywane.
- Córeczka jest powoli wybudzana, ale nie daje żadnych odruchów. Rokowania są złe - dodaje Bartłomiej Bonk. - Uważam, że to szpital zawinił. Decyzja o porodzie siłami natury sprowadziła zagrożenie dla życia Julci.
Państwo Bonkowie nie wykluczają, że będą szukać sprawiedliwości w sądzie.
Poród miał miejsce we wtorek. Miesiąc wcześniej, niż wskazywał na to termin, ale to nic dziwnego w przypadku ciąży bliźniaczej.
Sama ciąża rozwijała się wspaniale.
- Obie dziewczynki rosły jak na drożdżach, robiłam badania usg., wszystko wydawało się w porządku, choć położenie drugiej bliźniaczki nie było idealne - mówi Barbara Bonk.
W poniedziałek, tydzień temu, poczuła się źle. Pojechała z mężem Bartłomiejem Bonkiem do szpitala. - Żona otrzymała leki na podtrzymanie ciąży - mówi Bartłomiej Bonk. - Nie pomogły, wody odeszły.
Zrobiono usg. Pani Barbara twierdzi, że było bardzo niewyraźne. We wtorek kobieta zaczęła rodzić.
- Zaskoczyła nas decyzja, że żona ma rodzić bliźniaki siłami natury - mówi Bartłomiej Bonk. - Prywatny lekarz prowadzący żony dawał wskazanie na cesarskie cięcie z uwagi właśnie na bliźniaczą ciążę oraz położenie dzieci: jedna dziewczynka była ułożona główką na dole, a druga pośladkami, co wydłuża i utrudnia akcję porodową.
Gdy w szpitalu Bonk zwrócił uwagę, że żona miała rodzić za pomocą cesarskiego cięcia, usłyszał: "Decyzję podejmują lekarze odbierający poród".
- Mówili jeszcze, że po cesarce byłaby blizna - dodaje Bartłomiej Bonk.
Nie ukrywa, że ma żal do ordynatora Oddziału Patologii Ciąży w Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Matki i Dziecka w Opolu: - Byłem z żoną podczas porodu, widziałem, że coś jest nie tak. Pan ordynator też przyszedł na salę i... poklepał mnie po ramieniu. Opowiadał, że oglądał igrzyska, że mi kibicował...
- Wszelkie decyzje związane z tym porodem przebiegały według standardów i rekomendacji Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, które nas obowiązują w postępowaniu medycznym w czasie porodu. Nie było zastrzeżeń co do przebiegu i kwalifikacji porodu - przekonuje ordynator Bronisław Łabiak.
Pytany, czy zauważył, że poród się komplikuje, odpowiada: - Nie ja go odbierałem.
- Jestem przekonany, że gdyby poród odbył się przez cesarskie cięcie, moja druga córka nie walczyłaby teraz o życie - mówił nam wczoraj Bartłomiej Bonk. - Podobnie jak pierwsza z bliźniaczek byłaby w dobrym stanie.
Aleksandra Kozok, dyrektor Samodzielnego Specjalistycznego ZOZ nad Matką i Dzieckiem w Opolu: - Sprawę znam z doniesień medialnych. W poniedziałek będę rozmawiać z lekarzami odbierającymi poród, chcę też porozmawiać z panem Bonkiem. Z tego co wiem, wszystko przebiegało zgodnie ze sztuką lekarską, ale poród zawsze niesie ze sobą ryzyko wystąpienia komplikacji.
Do sprawy wrócimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?