Zmowa opolskich szpitali. Dyżurują na zmianę. Urzędnicy zdziwieni, NFZ zapowiada kontrolę

Redakcja
Wtorkowe popołudnie, personel SOR w Szpitalu Wojewódzkim udziela pomocy Opolance z urazem ręki.
Wtorkowe popołudnie, personel SOR w Szpitalu Wojewódzkim udziela pomocy Opolance z urazem ręki. Paweł Stauffer
Szpitalne Odziały Ratunkowe WCM i Szpitala Wojewódzkiego w Opolu dyżurują na zmianę - w dni parzyste przy Katowickiej, w nieparzyste - przy Witosa. Wiedzą o tym wszyscy oprócz dyrektorów szpitali oraz tych, którzy nadzorują ich pracę.

Pani Barbara kilka tygodni temu miała w pracy wypadek.

- Kiedy schodziłam po schodach, ześlizgnęła mi się noga i upadłam tak niefortunnie, że kręgosłupem uderzyłam o stopień - opowiada opolanka. - Początkowo myślałam, że to nic groźnego, ale z godziny na godzinę ból był coraz silniejszy.

Przed 22.00 był już nie do wytrzymania, więc pojechałam do szpitala na Katowickiej. Nie zdążyłam nawet powiedzieć, co się stało, bo pani w okienku od razu odesłała mnie do WCM, mówiąc, że "to oni mają dzisiaj dyżur".

Obolała kobieta z trudem dostała się do Wojewódzkiego Centrum Medycznego. - Okazało się, że przede mną jest tłum ludzi, którzy też czekają na pomoc - mówi czytelniczka. - Niektórzy spędzili tam już cztery godziny. Po 40 minutach ból był nie do zniesienia, a kolejka ani drgnęła. Pojechałam do apteki po lekarstwa przeciwbólowe i wróciłam do domu...

W Opolu działają dwa szpitalne oddziały ratunkowe, potocznie nazywane ostrymi dyżurami - w Wojewódzkim Centrum Medycznym i Szpitalu Wojewódzkim. Pieniądze z NFZ dostają na 365 dni w roku, a to oznacza, że każdy z nich powinien przyjmować pacjentów codziennie. O tym, że tak się nie dzieje, wiedzą wszyscy - poza tymi, którzy za nie odpowiadają.

Przeprowadzona przez nas prowokacja dziennikarska dowodzi, że historia pani Barbary nie jest odosobniona.
Kolejki cierpiących pacjentów, czekających na spotkanie z lekarzem nawet po 4-6 godzin - to nierzadki widok na korytarzach dwóch opolskich szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR). Tę mordęgę chorych ludzi można by było znacznie ograniczyć, gdyby oba SOR-y przyjmowały pacjentów zgodnie z umową z NFZ, czyli codziennie.

Mimo licznych i udokumentowanych sygnałów od czytelników, że tak nie jest, postanowiliśmy zdobyć dodatkowe dowody. Zastosowaliśmy prowokację dziennikarską, której efekt nie pozostawia złudzeń: szpitale umówiły się i przyjmują pacjentów z urazami co drugi dzień.

Jest poniedziałek 3 grudnia, tuż przed godz. 20.00 Dzwonię do Szpitala Wojewódzkiego. Wszystkie rozmowy nagrywam. - Moje dziecko chyba złamało rękę, kto ma dzisiaj ostry dyżur? - pytam.

Pielęgniarz bez chwili wahania kieruje mnie do WCM, ale ja nie odpuszczam: - Nie mogę podejść do was? Mam najbliżej, a dziecko cierpi.

- No niestety, lekarz nie zejdzie z góry - słyszę. W końcu pielęgniarz godzi się podać numer na oddział do ortopedów. Mam negocjować. Jeśli lekarz zgodzi się zobaczyć dziecko, nie będziemy musieli jechać do szpitala na Witosa.

- Przykro mi, ale nie mamy możliwości - słyszę od ortopedy. Lekarz dorzuca jeszcze, że jest sam na całym oddziale i ma bardzo dużo roboty.

- Dzisiaj SOR jest na Witosa - rozwiewa moje złudzenia i potwierdza to, o czym wszyscy w Opolu wiedzą.

Choć mamy twarde dowody, Renata Ruman-Dzido, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Katowickiej w Opolu, zarzeka się, że jej szpital pełni ostry dyżur codziennie.

- Na SOR powinni trafiać pacjenci, których życie i zdrowie jest zagrożone, więc nie możemy odmówić przyjęcia - przekonuje. - Naprzemienność dotyczy wyłącznie tzw. dyżurów łóżkowych. Aby w nagłych przypadkach karetka nie musiała krążyć między szpitalami i szukać dla pacjenta wolnego miejsca, umawiamy się z WCM, że w danym dniu to my zapewniamy wolne łóżka dla nagłych przypadków, a w kolejnym dniu oni. Na SOR naprzemienności nie ma.

- To dlaczego zarówno pielęgniarz, jak i lekarz odesłali mnie do WCM, twierdząc, że to ten szpital ma dzisiaj dyżur? - pytam.

- Poproszę ordynatora o wyjaśnienia, pielęgniarz nie miał prawa przekazać takiej informacji - odpowiada dyrektor.

Ordynator SOR próbował nas przekonać, że pielęgniarz prawdopodobnie myślał, że dzwonię nie po pomoc, ale po... informację.

- Prawdopodobnie zrozumiał, że pyta pani, gdzie tego dnia dyżuruje ortopeda - mówi Jerzy Madej, ordynator SOR w Szpitalu Wojewódzkim. - Ortopeda faktycznie tego dnia dyżurował w WCM, ale to nie znaczy, że SOR był nieczynny - zapewnia.

Ordynator tłumaczy, że lekarz dyżurujący na ostrym dyżurze może być na przykład anestezjologiem. Jeśli trafi mu się złamanie, ma obowiązek zaopatrzyć pacjenta tak, aby uraz się nie pogłębiał i na koszt szpitala może go odesłać do drugiego szpitala, jeśli tam akurat danego dnia dyżuruje ortopeda.

Takim tłumaczeniem ordynatora oddziału ratunkowego w Szpitalu Wojewódzkim mocno zaskoczony jest Narodowy Fundusz Zdrowia.

- Warunkiem otrzymania kontraktu z NFZ na SOR jest to, aby działał w jego ramach oddział wewnętrzny, chirurgiczny, urazowo-ortopedyczny oraz intensywnej terapii. Sytuacja, gdzie połowa oddziałów dyżuruje w jednym szpitalu, a połowa w drugim, jest niedopuszczalna - mówi Grażyna Kowcun, zastępca dyrektora ds. służb mundurowych w opolskim oddziale NFZ, i dodaje, że za funkcjonowanie szpitalnych oddziałów ratunkowych fundusz płaci szpitalom niezależnie od tego, ilu pacjentom udzielą pomocy.

Tegoroczny kontrakt dla WCM wynosi blisko 4 mln zł, a dla Szpitala Wojewódzkiego, który umowę ma zawartą od lipca do grudnia - blisko 1,8 mln.

- To, czy na SOR trafi 20 czy 50 pacjentów, nie ma znaczenia, ponieważ finansowanie tych świadczeń rozliczane jest ryczałtem - dodaje Grażyna Kowcun. - Ważne jest to, że te oddziały mają działać 7 dni w tygodniu, przez całą dobę.

Oba szpitale dostają pieniądze za to, że pełnią ostre dyżury przez 365 dni w roku.
- Dyżury naprzemienne są nie do przyjęcia, bo to w praktyce oznaczałoby, że SOR dostaje pieniądze za całoroczną gotowość, a dyżuruje tylko przez pół roku - podkreśla dyrektor Kowcun.
Przedstawicielka NFZ przyznaje, iż jej instytucja miała pewne przypuszczenia, że SOR-y mogą dogadywać się między sobą w kwestii wymiany dyżurami.

- Być może takie działanie naprzemienne byłoby uzasadnione ekonomicznie, ale nie mają umocowania w prawie - mówi. - Dlatego wysłaliśmy pouczenie do dyrektorów obu szpitali, że tak być nie może - przekonuje Grażyna Kowcun. - Mieliśmy też podejrzenie, że SOR-y działają, ale bez wsparcia podstawowych oddziałów, które są warunkiem ich istnienia. Tak też być nie może. SOR ma działać w praktyce, a nie tylko na papierze - mówi wicedyrektor i podkreśla, że każde odesłanie pacjenta do innego szpitala powinno być odnotowane w dokumentacji medycznej.

Szef WCM Marek Piskozub podobnie jak szefowa Szpitala Wojewódzkiego utrzymuje, że SOR w jego szpitalu działa codziennie.

- Nie wiem, po co w ogóle pani do mnie dzwoni, u nas wszystko jest zorganizowane jak należy - ucina rozmowę.

Jeden ze znanych opolskich lekarzy (były pracownik WCM): - Dyżury SOR-ów na przemian są sprawą oczywistą. Od dawna tak to funkcjonuje, że np. "złamanologia" (osoby z urazami, złamaniami - przyp. red.), jednego dnia jeździła do nas, drugiego - na Katowicką. Nie znałem szczegółów kontraktu z NFZ. Byłem przekonany, że to jak najbardziej oficjalny system. Nawet kiedy znajomi dzwonili do mnie i pytali, gdzie mają jechać w nagłym przypadku, to radziłem: jak dzień parzysty, to na Katowicką, a jak nieparzysty - na Witosa.

Fakt, że szpitale dzielą się dyżurami na SOR-ach, nie jest tajemnicą również w... Opolskim Centrum Ratownictwa Medycznego.

- Dzisiaj chirurgia i ortopedia są na Katowickiej, a oddział wewnętrzny na Witosa. Jutro to się zmieni - mówi nam jeden z dyspozytorów pogotowia (tę rozmowę również nagraliśmy). - Jeśli karetka wiezie pacjenta w ciężkim stanie, to może pojechać na najbliższy SOR, ale dla ludzi, którzy przychodzą z ulicy, szpitale wyznaczają dyżury. My też, jeśli pacjent nie jest w stanie ciężkim, kierujemy zespół tam, gdzie jest tzw. ostry dyżur - dodaje z rozbrajającą szczerością dyspozytor.

O naszych ustaleniach poinformowaliśmy Romana Kolka, który w zarządzie województwa odpowiada za służbę zdrowia. Do niego też "docierały pewne informacje" o nieprawidłowościach na ostrych dyżurach, ale twierdzi, że nie był w stanie ich zweryfikować.

- Kiedy pytałem o naprzemienne dyżury dyrektorów szpitali, to zgodnie zapewniali, że tego nie ma - mówi marszałek. - Jeśli tak jest, jak ustaliła nto, to znaczy, że sytuacja w największych opolskich szpitalach została postawiona na głowie.

Sprawą oburzony jest wojewoda Ryszard Wilczyński, który w "Planie działania systemu państwowego ratownictwa medycznego" zatwierdził, że w Opolu będą działały dwa SOR-y. I - jak zapewnia - był przekonany, że oba działają codziennie, nie odsyłając pacjentów.

Wojewoda mówi, że Szpital Wojewódzki, starając się o unijne dofinansowanie na rozbudowę swojego SOR-u, nie poinformował go wcześniej o takim planie, choć byłoby to co najmniej dobrym obyczajem. Teraz SOR przy Katowickiej, zgodnie z wymogami unijnego finansowania, musi działać co najmniej 5 lat. Wojewoda wyraża zdumienie, że SOR, o który tak zabiegała dyrektor Szpitala Wojewódzkiego, odsyła teraz pacjentów co drugi dzień do WCM.

Z ostatniej chwili. Wczoraj, po naszych rozmowach w NFZ i Opolskim Urzędzie Wojewódzkim, w obu opolskich szpitalach rozpoczęły się kontrole. Do tematu wrócimy.

Drodzy Czytelnicy, jeśli byliście w nagłych przypadkach odsyłani z jednego szpitala do drugiego - piszcie do nas na adres: [email protected] lub dzwońcie pod 77 44 32 566 w godz. 10.00-12.00

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska