- Tu nie chodzi o mnie, ale błagam, ratujcie moje dziecko - prosi przejęta Aleksandra Kwaśnicka. - Do jutra gmina kazała mi się wyprowadzić, a ja nie mam dokąd pójść - płacze.
Pani Aleksandra zastrzega, że nie chce nic za darmo. Uczciwie pracuje, żeby zarobić na utrzymanie, ale leczenie córki kosztuje. Na pomoc ojca dziecka liczyć nie może. W ubiegłym roku uciekła przed nim z Danii.
Kobieta wróciła do Polski. Znalazła pracę, potem drugą, udało jej się wynająć mieszkanie. Szczęście nie trwało jednak długo.
- Zarabiałam na rękę 1800 złotych. Połowę płaciłam za mieszkanie, a kolejne 800 złotych za opiekunkę, bo dla Marty nie było miejsca w publicznym żłobku. Do tego trzeba było opłacić ogrzewanie, lekarstwa dla córki. Brakowało nam na życie - wzdycha.
Opolanka poprosiła o pomoc gminę.
- Popatrzyli, że zarabiam 1,8 tys. złotych i stwierdzili, że nawet nie mam po co składać wniosku, bo jestem za bogata, żeby dostać zasiłek rodzinny, albo pieniądze z funduszu alimentacyjnego (ojciec dziecka alimentów nie płaci) - wzdycha.
Pani Aleksandra starała się o dopłatę do mieszkania, ale pojawił się kolejny problem. - Okazało się, że człowiek, który wynajął mi mieszkanie... nie żyje od 12 lat, a umowę ze mną podpisał jego wnuk, który nie miał prawa tego zrobić! Usłyszałam od tego człowieka, że wtykam nos w nie swoje sprawy i że mam się wyprowadzić, bo inaczej wymieni zamki - opowiada.
Nie chciała wylądować na bruku, dlatego po raz kolejny poprosiła o pomoc opolski urząd miasta. - Odrzucili mój wniosek o mieszkanie komunalne, bo wynajmowałam lokal i powiedzieli, że wpiszą mnie na listę, ale dopiero jak już ten niby-właściciel mnie wyrzuci.
Uprzedzili, że czas oczekiwania na mieszkanie wynosi około 4 lat. Dom samotnej matki nie może mnie przyjąć, bo gmina nie chce mnie wpisać na listę oczekujących na mieszkanie, na pomoc rodziny nie mogę liczyć - opowiada. - Prosiłam o pomoc prezydenta, ale też rozłożył ręce - mówi załamana.
Zdesperowana kobieta, żeby nie wylądować z dzieckiem na bruku, wprowadziła się do... należącego do miasta pustostanu.
- Był w opłakanym stanie, zamiast podłóg było klepisko. Sama pomalowałam i wytapetowałam ściany, żeby było choć trochę znośniej - wspomina.
Aby być w porządku wobec miasta, zapłaciła rachunki za ogrzewanie, wodę i gaz. W ubiegłym tygodniu zgłosiła, że zajęła pustostan i złożyłam wniosek o meldunek. - Wtedy usłyszałam, że lokal ma być przyznany repatriantom a ja do 7 grudnia mam się wyprowadzić. Nie wiem co mam zrobić, chyba będę musiała zamieszkać z dzieckiem na dworcu - płacze.
Alina Pawlicka-Mamczura, rzeczniczka prezydenta Opola mówi, że miasto chciało pomóc kobiecie, ale ona odmawiała. Zastrzega jednak, że o szczegółach mówić nie może. - Ta pani zajęła lokal bezprawnie i na to zgodzić się nie możemy. Ale jesteśmy otwarci na rozmowy z kobietą - zapewnia rzeczniczka.
Spotkanie w tej sprawie zostało wyznaczone na poniedziałek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?