Młodzi nie chcą zostać na Opolszczyźnie

Archiwum
Prof. Romuald Jończy.
Prof. Romuald Jończy. Archiwum
Rozmowa z prof. Romualdem Jończym, ekonomistą z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu i z Politechniki Opolskiej.

- Z pana ostatnich badań wynika, że większość młodych wykształconych Opolan chce stąd uciec.
- Podczas zakończonych właśnie badań dla Wojewódzkiego Urzędu Pracy wraz ze współpracownikami przepytaliśmy 1263 maturzystów z Opolszczyzny o ich zamiary na przyszłość. Ankietowani pochodzą z miast powiatowych, m.in. z Opola, Brzegu, Głubczyc, Krapkowic, Namysłowa i Nysy oraz mniejszych ośrodków - Dobrzenia Wielkiego, Głuchołaz, Grodkowa i Praszki. Alarmujące jest to, że większość z nich planuje wyjazd, wręcz exodus z województwa opolskiego. Mówię o exodusie, bo zjawisko naprawdę jest masowe. Aż 87 procent, czyli zdecydowana większość z nich, chce po maturze kontynuować naukę. Ale prawie dwie trzecie chce to robić poza województwem opolskim. Studiować w naszym regionie planuje zaledwie 28,8 proc. maturzystów, czyli niewiele ponad jedna czwarta.

- To jest na pewno kłopot dla rektorów naszych uczelni, ale czy dla całego regionu? Wyjadą do większych ośrodków, nabiorą tam poloru, przetrą się w wielkim świecie i wrócą.
- Kiedyś tak było. Poza region wyjeżdżała się uczyć niewielka część naszej młodzieży, a z dyplomami większość z nich wracała. Teraz młodzi od razu deklarują, że wyjeżdżają definitywnie. Na zachodzie województwa, w tzw. półksiężycu takie zachowania są absolutną regułą. W Brzegu czy w Namysłowie na miejscu chce się uczyć najwyżej co szósta osoba. A mieszkać w miejscu swego urodzenia planuje zaledwie jedna na jedenaście. W dodatku wyjechać z Opolszczyzny i już do niej nie wrócić zamierzają przede wszystkim ci, którzy uczą się najlepiej, mają najwyższą średnią ocen. Oni jeszcze nie zdali matury, a już są tego pewni: Jadą na studia poza województwo, żeby tam w przyszłości mieszkać i pracować.

- Co jest powodem tego, że nawet nie myślą o możliwości powrotu?
- Bo młodzi ludzie z aspiracjami, inteligentni i dobrze się uczący, ale nie mający zaplecza w postaci znajomości czy domu po rodzicach, nie mają złudzeń: Na Śląsku Opolskim znaleźć pracę będzie im skrajnie trudno. Liczby są jednoznaczne. Opolskie uczelnie co roku opuszcza około 7 tysięcy absolwentów, a pracę zgodną z wykształceniem i kierunkiem studiów znajduje jakieś 2-3 tysiące. Maturzyści myślą więc tak: Po studiach i tak będę musiał wyjechać w poszukiwaniu roboty. To lepiej jechać od razu i studiować na bardziej renomowanej uczelni w wielkim mieście.

- Dokąd najchętniej wyjeżdżają?
- Głównym kierunkiem migracji na studia - bardziej popularnym niż Poznań, Warszawa, Katowice lub Gdańsk - jest Wrocław. Zamierza tam studiować więcej młodych Opolan niż we wszystkich uczelniach wyższych naszego regionu. Już to, że Wrocław jest dużym miastem, ma dla młodych ludzi istotny walor. Ale to nie tylko sprawa wielkości. Bo na przykład Łodzi prawie wcale nasza młodzież nie wybiera. Wrocław to jest miasto kultury i rozrywki, które w dodatku świetnie potrafi dbać o swój wizerunek i sprzedawać to, co robi. Umie przekonać młodych ludzi, że oni są tam potrzebni. Oczywiście, nie każdy odnosi sukces. Ale wielu znajduje tam pracę na miarę aspiracji. A nawet jeśli się nie uda, to łatwiej pracować poniżej kwalifikacji z daleka od domu i środowiska pochodzenia, gdzie nikt nas nie zna.

- Kiedyś mówiło się, że zagrożeniem dla Opolszczyzny są kleszcze: z jednej strony Wrocław, z drugiej Katowice.
- Wpływ miast województwa śląskiego na exodus młodzieży z naszego regionu osłabł. Katowice i Gliwice pojawiają się stosunkowo rzadko na liście miejsc wybieranych przez młodych Opolan na studia. Jako docelowe miejsce zamieszkania pojawiają się jeszcze rzadziej. Kiedyś w tamtą stronę przyciągało młodych o predyspozycjach technicznych i ścisłych górnictwo i hutnictwo. Teraz tamtejsze uczelnie aż tak nie kuszą. A warunki życia w mocno zdegradowanych górnośląskich miastach poprzemysłowych też nie zachęcają zbyt wielu.

- Z samym Wrocławiem, bez Katowic, i tak skutecznie konkurować nie możemy...
- Pewnie, że nie, ale uczyć się jest czego. Wrocław uczestniczy w każdym wyścigu, w każdej konkurencji, do których stają miasta tej wielkości w Europie. Skutek jest taki, że jest dziś najbardziej znany w całej Polsce. Zupełnie inaczej niż Opole. Stolica naszego regionu jak na miasto tej wielkości rozwija się naprawdę dobrze. Robi się tu dużo. Są badania, według których Opole jest najlepszym w Polsce miastem do studiowania. Tylko czy ludzie w ogóle o tym wiedzą? I to jest nasz problem.

- Będzie dla kogo robić specjalną strefę demograficzną, skoro zanim na dobre się ona rozkręci, region kompletnie opustoszeje?
- Robić coś trzeba. Dobrze, że działania władz regionu przybierają postać bardziej zdecydowaną. Ale na ile to będzie skuteczne, nie wiadomo. Jesteśmy regionem paradoksów. Mamy jeden z najwyższych albo wręcz najwyższy poziom życia w Polsce, ale jednocześnie własnej młodzieży nie umiemy zatrzymać. Okazuje się, że żyje się u nas dobrze, ale nie ma dla młodych ludzi pracy, która pozwoliłaby im utrzymać, a w przyszłości podnieść ten wysoki poziom życia.

- Czyli jak w katarynce wraca motyw inwestycji, których jest w regionie o wiele za mało. A bez nich nie ma miejsc pracy.
- Same inwestycje sprawy nie załatwią. Nie wystarczy poprawienie jednej sfery. I to dodatkowo powiększa nasz problem. Powiedzmy, że podniesiemy tylko poziom naszych uczelni. Osiągnęlibyśmy tyle, że zamiast maturzystów wyjeżdżaliby trochę później absolwenci. Wzmacniamy tylko inwestycje? W nowych firmach, bez napływu dobrych absolwentów, nie będzie miał kto pracować, skoro potencjalni pracownicy wyjechali wcześniej na studia. Trzeci element, którego bardzo nam brakuje, to silne centrum regionu.

- Opole ze swoimi uczelniami, teatrami, muzeami, filharmonią, centrum polskiej piosenki, basenami i Bóg wie, czym jeszcze, nie może nim być?
- Dla mieszkańców większych miast powiatowych - typu Kluczbork, Kędzierzyn-Koźle czy Brzeg - Opole wcale nie jest atrakcyjnym miejscem do spędzenia trzech lub pięciu lat w czasie studiów. Opolskie uczelnie bardziej skłonni są wybierać mieszkańcy małych miasteczek i wiosek, w tym ci z podwójnym paszportem.

- Wygląda na to, że młodzi uciekają, bo dla nich region nie spełnia żadnego z trzech związanych ze sobą warunków: inwestycji brakuje, uczelnie są przeciętne, a stolicą województwa jest nieduże i kurczące się miasto...
- Tak właśnie jest. A to oznacza - powtarzam - że problemu nie da się rozwiązać, poprawiając tylko jedną dziedzinę. Potrzebna jest współpraca dosłownie wszystkich ze wszystkimi. Bez takiej "spółki" musimy się pogodzić z tym, że będziemy co roku tracić kilka tysięcy młodych wykształconych ludzi, na których edukację i wychowanie wydaliśmy - zarówno rodzice, jak i sfera publiczna - po kilkaset tysięcy złotych na głowę przez pierwsze dwadzieścia lat ich życia. I takich odchowanych, gotowych oddajemy ich teraz lekką ręką innym. A przecież wychowaliśmy ich po to, by tu prowadzili działalność gospodarczą, angażowali się społecznie, wreszcie opiekowali się na starość swoimi rodzicami.

- Dlaczego nie współpracowano dotąd?
- Bo na Śląsku Opolskim samorządy, władze uczelni i ludzie biznesu wierzą, że są dobrzy - zresztą często naprawdę są - więc każdy działa osobno, dla siebie. Popatrzmy na nasze uczelnie. Rozbudowuje się infrastrukturę. Mamy piękne budynki w centrum miasta, wokół nich rzeźby, wewnątrz obrazy itp. To wszystko ważne i cenne. Ale nie pomoże, jeśli wewnątrz tych budynków mieścić się będą drugorzędne wydziały i słabe kierunki. Więc skoro infrastruktura jest, trzeba teraz pójść w inną stronę - postawić na jakość nauczania. Dwie duże państwowe uczelnie w Opolu - uniwersytet i politechnika - powinny współpracować. Równoległe tworzenie na obu uczelniach podobnych kierunków, które rywalizują ze sobą, jest bezsensowne. Sami się osłabiamy.

- Z pana wniosków wieje grozą. Co tu mówić o naprawieniu trzech sfer, skoro już jedna - inwestycje i rynek pracy - ani drgnie ku lepszemu?
- Niestety, choć mamy sprawnie zarządzany region, to zabrakło strategicznych inwestycji. Gdyby Mercedes naprawdę przyszedł na Opolszczyznę, gdyby wypaliło lotnisko, nasza sytuacja byłaby zupełnie inna niż dziś. Drobna działalność gospodarcza się rozwija. Ale żeby powstało centrum technologiczne i biznesowe z prawdziwego zdarzenia, nie wystarczy nieduża fabryka czekolady. Potrzebny jest inwestor strategiczny z górnej półki światowej, mocno związany z nauką i z biznesem. Niechby choć jeden. Mógłby się stać tą pierwszą kostką domina, która pchnęłaby w ruch cały region.

- Można podnieść poziom uczelni, skoro wielu jej studentów to bardzo przeciętni, trójkowi uczniowie?
- To, jacy studenci do nas przychodzą, mocno oddziałuje na poziom naszych uczelni. Na zajęciach - w porównaniu z wrocławskimi - nasi są może grzeczniejsi, bardziej zdyscyplinowani. Tam jest więcej niezdyscyplinowanych indywidualistów. Ale podnieść poziom nauczania - a na to badani głównie zwracali uwagę - byłoby stosunkowo najłatwiej. Trzeba ściągnąć na opolskie uczelnie po 20 profesorów z górnej półki. Trzeba im stworzyć takie warunki do pracy i mieszkania, żeby chcieli tu przyjść i wzmocnić zwłaszcza najsłabsze kierunki studiów.

- Jak wielu młodych ludzi planuje wyjechać z Opolszczyzny za granicę?
- Zaraz po liceum na emigrację wybiera się stosunkowo niewiele osób - mniej więcej co dziewiętnasta. Są to zresztą głównie ci, którzy mają gorsze wyniki w nauce. Ale już ponad 15 procent zamierza mieszkać za granicą w przyszłości. To oznacza, że są gotowi wyjechać później, na przykład po studiach. Najważniejsze jest to, że aż dwie trzecie badanych dopuszcza taką możliwość, rozważa taką opcję. I oni są dla regionu i jego władz wielkim wyzwaniem. Od tego, jak będą się rozwijać Opole i województwo, zależy, czy emigracja za granicę rozpędzi się czy jednak zredukuje. Jeśli przez następne 5-7 lat sytuacja na rynku pracy i inwestycji się nie poprawi, trzeba liczyć się z tym, że ta fala ruszy.

- Jak będzie wyglądał region, jeśli exodusu młodzieży - do ościennych regionów i na Zachód - nie uda się powstrzymać?
- Trochę strach pomyśleć. W miejscu zamieszkania pozostanie średnio zaledwie co piąta młoda osoba i to ta gorzej wykształcona, bo najlepsi wyjadą. W dodatku mówimy o rocznikach niezbyt licznych. To może się skończyć katastrofą. Miejscowości w rodzaju Głubczyc czy Głuchołaz mogą za kilka lub najdalej kilkanaście lat wyglądać jak niektóre miasta we wschodnich landach Niemiec. Nie będzie mowy o strategii rozwoju, tylko o strategii zwijania. Jak jest mniej mieszkańców, samorząd dysponuje coraz mniejszymi sumami pieniędzy i zaczyna się zastanawiać, gdzie wyłączać prąd, które ulice przestać odśnieżać, a jakie kwartały w ogóle burzyć, bo nikt w nich już mieszkał nie będzie. W miarę stabilnie demograficznie wygląda tylko trójkąt między Kędzierzynem, Brzegiem i Dobrodzieniem. Tam jest trochę lepszy rynek pracy, łatwiejszy dojazd zarówno na wschód, jak i na zachód. No i mieszka tam więcej rdzennych Ślązaków - z natury rzeczy bardziej przywiązanych do regionu.

- Można te negatywne procesy jeszcze powstrzymać? A może musimy pogodzić się z tym, że to będzie kraj dla starych ludzi, a odtrąbienie zgonu Opolszczyzny jest jednak tylko kwestią lat?
- Kiedyś miałem w sobie więcej optymizmu co do przyszłości regionu. Ale nawet gdy optymizmu brakuje, trzeba działać, i to zdecydowanie, na razie nawet nie oglądając się na rezultaty. Najbliższe 10-15 lat będzie decydujące dla naszego regionalnego istnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska