Na zamek w Chrzelicach kasy brak

Redakcja
Bartosz Mioduszewski (w środku) z przedstawicielami fundacji Ortus, która chce zainwestować w obiekt: - Ciągle wierzymy, że uda się zdobyć dofinansowanie inwestycji. Potrzeba na to 3 mln zł.
Bartosz Mioduszewski (w środku) z przedstawicielami fundacji Ortus, która chce zainwestować w obiekt: - Ciągle wierzymy, że uda się zdobyć dofinansowanie inwestycji. Potrzeba na to 3 mln zł.
Projekt uratowania ruin średniowiecznego zamku i przekształcenia ich w centrum kulturalne stanął pod dużym znakiem zapytania.

Gdyby zamek w Chrzelicach znajdował się w innym województwie, nasz projekt już dawno byłby zrealizowany - uważa Bartosz Mioduszewski, prezes fundacji Ortus, która próbuje odrestaurować zabytek.

Potężny obiekt, którego historia wiąże się z działalnością Joannitów i Templariuszy, to dziś ruina. Nadleśnictwo w Pruszkowie wystawiło go na sprzedaż, bo nie miało pieniędzy na remont. Pierwszy właściciel nie zrobił jednak nic, żeby zamek uratować.

W 2007 roku kupili go dwaj warszawiacy, którzy powołali fundację Ortus i przekazali jej pieczę nad zabytkiem. Ich plan był następujący: Trzeba zachować cenne dziedzictwo kultury, uratować zamek przed dalszą dewastacją, zabezpieczyć trwale jako ruinę, a w pobliżu wybudować nowy obiekt. Całość miała stać się ośrodkiem pracy twórczej dla artystów i naukowców. Fundacja wystąpiła do Urzędu Marszałkowskiego o dofinansowanie tego projektu. W 2010 roku Urząd Marszałkowski obiecał na ten cel 2,3 mln zł. Fundacja miała zdobyć wkład własny wysokości: 400 tys. zł. Projekt z Chrzelic zakładał wykonanie prac zabezpieczających ruin i sąsiedniego parku. Częścią projektu była też seria imprez kulturalnych, które miały promować Chrzelice i Opolszczyznę i stanowić zalążek dalszej działalności Centrum Dialogu Kultur. W ramach tego fundacja Ortus współorganizowała i współfinansowała m.in. Festiwal Jednego Koła w Chrzelicach, Dni Chrzelic, Obóz Kultury 2.0, festiwal Medialab. Pieniądze na ten cel miały stanowić wymagany udział własny w projekcie. Tymczasem Urząd Marszałkowski w Opolu po kontrolach zakwestionował część tych wydatków i odmówił ich uznania.

Władze wojewódzkie uznały, że fundacja Ortus powinna na swoim koncie zabezpieczyć w gotówce wymagane 400 tys. zł, żeby otrzymać unijną dotację. Na dodatek po kontrolach zaostrzono zasady rozliczania dofinansowania. Dotychczasowe zaliczkowanie zamieniono na refundację po wykonaniu całości przedsięwzięcia.

- Nie jesteśmy w stanie wziąć kredytu wysokości prawie 3 mln zł i czekać dwa lata na przekazanie nam dofinansowania - mówi Bartosz Mioduszewski, prezes fundacji Ortus. - Na wkład własny do projektu potrzebujemy jeszcze 300 tys. zł. Gdy je zdobędziemy liczymy, że Urząd Marszałkowski powróci do poprzednich zasad i zgodzi się na zaliczkowanie dofinansowania. Mamy czas do końca 2015 roku na zdobycie pieniędzy. Cały czas zabiegamy o dofinansowanie w Ministerstwie Kultury i wielu innych instytucjach. Będziemy walczyć. Musi się nam udać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska