Terror na opolskiej Malinie. Ludzie boją się o życie

sxc.hu
sxc.hu
- Chuligani próbują nas rozjechać autami, wybijają szyby i straszą, że spalą nasze domy, a policja nie reaguje - skarżą się ludzie i... grożą samosądem.

- Boimy się, że w końcu dojdzie do tragedii, ale nikt nie chce nam pomóc. Policja mówi, że oni są nieobliczalni i lepiej nie wchodzić im w drogę. Oni chyba też się ich boją - płacze starsza kobieta, która prosi o anonimowość. Zanim decyduje się ze mną porozmawiać zamyka okno. Mówi, że jeśli mężczyźni dowiedzą się, że to ona poskarżyła się na nich do gazety, to ją zabiją.

Mieszkańcy Maliny twierdzą, że problem z grupą ośmiu mężczyzn w wieku od 20 do 30 lat mają od wielu miesięcy. Mówią, że do tej pory starali się schodzić im z drogi, ale mężczyźni są coraz bardziej zuchwali.

- Potrafili pobić człowieka tylko dlatego, że nie tak na nich spojrzał, ale wszyscy siedzą cicho, bo obawiają się zemsty - mówi Marian (imię zmienione), jeden z mieszkańców dzielnicy. - Oni byli już wcześniej karani m.in. za pobicia. Jeden z nich siedział nawet za handel narkotykami gdzieś za wschodnią granicą - opowiada.

Ostatnio gościnne występy urządzili sobie w kościele.

- Przyszli na pasterkę w garniturach i z piwem w rękach. Butelki poustawiali tam, gdzie ludzie kładą książeczki, zapalili papierosy albo skręty i bawili się w najlepsze - relacjonuje mieszkaniec dzielnicy. Mężczyźni spodziewali się chyba, że wywołają wśród wiernych większe poruszenie. Kiedy tak się nie stało, postanowili jeszcze bardziej rozkręcić “zabawę". - Zaczęli głośno dyskutować jaka piękna tu jest impreza, a później jak stado jeleni skakali po ławkach. Ludzie są zastraszeni, więc każdy bał się zareagować. W końcu ksiądz zadzwonił po policję, ale oni tej dzielnicy unikają jak ognia. Dopiero kiedy proboszcz ich przycisnął, to wysłali jakichś młodych policjantów - wspomina.

Dopóki patrol nie pojawił się na miejscu, mężczyźni wcale nie zamierzali kończyć imprezy. Jeden z chuliganów oblał piwem mężczyznę siedzącego w kościele.

- Ten się zdenerwował, złapał go frak i zaczął wyciągać z kościoła, ale kompani ruszyli chuliganowi na pomoc no i zaczęła się szarpanina. W końcu ten oblany mężczyzna dostał butelką w głowę, tak, że mu w szpitalu 6 szwów założyli. Przy okazji zdemolowali płot plebanii, zniszczyli postawione przed kościołem rowery - wylicza. - Policjanci, gdy w końcu przyjechali, złapali tych kilku, którzy nie zdążyli uciec, zawieźli do izby wytrzeźwień, a oni następnego dnia już chodzi po dzielnicy i śmiali nam się w twarz - opowiada rozżalony.

Czytaj też**Czterech braci terroryzuje mieszkańców Smolarni pod Krapkowicami**

Pani Mariola (imię zmienione) mówi, że jej gehenna zaczęła się gdy córka zeznawała przeciwko jednemu z chuliganów, gdy ten pobił swoją byłą dziewczynę.

- Najpierw wybili nam szybę w oknie. Cegła przeleciała tuż nad głową męża, który leżał na wersalce. Wystarczyło kilka centymetrów i mogłaby go zabić - opowiada. - Przed Wielkanocą obrzucili nam dom jajkami, później wybili szybę w kuchni i choć ja widziałam, kto to zrobił, to policja umorzyła sprawę, bo sprawca się nie przyznał - wspomina.

To, że pani Mariola poskarżyła się na chuligana nie spodobało się jego koledze. - Natknęłam się na niego i jego kumpli, gdy szłam do sklepu. Otoczyli mnie i zaczęli wyzywać, chociaż ja od nich o 30 lat jestem starsza. Ja per pan mu mówiłam, tłumaczyłam, że na niego nie skarżyłam, a on na to, że trzeba nas zapier... i że nam dom wypalą - wspomina roztrzęsiona. - Zadzwoniłam na policję, to stwierdzili, że mam im założyć sprawę cywilną. Chciałam rozmawiać z dzielnicowym, bo to w końcu on powinien nas chronić, ale usłyszałam, że go nie ma i nie wiadomo kiedy będzie - relacjonuje.

Zobacz więcej wiadomości z Opola

Kobieta mówi, że boi się o zdrowie i życie swojej rodziny. Obawia się, że mężczyźni w końcu zrealizują swoje groźby. - Jeden z tych chuliganów, kiedy nas widzi, to wjeżdża samochodem na chodnik i jedzie na nas, tak jakby chciał nas rozjechać. W końcu w ostatniej chwili odbija kierownicą i nas omija. Córka, jadąc do szkoły, idzie na bardziej oddalony od domu przystanek, żeby nie przechodzić koło domu jednego z tych bandziorów. Codziennie drżę ze strachu czy dziewczyny całe wrócą do domu - płacze. - W oknach założyliśmy plandeki i kraty, żeby chronić szyby. Przez całe lato spałam na podwórku, bo bałam się, że nas podpalą i wszyscy zginiemy - mówi roztrzęsiona.

- Policja chyba czeka aż będzie trup. Wtedy dopiero wezmą się do roboty. A my już nie mamy siły - wtóruje jej mieszkaniec dzielnicy. - Ludzie są tak zdesperowani, że przebąkują o tym, żeby się zebrać i samemu wymierzyć chuliganom sprawiedliwość, bo na policję nie ma co liczyć - kwituje.

Ostatni występ młodzieńcy zaliczyli tuż przed sylwestrem.

- W noc poprzedzającą imprezę wejście do baru i do sali oblali preparatem odstraszającymi dziki, pewnie licząc na to, że zabawa się nie odbędzie - mówi właścicielka lokalu. - Smród do tej pory jest tak okropny, że trudno wytrzymać. W nadleśnictwie dowiedziałam się, że on będzie się utrzymywał przez najbliższych kilka tygodni. Zanim wejdziemy na salę przebieramy się w samochodzie w inne ubrania, bo samo przejście przez drzwi powoduje, że fetor zostaje na ciuchach i nawet pranie nic nie pomaga - opowiada.

Właścicielka baru twierdzi, że ten “psikus" nie zniechęcił chuliganów do dalszej zabawy. Mówi, że goście, którzy pomimo fetoru przyszli na sylwestra, prawie pospadali z krzeseł, kiedy zobaczyli lokalnych opryszków przebranych za... policjantów. - Czterech paradowało po ulicach w strojach z napisem policja i urządzało sobie patrol, bawiąc się przy tym w najlepsze petardami - relacjonuje. - W końcu jedna z pań zadzwoniła po policję, przyjechali i na tym sprawa się skończyła. Nie wiem, czy nie znaleźli przebierańców, czy po prostu nie chcieli ich znaleźć - mówi.

Policja zapewnia, że do sprawy podeszła poważnie, ale gdy funkcjonariusze pojawili się na miejscu, przebierańców już nie było.

Problemy właścicielki baru z okolicznymi chuliganami zaczęły się w ubiegłym roku, gdy jeden z nich, jak tłumaczył, przez przypadek, wybił szybę w jej lokalu. - Żeby dostać zwrot pieniędzy z ubezpieczenia musiałam zgłosić sprawę policji, a to mu się bardzo nie spodobało. Kiedy dostał wezwanie przyszedł się awanturować, zwyzywał moją mamę i popchnął ją tak, że spadła ze schodów. Zgłosiliśmy policji pobicie - wspomina.

Wtedy bandziory wypowiedziały kobiecie wojnę. Zdarzały się pobicia klientów, groźby, wybicie szyby w samochodzie. - Zgłaszaliśmy to wszystko policji, ale zanim my zdążyliśmy wrócić do domu, to oni już wiedzieli kto się na nich skarży no i dopiero się mścili - mówi rozżalona. - Rodzic jednego z nich jest prawnikiem. Może dlatego oni czują się bezkarni - zastanawia się.

Zdaniem policji Malina to spokojna dzielnica. - Przez cały ubiegły rok w rejonie ul. Teligi mieliśmy 24 interwencje. Nie wszystkie dotyczyły osób, na które skarżą się mieszkańcy - mówi podinsp. Jarosław Dryszcz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. - To nieprawda, że policjanci nie reagują na wezwania mieszkańców. Po każdym zgłoszeniu wysyłamy na miejsce patrol. Policjanci interweniowali nawet wtedy, gdy dostali zgłoszenie, że ktoś się śmieje z kobiety, a to pokazuje, że nie bagatelizujemy żadnej sprawy - zapewnia i dodaje, że po naszych sygnałach komendant miejski zdecydował o skierowaniu w rejon Maliny większej liczby patroli.

Sprawą zbulwersowany jest prezydent Opola Ryszard Zembaczyński. - Już dawno nie słyszałem, żeby w Opolu dochodziło do takich sytuacji. Porozmawiam na ten temat z komendantem miejskim - deklaruje. Prezydent za pośrednictwem nto przekazał swój numer telefonu komórkowego mieszkańcom. Na własne uszy chce od nich usłyszeć to, co opowiedzieli nam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska