Zamiast alternatywy - disco polo. Juwenalia to już tylko piwo?

Redakcja
Piastonalia 2012. Opolskie święto studentów już dawno przerodziło się w festyn.
Piastonalia 2012. Opolskie święto studentów już dawno przerodziło się w festyn. Sławomir Mielnik
Studenci od kultury wolą rozrywkę i imprezowanie. Nawet juwenalia stały się festiwalami piwnymi, na które zamiast twórczej alternatywy zaprasza się zespoły disco polo.

Niedawno Paweł Soszyński z Dwutygodnika.com napisał, że Opole to takie dziwne miasto uniwersyteckie, "w którym nie ma życia uniwersyteckiego, nie ma knajp studenckich, amatorskich teatrów, jakiegoś offu, który zawsze przy uniwersytetach powstaje".

Co do szczegółów się myli. Na przykład teatry są, nawet dwa - Obsesja i Obu. Ten drugi to... czworo studentów Uniwersytetu Opolskiego, pracujących z aktorem opolskich lalek. Właśnie przygotowują "Kartotekę" Różewicza.

- Zaczęliśmy w 2012 roku, najpierw chcieliśmy zrobić coś własnego, ale się posypało. Więc pracujemy nad Różewiczem - mówi Wiktoria Jureczko, studentka III roku artyterapii z animacją kulturalną.

Działa też projekt "Ferdydurke". Na wiosnę studenci wystawią Gombrowicza. Pomysłodawcą jest zawodowy aktor Tomasz Stochniał. Zgłosiło się 10 osób (w tym dwóch studentów politechniki).

Tomasz Stochniał mówi, że po ośmiu latach nieobecności w rodzinnym Opolu jest tu za krótko, by oceniać studencką aktywność. - Uprzedzano mnie, że to w ogóle może się nie udać, bo nikt się nie zgłosi - mówi. Z takiej perspektywy dziesięcioro chętnych do robienia przedstawienia na dwadzieścia parę tysięcy studentów to i tak sukces.

Szymon Wolf, który w samorządzie studenckim UO kieruje sekcją kulturalną, nie godzi się z opinią, że w Opolu nie ma studenckiego życia kulturalnego. I jednym tchem wymienia sztandarowe imprezy: wiosenne Piastonalia, grudniowe Kulturalia, jesienne Otrzęsiny i przygotowywaną już po raz 23. Zimową Giełdę Piosenki. I nie tylko.

- Co tydzień w czwartek robimy w Studenckim Centrum Kultury koncerty w ramach Studia Dźwięku. Z całej Polski przyjeżdżają zespoły, które dopiero rozpoczynają muzyczną drogę i chcą się sprawdzić na porządnej scenie. My im taką oferujemy. Każdy czwartek do września jest już zajęty. Na koncertach bywa od kilku do kilkudziesięciu osób, ale zdarza się, że przychodzi nawet kilkaset - podkreśla Szymon Wolf.

Grudniowe Kulturalia to intensywny interdyscyplinarny tydzień z kulturą, który oferuje głównie warsztaty - od tańca po "hand made", podczas których studenci robili ozdoby świąteczne i warsztaty języka migowego.

- Warsztaty improwizacji kabaretowych być może zaowocują powstaniem jakiejś uniwersyteckiej trupy, bo tak się uczestnikom spodobały, że postanowili dalej się wprawiać w tej sztuce - mówi Szymof Wolf. Zapewnia też, że o wolne sale do prób wciąż dopytują jakieś amatorskie zespoły, że działa ich na uniwersytecie pięć, a może nawet siedem i że wciąż są chętni, by zebrać się w parę gitar i razem sobie pograć, niekoniecznie planując zaraz jakieś występy dla publiczności.

To se ne vrati

Rektor Stanisław Nicieja docenia, że w Studenckim Centrum Kultury ciągle coś się dzieje i że "młodzi ludzie szukają własnego języka", ale jednocześnie marzy mu się klimatyczny klub studencki, w którym ktoś zagrałby na saksofonie, ktoś wyciągnął swój wiersz, a utalentowana dziewczyna wyśpiewała go przy dźwiękach pianina i kontrabasu.

- Ja bym im te instrumenty kupił, żeby tylko byli chętni - deklaruje. - Czasem popycham studentów z samorządu. Idźcie, mówię, na polonistykę. Poszukajcie może jest tam jakiś młody poeta, którego warto pokazać.

Przez rektora przemawia sentyment do lat 60., 70. ubiegłego wieku, złotego okresu kultury studenckiej, której głośnymi na cały kraj ośrodkami były kluby (w całej Polsce działało ich 400) - "Bim Bom" w Gdańsku, warszawskie "Hybrydy" i "Stodoła", krakowska "Piwnica pod Baranami" i "Rotunda", wrocławski "Pałacyk".

Nawet Opole miało swój klub "Skrzat" z działającym tam kabaretem o tej samej nazwie. Najbardziej oryginalnym i najtrwalszym zjawiskiem, które przekroczyło ramy kultury studenckiej, były słynne teatry - "STU", "Ósmego dnia", "Kalambur", "Akademia Ruchu".

- To był najbardziej twórczy czas w dziejach polskiego studenckiego ruchu kulturalnego. Zjawisko wręcz unikatowe w skali Europy. Z klubów studenckich wyszły wielkie postaci polskiej kultury - Osiecka, Kofta, Kleyff, Grechuta, Cybulski, Sikorowski, Rosiewicz. Długo można wymieniać - mówi prof. Nicieja. - Emanacją tej kultury była FAMA, wielki festiwal w Świnoujściu. Te złote czasy skończyły się wraz z latami 80. Niektóre imprezy przetrwały w rachitycznej formie, ale środowisko studenckie nie wyrzuca już wielkich postaci. Coś tam śpiewają, ale są wtórni. Nawet na naszej Giełdzie Piosenki dominuje ostry rock.

Właśnie zakończyły się kwalifikacje do opolskiej XXIII Zimowej Giełdy Piosenki, jednej z najważniejszych imprez studenckich w kraju.

Zgłosiło się ponad sto zespołów, nawet z Litwy, Białorusi i Ukrainy. O studenckości zespołu decyduje przynajmniej jedna osoba w jego składzie z ważną legitymacją studencką. Zwycięzca Giełdy dostaje bilet do Krakowa na Studencki Festiwal Piosenki - najstarszy polski festiwal, organizowany od 1962 roku. Ten, od którego rozpoczynała się kariera Ewy Demarczyk, Maryli Rodowicz, Marka Grechuty, Andrzeja Sikorowskiego.

- Maleje zainteresowanie studentów tą imprezą - mówi Jarosław Wasik, piosenkarz i kompozytor, od lat członek rady artystycznej festiwalu. - Znamienna była jakiś czas temu zmiana nazwy - z festiwalu piosenki studenckiej na studencki festiwal piosenki.

Rada podjęła tę decyzję, mając na uwadze fakt, że nie do końca jest to już piosenka studencka. Śpiewa się tam różne rzeczy od rocka i hip-hopu po - wciąż - piosenkę poetycką, ale tej ostatniej już niewiele. Coraz mniej jest też bardów, z którymi piosenka studencka powszechnie się kojarzy. Dominują zespoły z wokalistami.

Festiwal browarniczy

To jeden z przejawów śmierci kultury studenckiej w tym dawnym rozumieniu - kultury alternatywnej, związanej z intelektualnym fermentem, buntem i oryginalnymi kreacjami artystycznymi w teatrze, piosence, plastyce, kabarecie.

- Ten bunt wobec PRL-owskiej rzeczywistości był czynnikiem jednoczącym. Współcześni studenci nie mają przeciw czemu się buntować. Z jednej strony są więc obojętni, a z drugiej całe środowisko atomizuje wyścig szczurów, konkurencja o pracę, karierę, pieniądze. To także powód braku ich kreatywności i inwencji - mówi socjolog dr Bożena Gładysz-Obromska.

Zdaniem Wojciecha Adamka z Uniwersytetu Jagiellońskiego projekty i przejawy kultury, które kiedyś miały etykietkę kultury studenckiej, obecnie uległy sile internetu, mediów i innych ogólnodostępnych form rozrywki. "Żarcie popcornu, głośna muzyka czy piwo ze znajomymi są ciekawsze niż rozważania na temat filmów Bergmana" - uważa.

- Z powodu komercjalizacji rynku studenci nie do końca są zainteresowani ambitną sztuką. Kluby studenckie zamieniły się w puby i dyskoteki, juwenalia to festiwal browarniczy albo inny typ dni miasta - uważa Jarosław Wasik.

Jan Poprawa, juror Zimowej Giełdy Piosenki, już dekadę temu ogłosił w Opolu, że co prawda kultura studencka umarła, ale pozostała kultura studentów. Niestety i z tą jest nie najlepiej.

Kiedy socjologowie zapytali polskich studentów o ulubione formy spędzania wolnego czasu, okazało się, że 68 procent z nich słucha muzyki, 58 procent ogląda telewizję. Po książkę w wolnym czasie sięga zaledwie co trzeci. Od niestudentów młodzież akademicką najbardziej odróżnia imprezowanie (o 32 proc. częściej) i słuchanie muzyki (o 30 proc.). Chodzenia do teatru, filharmonii, odwiedzania galerii badania w ogóle nie odnotowały.

- Miesięcznie nasz teatr odwiedza może 200 studentów i to głównie z politechniki, która ma fundusze unijne na kulturę i oferuje swym słuchaczom darmowe bilety - mówi Alina Wójcik z Biura Obsługi Widzów Teatru Kochanowskiego. Tych 200 studentów to mniej niż jeden procent teatralnej publiczności, mimo że teatr oferuje "studenckie środy" z biletami o cenie obniżonej do 20 zł.

- Zamiast do teatru studenci wolą iść na imprezę - przyznaje Wiktoria Jureczko.

O studenckich preferencjach najdobitniej świadczą juwenalia, w Opolu nazywane "Piastonaliami", które już dawno przerodziły się w ludowe festyny, podczas których studenci wlewają w siebie hektolitry piwa przy dźwiękach głośnej muzyki, nie dającej spać mieszkańcom pobliskiego osiedla.

- Kultury studenckiej specjalnie kreowanej pod to święto już prawie nie ma. Zwykle zaprasza się tzw. gwiazdy, wybierane nie wiadomo z jakiego klucza - mówi Wasik.

Te "gwiazdy" to bardzo często Lady Pank, Kult, Big Cyc, T. Love. - Nie rozumiem, dlaczego zapraszają 50-letnich dziadków rocka. Wolałbym, żeby wyszedł i zaśpiewał ktoś młody, nawet zafałszował, ale niechby to było prawdziwe, szczere, mówiące coś o tym środowisku - mówi rektor Nicieja.

Polo i z przytupem

- Niestety coraz częściej jest to także disco polo - dodaje Jarosław Wasik. - Studenci twierdzą, że zapraszają takie zespoły dla jaj, ale ja jestem przekonany, że disco polo po prostu im się podoba. I to jest przerażające.

Na początku stycznia w krakowskim klubie studenckim "Kwadrat" wystąpił zespół Weekend - ten od "Ona tańczy dla mnie", internetowego hitu, który ma już ponad 40 mln odsłon. Szczyt obciachu na studenckich intelektualnych salonach? Sęk w tym, że tych salonów już nie ma. Zdaniem Krzysztofa Vargi "elitarność kultury studenckiej to już dawno mit."

- Niewątpliwie jest to także konsekwencja powszechności studiowania. Prawie 2 miliony studentów powodują rozmycie się elit. Brak rozmowy kwalifikacyjnej sprawia, że jesteśmy zdani na przypadkowego studenta - podkreśla prof. Nicieja.

Jarosław Wasik przez trzy lata prowadził zajęcia w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Był zdumiony brakiem zainteresowania i uczestnictwa w kulturze studentów kulturoznawstwa.

Znacznie wyższy poziom wiedzy i aspiracji od niedawnych maturzystów reprezentowali studenci zaoczni, dorośli. Kiedy podzielił się tą opinią z prof. Dorotą Ilczuk, ta potwierdziła, że obserwuje taki trend już od 10 lat.

- Trudno oczekiwać twórczej oryginalnej erupcji od takiego środowiska - komentuje Wasik.
Dawno też minęły czas, gdy kultura studencka mogła liczyć na wsparcie głównych mediów. - Ja sam jestem z ostatniego pokolenia, które jeszcze się załapało na zainteresowanie telewizji.

Sukcesy na festiwalach w Krakowie i Olsztynie nie dałyby mi takiego piaru jak opolskie Debiuty - mówi piosenkarz. Najświeższym przykładem na to może być kariera zespołu "Dziewczyny".

Anna Karamon i Ola Nowak poznały się na świnoujskiej Famie, w 2008 zostały uznane za największą osobowość Zamkowych Spotkań w Olsztynie, dostały nagrodę na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, ale dopiero gdy znalazły się w finałowej piątce telewizyjnego "X Factora", usłyszała o nich cała Polska.

- W kulturze zmniejszyło się znaczenie wartości - twierdzi Jan Poprawa - wzrosło znaczenie powodzenia, sukcesu. Z kultury kreatorów, twórców, myślicieli - staliśmy się tłumem, który decyzjami podejmowanymi za pomocą SMS-ów decyduje, co dobre lub złe. Można się oburzać, ale po co się kopać z koniem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska