Meteoryty nad Uralem. Atak z kosmosu

Youtube
Meteoryty spadły m.in. w obwodach czelabińskim, swierdłowskim, tiumeńskim, kurgańskim i orenburskim, a także w Baszkirii i północnym Kazachstanie.
Meteoryty spadły m.in. w obwodach czelabińskim, swierdłowskim, tiumeńskim, kurgańskim i orenburskim, a także w Baszkirii i północnym Kazachstanie. Youtube
- To nie ostatnie takie uderzenie - mówi nto Stanisław Rokita, astronom z toruńskiego Planetarium Centrum Popularyzacji Kosmosu. Wczoraj na Uralu, na kilka miast, spadł deszcz meteorytów, raniąc niemal 1000 osób, w tym 200 dzieci.

- Takie wydarzenia mogą się powtarzać i sporo było ich w przeszłości - mówi Rokita. - Nie tak dawno podobny obiekt spadł na Afrykę, ale na niezamieszkany teren. Pamiętajmy też, że 3/4 globu to woda i raczej nikt nie zauważy bolidów czy innych obiektów spadających do dalekich wód oceanów. Trafia do nas i do internetu coraz więcej filmów nagranych przez kamery przemysłowe, często na odludziu. Na filmach tych zarejestrowano przeloty kosmicznych bolidów i meteorytów. To tylko pokazuje, że w obecnym świecie jest więcej informacji o zderzeniach z Ziemią skalnych okruchów z kosmosu, ale to nie znaczy, że tych wydarzeń jest więcej. Piątkowe "bombardowanie" Uralu pokazało natomiast, co może się wydarzyć, jeśli bolid spadnie na tereny zamieszkane.

Na szczęście skała się rozpadła

Ocenia się, że w ciągu doby do atmosfery ziemskiej wpada kilkaset milionów meteorytów lecących z prędkością od 12 do 72 km/s (w zależności od tego, czy doganiają Ziemię, czy też lecą z przeciwnego kierunku).

Skała (prawdopodobnie planetoida) leciała z prędkością 108 tys. km/h. Meteoryty pojawiły się na niebie o 9.22 czasu lokalnego (7.22 czasu moskiewskiego; 4.22 czasu polskiego). Zaobserwowano najpierw potężny błysk; słychać było serię silnych eksplozji (prawdopodobnie skała się rozpadała). Eksperci oceniają, że do destrukcji doszło zaledwie na wysokości około 5 km.

Największe odłamki spadły na terytorium obwodu czelabińskiego, w tym na niezaludnionym obszarze około 80 km od miejscowości Satki. Jeden z fragmentów runął do jeziora koło miasta Czebarkuł. Służbom działającym w regionie udało się znaleźć jeden z kraterów, powstały po uderzeniu bryły w ziemię. Ma sześć metrów średnicy.

Okruchy spadły m.in. w Czelabińsku, Jekaterynburgu, Tiumeniu, Kurganie, Orenburgu i Magnitogorsku.

- W atmosferze ziemskiej rozpadła się skała kosmiczna o średnicy około 4 metrów, skała dosłownie eksplodowała. Gdyby spadła, nie rozpadając się na drobniejsze części, zniszczenia w miastach byłyby ogromne - mówi naukowiec z Torunia. - Natomiast skała o średnicy 40 metrów zniosłaby z powierzchni ziemi największe metropolie.

Dr Marcin Kiraga z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego przypuszcza, że ciało, które zaobserwowano nad Rosją, w momencie wejścia w atmosferę mogło mieć energię porównywalną z energią małej bomby atomowej, ale szybko wytracało tę energię.

Wybuchom towarzyszyła silna fala uderzeniowa, która wybijała szyby w budynkach. Odłamki szkła, fragmenty drobnej architektury uderzały w ludzi, poważnie ich raniąc.
Włączały się alarmy samochodowe, odnotowano przerwy w działaniu telefonów komórkowych.

Największe szkody powstały w samym Czelabińsku. Uszkodzonych zostało około 300 budynków, w tym szpitale, przedszkola i szkoły. W fabryce cynku zawalił się dach i runął fragment muru. Ucierpiał także budynek Czelabińskiego Uniwersytetu Państwowego.
Do regionów dotkniętych przez deszcz meteorytów skierowano 21 tys. ratowników.

Początek wojny?

- Każdego roku, jak szacujemy, na ziemię spada tysiąc ton materii meteorytowej, ale zwykle odbywa się to na odludziu - wyjaśnia naukowiec z Torunia - Tym razem mieliśmy do czynienia ze "zbombardowaniem" miejsc zamieszkanych. Rozmiary kosmicznej skały, jaka wpadła w atmosferę wcale nie były wielkie. A jednak rozmiar strat jest ogromny.

Jednocześnie pojawiły się kontrowersje co do tego, czy deszcz meteorytów związany jest z asteroidą, która właśnie zbliżała się do kuli ziemskiej. Część naukowców wykluczała ten związek. Pozostali wiązali oba fakty (np. astronom z Petersburga Siergiej Smirnow).

- Ja też nie łączyłbym tych faktów - mówi Stanisław Rokita - Asteroida, owszem, przeleciała na tyle blisko, że gdyby nie fatalna pogoda, moglibyśmy obserwować - za pomocą lornetki - jej lot na polskim niebie. Ale zagrożenia katastrofą nie było.

Warto wiedzieć, że wielkość asteroidy można przyrównać do basenu olimpijskiego. Jej maksymalne zbliżenie do Ziemi oceniono na 28 tysięcy km. To bliżej niż zawieszone są niektóre satelity.

Kolejne plotki dotyczyły wątku wojskowego. W Czelabińsku twierdzono, że w powietrzu eksplodował samolot wojskowy uzbrojony w rakiety.

Władimir Żyrinowski miał kolejne wytłumaczenie tego, co stało się w Rosji. Jego zdaniem na Ural nie spadły meteoryty, tylko Amerykanie testowali swoją nową broń.

Władze apelują do mieszkańców, by nie wierzyli plotkom i nie ulegali panice. Zapewniają również, że poziom promieniowania w regionie jest w normie.

Ludzie jednak często powtarzali: - To wyglądało jak początek wojny.

W internecie pojawiły się wstrząsające filmy osób, które stały w pobliżu upadku skalnych "okruchów".

Nie brakowało też komentarzy, że mieliśmy do czynienia z kolejnym sygnałem o zbliżającym się końcu świata.

Czy można było to przewidzieć?

Przecież w kosmosie człowiek zawiesił tysiące różnych satelitów, a przede wszystkim prowadzi stale obserwację nieba z obserwatoriów wyposażonych w nowoczesne gigantyczne teleskopy. Dlaczego nikt więc nie dostrzegł skały mknącej ku Ziemi?

- Bo skoro miała raptem kilka metrów średnicy, to z ziemskich obserwatoriów można ją było dostrzec dosłownie w ostatniej chwili, gdy wpadała w atmosferę. - mówi Rokita. - Satelity w kosmosie nie są zaś nakierowane na śledzenie pyłu spadającego na nas z nieba.

Jednak władze Rosji już skierowały apel do USA o stworzenie wspólnej tarczy
antyasteroidowej. Wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin zwrócił się z apelem do Amerykanów, by USA wspólnie z Rosją stworzyły system niszczenia asteroidów. I wydaje się, że piątkowe wydarzenia Rosji wskazują, że taka inicjatywa ma sens.

Tymczasem panika ustąpiła rozsądkowi i świadkowie "bombardowania z kosmosu" zaczęli szukać choćby najmniejszych drobin - pozostałości po skale, która spadła wczoraj z nieba. Te drobiny są niezwykle cenne.

- Z naukowego punktu widzenia mówią, z jakiej materii powstał świat - stwierdza Stanisław Rokita. - To też cenny okaz kolekcjonerski. Niektóre szczątki meteorytów osiągają wysokie ceny, za gram płaci się - w zależności od pochodzenia skały - nawet tysiące złotych czy dolarów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska