Cukiernia Markefki
Gdy szuka się związków Śląska ze Stryjem, pojawia się rodzina Markefków bądź Markiefków. To rzadkie śląskie nazwisko, etymologicznie będące zniekształconą formą pochodzącą od nazwy popularnego warzywa - marchewki, występuje w spisach dawnych mieszkańców Górnego Śląska i Stryja. Najwięcej Markefków mieszka w Tarnowskich Górach i Piekarach Śląskich (po około 30 osób).
Ostatnio dzięki uprzejmości kustosza Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach Bogdana Jasińskiego uzyskałem zdjęcia opolskich Markefków - Antona i nieznanej z imienia siostry zakonnej z ulicy Szpitalnej w Opolu, noszącej to nazwisko.
Czy istnieje jakikolwiek związek między opolskimi i stryjskimi Markefkami? - brak na razie dostatecznie mocnego dowodu. W każdym razie nazwisko Markefka było powszechnie znane w przedwojennym Stryju. Działo się to za sprawą słynnej cukierni, której właścicielem był zmarły w 1932 roku Kazimierz Markefka. Warto przypomnieć tę osnutą legendami i znaną z anegdot cukiernię. W przedwojennym Stryju miała ona wśród turystów odwiedzających tamte strony sławę podobną do warszawskiej cukierni Bliklego i krakowskiej Jamy Michalika.
Początki cukierni Markefki sięgają lat 1902-1904. Jej twórcą był Kazimierz Markefka, który po praktyce u lwowskiego cukiernika Kazimierza Zalewskiego osiadł w Stryju, zakładając, że łatwiej mu będzie prowadzić "słodki interes" bez takiej konkurencji, jaką miałby we Lwowie bądź w Krakowie.
Kazimierz Markefka zaczynał bardzo skromnie, za pożyczone pieniądze. Otworzył lokal i pracownię cukierniczą w wynajętym budynku Halpernów. Cechowała go jednak wielka pracowitość, intuicja i smykałka kupiecka. Szybko więc dorobił się własnego lokalu. Jego wnętrze znamy z zachowanych fotografii.
W sali głównej stał imponujący wielkością, z bogatą snycerką kredens z licznymi półkami, niszami, wnękami, na których umieszczano bogaty asortyment napojów, głównie lemoniad i wód mineralnych. Na szczycie kredensu umieszczono rzeźbę strzelającego z łuku amora. W rogu lokalu stał piękny secesyjny piec kaflowy, a przed kredensem równie bogato rzeźbiona szeroka lada, na której prezentowano duży wybór tortów, ciast drożdżowych i kremów.
Dwie duże sale, oddzielone drzwiami przesłoniętymi kotarą, wyposażono według wiedeńskich wzorców w dobrej klasy stoliki i krzesła Tonneta. Na ścianach wisiały obrazy olejne. Były wśród nich dzieła Kazimierza Sichulskiego o tematyce huculskiej oraz Fryderyka Pautscha (1877-1950), urodzonego w pobliskim Delatynie.
Lepsze towarzystwo ściągające do cukierni Markefki gromadziło się z reguły w sali bocznej, która miała charakter intymnej kawiarni. Oprócz kawy i herbaty podawano tam markowe trunki, grano w brydża, dyskutowano. Można było tam spotkać miejscowych lekarzy, notariuszy, profesorów gimnazjalnych, pracowników starostwa i magistratu, ale też czasem literatów.
Cukiernia Markefki dobrze zapisała się w pamięci Makuszyńskiego i Wasylewskiego, którzy nie kryli, że uwielbiali słodycze. Mieszkając później we Lwowie, przyjeżdżali do Stryja owiani już sławą najczęściej w listopadzie na groby swych rodziców. Widywano tam również Marylę i Wacława Wolskich - poetkę i jej męża, potentata naftowego, którzy wpadali tu z pobliskiego Skolego na szczególnie przypadający im do gustu "tort truskawkowy i wyśmienicie parzoną kawę".
Kazimierz Markefka prowadził cukiernię wspólnie z matką i rodziną mieszkającą w Stryju. Pochodził z rodziny, która kiedyś nosiła nazwisko czysto polskie Marchewka, ale jak głosiła legenda rodzinna, jakiś urzędnik austriacki nie znający języka polskiego zapisał w wydziale meldunkowym magistratu jego przodka jako Markefkę i tak już zostało.
Kazimierz Markefka ożenił się z Eugenią Lewandowską i w tym małżeństwie urodził się jedynak, który otrzymał imię Władysław (1909-1977). Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1927 r. w przez pewien czas studiował na Politechnice Lwowskiej, ale wrócił do Stryja i postanowił włączyć się do prac w cukierni ojca. Tam uczył się cukiernictwa i nabywał praktyki. Cukiernik uchodził wówczas za zawód wyjątkowo elitarny.
U Markefków wypiekano różne rodzaje ciast: drożdżowe, orzechowe, czekoladowe, makowe, marcepanki, biszkopty, sucharki. Wytwarzano czekoladki wielosmakowe, wiśnie w lukrze i czekoladzie. Można było nie tylko kupić te produkty, ale spożyć je również na miejscu, bo kelner podawał czarną i białą kawę, herbatę, również alkohole, w tym słynne likiery Baczewskiego.
Oferowano też lody, cukierki ślazowe, pomadki, papierosy, wypiekano pierniki w kształcie Mikołajów. Na święta Bożego Narodzenia wyrabiano ozdoby choinkowe cukrowe, lukrowane, czekoladowe, a w czasie świąt wielkanocnych sprzedawano baranki z cukru. Przyjmowano też zamówienia na torty, babki i różne ciasta.
Kazimierz Markefka uchodził za mistrza w zdobieniu tortów. W 1931 roku poważnie zaniemógł i wtedy obowiązki jego przejął syn Władysław. Rok później Kazimierz Markefka zmarł, a Władysław ożenił się z Heleną z domu Czech (1906-2002). Od tej pory oboje prowadzili cukiernię.
Po zajęciu Lwowa przez Sowietów do cukierni wtargnęli enkawudziści i przeprowadzili gruntowną rewizję. Rozpruli nawet materace w łóżkach dziecięcych. Kilka dni później cukiernię zamknięto. Zaplombowano piwnicę z opałem, strych i zarekwirowano cały zgromadzony tam towar. Zburzono główny piec cukierniczy i w niewiadomym kierunku wywieziono potężne lustro, które przez trzydzieści pięć lat stanowiło wielką atrakcję lokalu. 8 stycznia 1940 r. zajechał samochód ciężarowy i z kamienicy Markefków wykradziono wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Taki był koniec legendarnej stryjskiej cukierni.
Helena i Władysław Markefkowie przeżyli wojnę w maleńkim mieszkanku przy ulicy Kopernika 16. O dziwo, nie wywieziono ich na Sybir. Może uznano, że dość spotkało ich krzywdy i upokorzeń. W tym czasie Władysław ciężko zaniemógł. Gdy nastąpiła okupacja niemiecka, Helena Markefkowa zaczęła domowym sposobem produkować cukierki i pomadki. Dorabiała też zamiataniem ulic.
24 czerwca 1945 roku Helena i Władysław Markefkowie w otwartym wagonie kolejowym na zawsze opuścili Stryj. Po trzech tygodniach dotarli do Zabrza i tam żyli z produkowania cukierków ślazowych, pomadek, cukrowych ozdób choinkowych i baranków wielkanocnych, które roznosili po sklepach.
W grudniu 1947 roku Helena Markefkowa została kierowniczką kancelarii w Szkole Przemysłowej w Zabrzu, a kilka lat później wspólnie z chorym mężem wyjechała do Zakopanego, gdzie pracowała do emerytury w 1961 roku jako główna księgowa w Zespole Szkół Hotelarsko-Turystycznych.
Władysław Markefka po osiedleniu się w Zabrzu zajął się również fotografią i malarstwem i zaczął odnosić w tych dziedzinach sukcesy artystyczne, zdobywając nagrody w konkursach i podczas plenerów malarskich. Jego obrazy można dzisiaj spotkać w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem oraz w Muzeum Orkana w Rabce, gdzie zmarł w 1977 roku.
Zdzisław Kocurkiewicz
Jednym z najbardziej znanych osiadłych w Opolu stryjan był Zdzisław Kocurkiewicz (1932-2009). Pochodził z rodziny krawieckiej.
Jego dziadek, Izydor Kocurkiewicz, szanowany właściciel zakładu krawieckiego w Stryju, przeszedł do historii miasta dzięki powiedzonku, które lubił często powtarzać: "Krawiec to sługa Boży, jednemu weźmie, innemu dołoży".
Mimo że Zdzisław Kocurkiewicz przeżył w Stryju tylko 13 lat, nabawił się wiecznej nostalgii za tym miastem i dawał tego przez dziesiątki lat liczne dowody. W Stryju kolegował się ze Zbigniewem Messnerem - późniejszym ekonomistą, rektorem Akademii Ekonomicznej w Katowicach i premierem rządu polskiego. Jako chłopcy trenowali boks, wykazując w tym spore talenty.
Do Opola Zdzisław Kocurkiewicz trafił z rodzicami jednym z pierwszych transportów. Ukończył tu liceum handlowe, a później uzyskał dyplom inżyniera technologii żywienia na Politechnice Częstochowskiej.
Był człowiekiem niespożytej energii. Pracę zawodową rozpoczął w 1956 roku w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Opolu, a po roku został mianowany kierownikiem Oddziału Higieny Żywienia.
Funkcję tę sprawował do przejścia na emeryturę w 1999 roku. Jego następczyni, Maria Jeznach, żegnając go, powiedziała: "Jedną z pasji Kocurkiewicza była higiena żywienia. W tym zakresie nie było dla niego tajemnic. Był człowiekiem niezwykle uczynnym i dzielił się swą wiedzą i doświadczeniem, gdy tylko ktoś zgłaszał taką potrzebę".
Jednocześnie był bardzo aktywnym wychowawcą. Uczył przedmiotów zawodowych w opolskich technikach ekonomicznym i mechanicznym oraz bardzo blisko współpracował z Opolską Izbą Rzemieślniczą, prowadząc tam liczne kursy. Był za to wysoko ceniony w województwie.
Drugą jego pasją był rodzinny Stryj i działalność w Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Był założycielem Opolskiego Oddziału Koła Stryjan i jednym z najpłodniejszych autorów publikujących na łamach "Strzechy Stryjskiej" i "Z Nurtem Stryja".
Często gościł na antenie Polskiego Radia w Opolu jako znakomity gawędziarz i entuzjasta wyjazdów na kresy. Zgromadził ogromne archiwum poświęcone rodzinnemu miastu. Poza książkami, obrazami zbierał znaczki ze stemplem stryjskiej poczty, pocztówki, druki ulotne i niemal każdą zdobycz prezentował zainteresowanym.
Zorganizował kilkanaście wyjazdów swoich krajan na ziemię stryjską. Z każdej z tych podróży pisał obszerne reportaże. Zaraził swoją fascynacją synów, z których jeden mieszka w Kanadzie, a drugi w Niemczech.
Zorganizował w Opolu "Bractwo Kresowe" i co miesiąc na spotkaniach w kościele św. św. Piotra i Pawła jako dusza towarzystwa zachwycał pięknym głosem. Był świetnym wykonawcą dawnych pieśni. Wzruszał i edukował. Był niezrównany w śpiewaniu ballad Bułata Okudżawy przy swoim akompaniamencie na gitarze. Alarmował opinię publiczną o wszystkich znanych mu próbach zacierania polskości na kresach.
Wielokrotnie gościł w rektoracie Uniwersytetu Opolskiego i zasypywał mnie różnymi pomysłami i było tak do 26 października 2009 roku, kiedy nagle, niespodziewanie dla wszystkich ten niezwykle żywotny człowiek zniknął bezpowrotnie z pejzażu miasta i zabrał ze sobą tyle wiedzy i miłości do swego Stryja.
Ciągle namawiał mnie, abym pisał o Stryju. Nie miałem wówczas czasu. I tak nagle odszedł. Dobrze, że zdążył mi zostawić trochę fotografii rodzinnych, które zamieszczę w kolejnym tomie kresowej Atlantydy, aby pamięć o nim nie zniknęła.
Drugą piewczynią Stryja, która osiadła po wojnie w Opolu, była poetka Eugenia Hołuj (1915-2005). Przybyła tu w 1945 roku. Dojeżdżała z wypalonego Opola do Budkowic, gdzie organizowała szkołę i prowadziła kursy repolonizacyjne.
Później przeniosła się do Nysy i Głuchołaz. Na początku lat pięćdziesiątych wyjechała do Gdyni, bo tam dostał nakaz pracy jej mąż. Pracowała w tamtejszych szkołach i w gdańskim Teatrze Miniatura. Pisała scenariusze, opowiadania i nostalgiczne wiersze o swym mieście rodzinnym. Zyskała przydomek "płaczki stryjskiej", bo swymi wierszami żegnała odchodzących na zawsze stryjskich wygnańców. W jej wierszu "Odchodzimy" czytamy:
Czas coraz szybciej zrywa kartki z kalendarza,
a piasek w klepsydrze spada, znacząc kres podróży.
Świat stawia na młodych, cóż, to nic nowego -
a my wstecz zapatrzeni -
Gdzie droga niczyja
prowadzi nasze myśli i nasze wspomnienia? -
Dokąd? Nie pytaj! Wiadomo - do Stryja!
Ograniczoność miejsca, jakim dysponuję, ale też brak dokumentacji, która powoli spływa do mego archiwum domowego, nie pozwala mi pisać szerzej o innych stryjanach osiadłych na Śląsku Opolskim. Jest ich naprawdę dużo. Pozwolę sobie przynajmniej niektórych z nich pokrótce przypomnieć.
Znana w Opolu była dr Aurelia Podkówka z domu Smolana, zm. w 1998 r., córka profesora gimnazjalnego w Stryju Apolinarego Smolany. W opolskich szpitalach przepracowała 34 lata.
Była ordynatorką oddziału wewnętrznego w Szpitalu Wojewódzkim, lekarzem o rozległych zainteresowaniach, rzetelnym, szanowanym przez pacjentów. Miała duże osiągnięcia w kardiologii i diabetologii. Była matką trojga dzieci oraz znakomitym lekarzem specjalistą chorób wewnętrznych, wyróżniała się urodą i wielką uczynnością. Niszczona przez ciężką chorobę nowotworową, nie okazywała bólu i do końca ofiarnie działała w opolskim Kole Stryjan.
Ze Stryja pochodził doc. Zbigniew Romanowicz (1932-2010) - matematyk specjalizujący się w analizie matematycznej, prorektor opolskiej WSP, a później związany z Politechniką Wrocławską. Miał opinię wybitnego dydaktyka. Przez 10 lat był przewodniczącym jury Międzynarodowego Konkursu Gier Matematycznych z siedzibą w Paryżu.
Stryjskie korzenie ma również znany opolski architekt Andrzej Hamada, który ma swoich przodków wśród stryjskich kolejarzy. Jego pradziadek, Węgier z pochodzenia, Walery Krokay, był technikiem kolejowym - wynalazcą.
Za usprawnienie schodków do wagonu, które wystawił na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie w 1894 roku, otrzymał medal w brązie autorstwa wybitnego polskiego rzeźbiarza Cypriana Godebskiego. Medal ten cudem przetrwał zawieruchę wojenną i jest ozdobą opolskiego mieszkania jego prawnuka.
Ofiarnym działaczem Koła Stryjan w Opolu był Zdzisław Holiński - inżynier geodeta w Biurze Projektów Przemysłu Cementowo-Wapienniczego i Cementowego, człowiek wielkiej energii i namiętny kolekcjoner, który był spowinowacony ze stryjsko-opolską rodziną Natkańców, jego brat Zenon był dyrektorem Przedsiębiorstwa OPB2, a jego żona, Irena Natkaniec-Holińska, farmaceutka, była córką Eugeniusza Natkańca (1913-1978) - prawnika, ojca Zbigniewa Natkańca, znanego i cenionego opolskiego malarza, ucznia prof. Jacka Waltosia.
W Stryju urodził się Ryszard Mödler - absolwent AWF, długoletni pracownik Stacji Krwiodawstwa w Opolu i zbieracz pamiątek o rodzinnym mieście. W Prudniku osiadł Andrzej Kuczera - inżynier mechanik-elektronik, kolega szkolny dra Tadeusza Kukiza i Jana Kędzierskiego - inżyniera budownictwa przemysłowego, długoletniego kierownika zespołu projektantów w OPB 2.
Ze Stryja pochodził również znany bramkarz Odry Opole Jan Paszkiewicz oraz sędzia piłkarski o międzynarodowej renomie Cyprys, który przed wojną grywał w Pogoni Stryj. W Opolu osiadł również stryjanin Tadeusz Muszyński, były kurier Armii Krajowej na Zakarpacie, a także inż. Zygmunt Sajdak, przed wojną oficer 53 pułku piechoty w Stryju, później kwatermistrz okręgu wileńskiego AK, za co dziesięć lat spędził w łagrach rosyjskich. Po wojnie osiadł w Opolu i pisał wiersze o swoim rodzinnym mieście.
Ze Stryja pochodził również Ignacy Doliński (1908-1987) - zawodowy kierowca. Jego syn, Romuald Doliński (ur. 1937), znany opolski prawnik, wspólnie z żoną Romaną Dolińską (z Podhajec) są aktywnymi działaczami Związku Sybiraków.
W Stryju spędził również lata dziecinne prof. Wojciech Dindorf - fizyk, znakomity dydaktyk, wiele lat pracujący na uniwersytecie w Wiedniu, ale najdłużej związany z opolską WSP, a obecnie Uniwersytetem Opolskim, gdzie nadal pracuje i pisze interesujące wspomnienia.
Nie sposób pominąć nieżyjących już kilku nauczycieli, absolwentów Studium Nauczycielskiego w Stryju, którzy po wojnie na Opolszczyźnie wychowali kilka pokoleń młodzieży. Była nią Maria Flach (1910-1996) - po wojnie kierowniczka szkoły w Krzyżowej Dolinie, Maria Olewicz (1917-?) - nauczycielka w szkołach w Szczedrzyku i Opolu i długoletnia pracownica opolskiego kuratorium, Władysław Porczak (1910-?) - nauczyciel liceum w Prudniku - i Maria Kawalerowicz (1914-?) - nauczycielka w szkołach w Izbicku i w Strzelcach Opolskich oraz komendantka tamtejszego hufca ZHP.
Ze Starym Samborem i Stryjem związana jest też biografia Kazimierza Bielańskiego - powstańca styczniowego i posła na Sejm Krajowy, pradziadka obecnego senatora Ziemi Opolskiej Aleksandra Świeykowskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?