Rekonstrukcja wydarzeń z Wołynia. Jak upowcy przyszli podpalić dom...

JS
- Ludzie powinni pamiętać o historii, a my staramy się ich zachęcać do sięgania po książki - mówił organizator Tadeusz Kwiecień.
- Ludzie powinni pamiętać o historii, a my staramy się ich zachęcać do sięgania po książki - mówił organizator Tadeusz Kwiecień. JS
Rekonstruktorzy ze Smarchowic Śląskich przypomnieli krwawe wydarzenia z Wołynia.

Zależy nam przede wszystkim na tym, by po tej inscenizacji ludzie sięgnęli do książek, poczytali wspomnienia, poznali kawałek naszej wspólnej historii - mówił Tadeusz Kwiecień, organizator sobotniej rekonstrukcji "Wołyń 1943. Czerwony świt - człowiek człowiekowi wilkiem".

To trzecia taka inscenizacja przygotowana przez grupę rekonstrukcyjną "Oka" ze Smarchowic Śląskich pod Namysłowem. Wcześniej przedstawiali starcia toczone przez regularne wojsko: walki na Śląsku czy bitwę pod Lenino. Tym razem zdecydowali się na symboliczne pokazanie tragedii mieszkańców Wołynia, którzy w 1943 roku masowo ginęli z rąk nacjonalistów ukraińskich.

Obaw było sporo, bo podobna rekonstrukcja w Radymnie na Podkarpaciu była krytykowana za epatowanie okrucieństwem i podsycanie nie nienawiści między narodami. Organizatorzy musieli studzić emocje nawet wśród rekonstruktorów.

- Panie Tadeuszu, na żadne odgrywanie "gwałtu" się nie godziłam - zgłaszała tuż przed inscenizacją jedna z rekonstruktorek.

- Nie ma o tym mowy! - uspokajał Kwiecień. I na każdym kroku podkreślał: - Nie będzie żadnych okrucieństw, ludzie będą "ginęli" od kul, jak podczas każdej innej rekonstrukcji. Ajedynie lektor opowie o tym, co rzeczywiście działo się na Wołyniu.

Tło tych wydarzeń przedstawiał Edward Traka, emerytowany nauczyciel historii, który opisując historię tych ziem sięgnął aż po XI wiek.

Sama inscenizacja była inna niż poprzednie: nie było pikniku i zabawy, a akcja toczyła się po zmroku, więc kilkuset widzów oglądało tylko sylwetki aktorów, które rozświetlała łuna palącej się chałupy. Wdodatku scena napadu na dom trwała tylko kilka minut, a potem toczyła się już strzelanina między Ukraińcami a polską samoobroną, wspieraną na końcu przez radzieckich partyzantów.

- Bardzo dobrze, że to pokazują, trzeba przypominać nawet te bolesne historie - oceniał Kazimierz Pecherski Namysłowa. - Tu jest zresztą moja żona, która sama pochodzi z Wołynia.

- Tam zginęło bardzo wiele osób z mojej rodziny - mówiła ze łzami w oczach pani Kazimiera. - A moja matka często nie mogła spać, tak ją te koszmary budziły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska