Krzysztof trzyma fason

Redakcja
Krzysztof: – To, że ktoś jest bezdomny, nie znaczy, że musi wyglądać jak lump.
Krzysztof: – To, że ktoś jest bezdomny, nie znaczy, że musi wyglądać jak lump. Sławomir Mielnik
Gdy dostał spadek, żył jak król i zwiedzał Europę, ale tylko przez trzy miesiące. Później pieniądze się skończyły, a on wylądował na ulicy. Krzysztof dzień zaczyna od kąpieli w fontannie, później idzie się ogolić, a raz na kilka tygodni zagląda do fryzjera. Między ludźmi chodzi, nie może wyglądać jak lump.

Latem mieszkał pod chmurką i bardzo sobie chwalił. Gdy przyszły mrozy, przeniósł się do schroniska dla bezdomnych, żeby nie skończyć jak niektórzy jego koledzy, co poszli spać i już więcej się nie obudzili. Pomieszkał tam kilkanaście miesięcy i znowu ruszył w świat szukać szczęścia. - Sam o siebie lepiej zadbam. Oni nam tam na kolację makaron ze smalcem dawali. Wyobraża sobie pani? Przecież po czymś takim to w nocy spać się nie da - skarży się.

Krzysztof wyznaje zasadę, że im dalej od innych bezdomnych, tym lepiej. Dlatego swój nowy dom zrobił sobie z dala od centrum Opola, w pobliżu klasztoru. - Wkoło mam wysoki żywopłot, to i nikt mnie tu nie nachodzi. Przy pojemnikach na ubrania znalazłem kołdrę, więc spanie mam jak ta lala. Kołdra czyściutka była, prawie jak ze sklepu. Brudnej bym nie wziął.

Krzysztof ma ponad 60 lat, z czego ponad 20 spędził na ulicy. Mówi, że kiedyś nawet chciał się związać z jakąś kobietą, ale teraz już nie chce i kropka. - Bo z babami to same problemy - kwituje.

Tak naprawdę on już stracił nadzieję na to, że uda mu się znaleźć drugą połówkę. - Kiedyś chciałem mieć swój dom, znaleźć sobie jakąś babeczkę... Nie musiałaby być piękna, wystarczyłoby, żeby mnie po mordzie nie lała.

W życiu mu trochę nie wyszło. - Jak widzę, że siedzi na ławce biedniejszy ode mnie, to dam mu swoje pół bułki, niech ma. Chociaż ja zwykle na tym jak Zabłocki na mydle wychodzę - wzdycha.

Krzysztof trzyma fason. Dzień zaczyna od kąpieli. W stawku Barlickiego albo jakiejś innej fontannie. - Trochę się ochlapię i od razu humor mi się poprawia. Na większe luksusy nie mam co liczyć, ale radzę sobie jak mogę. Maszynkę elektryczną mam to i ogolę się codziennie w jakimś urzędzie. Urzędnicy, jak widzą, że bezdomny jest trzeźwy, porządek w łazience po sobie zostawia, to oko na mnie przymykają. Raz na kilka tygodni, jak uda mu się odłożyć parę groszy, idzie do fryzjera.Przecież nie będzie chodził zarośnięty jak goryl Magilla.

Dwa lata temu mieszkał z kompanem nad jedną z opolskich kamionek, mieli namiot i mówili, że jest im tu jak u Pana Boga za piecem. Dzisiaj kolegi już nie ma. - Marek denaturatem na śmierć się zapił, choć nawet czterdziestki jeszcze nie miał. Kumpel umarł, namiot się stracił, dlatego nie mam tam po co wracać.

Teraz od towarzystwa innych bezdomnych woli się trzymać z daleka, bo mówi, że z tego to tylko same kłopoty są. - No na przykład ten Marek, co to ze mną na kamionce mieszkał. Dobry chłopak był, ale jak wypił, to się z niego robił wariat i zaczepiał kobiety. Któregoś razu wszedł w drogę komu nie trzeba, wpadło do nas na kamionkę trzech byczków i spuścili mu takie omłoty, że wyglądał jak ruski blin, a na pysku to miał wszystkie kolory tęczy. Tylko czekałem, kiedy i mnie spiorą na kwaśne jabłko. Dlatego nie ma co ryzykować.

Krzysztof chce być na bieżąco z tym, co się w świecie dzieje, dlatego kiedy znajdzie w parku gazetę, to czyta ją od deski do deski. - Ostatnio trafiłem na taką kolorową, ale w niej to tylko piszą kto się z kim puścił albo gdzie jaki bogacz był na wakacjach. To nie moja bajka, bardziej mnie polityka interesuje, dlatego czasami idę się pokręcić koło taksówkarzy. Oni, czekając na klientów, radia słuchają, to i ja przez otwarte drzwi co nieco podsłucham. Może w końcu będą w kraju jakieś zmiany, to i nam, bezdomnym, będzie lepiej.

Krzysztof żebrać o pieniądze nie lubi, dlatego zwykle prosi o jedzenie. Ale jak ktoś się zlituje i da mu z własnej woli, to nie pogardzi.

- Alkoholu nie ruszam, ale jak dostaję parę groszy, to zaraz po papierosy lecę. Jedzenie zawsze jakieś znajdę, zdziwiłaby się pani, jakie ludzie rzeczy do śmietnika wyrzucają, ale o peta to coraz trudniej. Ludzie do samego filtra wypalają. Najtańsze papierosy są dla niego luksusem, dlatego częściej jednak musi zadowolić się tym, co znajdzie. - Czasami 20 sztuk pojarów muszę uzbierać, zanim coś się da z tego zrobić. Wyskubuję tytoń, zawijam w gazetę i skręcika mam jak znalazł.

Na jedzenie zwykle polował przy marketach, gdzie na śmietniku lądowało na przykład mięso, któremu kończył się termin przydatności. Ucztę można było sobie z tego zrobić. Ale wieść o takich wystawkach szybko rozeszła się wśród bezdomnych, konkurencja większa się zrobiła i coraz trudniej coś dla siebie wyrwać.

- Bezdomni pilnują tych wystawek. Jednego wysyłają, żeby na mięso czekał, a inny w tym czasie już rozrabia denaturat. Na a później to bal mają na sto fajerek. On w życiu już wypił, co miał wypić. Teraz jest na alkoholowej emeryturze.

Krzysztof wspomina, że zdarzały się też takie dni, kiedy schodził pół miasta i nijak nie mógł znaleźć jedzenia. - Pamiętam, że któregoś razu zobaczyłem na chodniku paniusię, która jadła kebab. Byłem tak głodny, że miałem ochotę wyrwać jej go z ręki.

Ale zdarzają się też fajni ludzie. - Kiedyś pod bankiem zobaczyłem, jak z nowiutkiej audicy wysiada młoda kobieta. Nos mi podpowiadał, że nic od niej nie dostanę. Nie wiem, jak to się stało, że ją zagadnąłem, a ona zajrzała do portfela, popatrzyła na mnie przepraszająco i dała stówkę, mówiąc, że tylko tyle ma przy sobie. Takiego farta to tylko raz w życiu miałem.

Dwadzieścia parę lat temu Krzysztofowi ani się nie śniło, że wyląduje na ulicy. Był taki czas, że żył jak król, ale tylko przez trzy miesiące.

- Dostałem spadek i forsy miałem tyle, że prezydent to mógłby do mnie po pożyczkę przyjść. Takich pieniędzy wcześniej na oczy nie widziałem, dlatego palma mi odbiła. Zwiedziłem pół Europy. Byłem we Francji, Anglii, Niemczech, Holandii… Panem byłem. Orkiestra grała specjalnie dla mnie kawałki, kelnerzy ogień mi podawali… Aż któregoś razu obudziłem się, włożyłem rękę do kieszeni, a tam pusto. Nawet na bilet powrotny nie miałem. Pomyślałem sobie: coś ty, durniu, najlepszego narobił.

Wylądował na ulicy i tam żyje do dziś. Cały jego dorobek mieści się w torbie z "Aldika". Ma w niej maszynkę elektryczną, bieliznę, bluzę z długim rękawem i cieplejszy polar na chłodne dni. - Ludziom się wydaje, że jak bezdomny, to musi chodzić brudny, obdarty i śmierdzący, ale ja tam potrafię o siebie zadbać. W ciucholandzie zawsze coś za darmo wyproszę.

Krzysztof kiedyś marzył o tym, że jeszcze wyjdzie na prostą, wynajmie jakieś mieszkanie. Teraz już nie marzy. - Faceta po sześćdziesiątce, i to bezdomnego nikt do roboty już chce, bo mają młodych. Z dorywczą pracą też jest problem, dlatego nawet gdybym dostał mieszkanie, to nie byłoby mnie stać, żeby je utrzymać.

Lada dzień w lasach pojawią się grzyby i może na nich uda mu się coś zarobić. - Roboty się nie boję, a i do życia dużo mi nie potrzeba. Zarobię na chleb ze smalcem i wystarczy. - Mógłbym grządki oplewić, ogród podlać, altankę odmalować… Jakby mi ktoś dał za to miejsce w altance i kawałek drewnianej skrzyni do spania, to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem w okolicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska