Dieter Przewdzing: Chcę tylko, żeby gminy nie biedowały

Redakcja
W budynku Urzędu Miasta doszło do rozmowy Sławomira Kłosowskiego z Dieterem Przewdzingiem. Poseł PiS wręczył burmistrzowi petycję wzywającą go do dymisji. Burmistrz odwzajemnił się pismem, w którym przedstawił swój dorobek samorządowca w Zdzieszowicach.
W budynku Urzędu Miasta doszło do rozmowy Sławomira Kłosowskiego z Dieterem Przewdzingiem. Poseł PiS wręczył burmistrzowi petycję wzywającą go do dymisji. Burmistrz odwzajemnił się pismem, w którym przedstawił swój dorobek samorządowca w Zdzieszowicach. Sławomir Mielnik
- Tak, pragnę autonomii dla Śląska, ale wyłącznie autonomii ekonomicznej, która pozwoli mieszkańcom godnie żyć - uważa Dieter Przewdzing.

- Jak pan burmistrz - już na spokojnie - patrzy na piątkową pikietę PiS pod zdzieszowckim Urzędem Miasta, podczas której żądano pańskiej dymisji?
- Uważam, że taka akcja pełna ciężkich słów pod moim adresem - z zarzutem, że kontynuuję politykę ludobójstwa włącznie - była zwyczajnie niepotrzebna. Mam wrażenie, że jej uczestnicy nie zrozumieli mojej intencji. Tego, o co mi chodzi. Nie zapytali, nie próbowali ze mną o tym rozmawiać, tylko zorganizowali pikietę, robiąc ze mnie pajaca i wroga Polski. Więc moje odczucie było negatywne. Myślę, że takim działaniem i pan poseł Kłosowski, i jego partia dużo w Zdzieszowicach stracili. Mieszkańcy stojący przed urzędem dali temu wyraz.

- Zarzuca się panu, że celowo zorganizował ich pan, żeby zakłócili pikietę politycznych przeciwników...
- Gdybym naprawdę chciał napuszczać mieszkańców na uczestników pikiety, mogłoby być groźnie. Absolutnie tego nie chciałem. Tych, którzy przychodzili do urzędu osobiście prosiłem o spokojne i godne zachowanie. Z tego samego powodu w trakcie protestu nie wychodziłem przed urząd, by dodatkowo nie zaogniać sytuacji. Znalazła się tam zupełnie spontanicznie malutka grupka osób i pan poseł usłyszał od nich to, co naprawdę myślą: że jak nie zna sytuacji w Zdzieszowicach, byłoby lepiej, gdyby się nie wtrącał. I byłoby lepiej, gdyby pomagał nie walczył z burmistrzem, który chce tylko, żeby ludzie godnie żyli, a gminy nie biedowały.

- Ale sam pan przyzna. Wzywanie do autonomii budzi dziś w wielu osobach w Polsce lęki. Na Śląsku także. A jak pan mówi, że moglibyśmy żyć jak w Bawarii i Saksonii, to nie wszystkim się to musi podobać. Zwłaszcza w ustach samorządowca wybranego z listy mniejszości niemieckiej.
- Powtarzam po raz kolejny: nie wzywałem do autonomii politycznej, do zmiany unitarnego ustroju państwa polskiego. Nie chcę odrywać Śląska od Polski, ani go przyłączać do Niemiec. Nie chcę tu tworzyć landów ani na siłę uczyć ludzi niemieckiego. Mówiłem jedynie o autonomii ekonomicznej. O tym, że razem z zadaniami dla samorządów muszą też iść pieniądze na ich wykonanie. Nie jestem w tych pragnieniach odosobniony.

- Co pan ma na myśli?
Związek Miast Polskich proponuje zatrzymanie w gminach 48 procent podatku PIT (od osób fizycznych), ja uważam, że powinno zostać 50 procent i 26 proc. podatku od osób prawnych (CIT). Oczywiście trzeba część podatków oddać do Warszawy, na utrzymanie wojska, policji itd. Ale więcej niż teraz powinno zostać tutaj na miejscu. Mówiłem to jako burmistrz Zdzieszowic w swoim imieniu. Nikogo w mniejszości nie pytałem o zdanie, choć członkiem TSKN oczywiście jestem. Więc było mi przykro, że uczestnicy pikiety zaatakowali na równi mnie i Towarzystwo. A przecież to się da pogodzić, że będziemy częścią państwa polskiego i będziemy tu w małej ojczyźnie - jak zwykliśmy na Śląsku mówić, w Heimacie - bardziej samorządni i będziemy się bardziej czuli u siebie. Kto ma poczucie, że jest na swoim, bardziej się stara.

- Zarzucono panu zamiar łamania konstytucji.
- I właśnie to jest bolesne i niedojrzałe. Czy burmistrz może skutecznie złamać konstytucję? Przecież to śmieszne. Ale może, a czasem powinien, mówić, że konstytucja ma służyć społeczeństwu i nie jest dana raz na zawsze. Może kiedyś trzeba ją będzie zmienić, żeby służyła dobrobytowi i rozwojowi społeczeństwa. Raz jeszcze podkreślam. Nie chcę niczego niszczyć ani burzyć. Ale mam poczucie, że sytuacja w Polsce dojrzała do śmiałych reform. Do zakreślenia na nowo kształtu samorządu i dokończenia reformy samorządowej. O potrzebie dyskusji na ten temat - a nie o popieraniu Przewdzinga - mówiło także oświadczenie władz TSKN. Ale podobne głosy odzywają się i poza mniejszością. Nad większą decentralizacją silnych regionów, która wzmocni, a nie osłabi państwo polskie, zastanawiał się również nieżyjący już twórca reformy samorządowej, profesor Michał Kulesza. O tak rozumianej autonomii - nie tylko Śląska, także innych regionów o ukształtowanej jedności etnicznej, kulturowej i gospodarczej, na pewno warto rozmawiać. Ale rozmawiać, a nie miotać oskarżenia.

- Co trzeba zmienić w prawie, żeby firma, która dymi w Zdzieszowicach, płaciła podatki tutaj, a nie w Warszawie czy Dąbrowie?
- Nie powinno być tak, że firma przenosi się - wyłącznie na papierze - do Warszawy czy gdzie indziej, a razem z nią z gminy odchodzi także w dużej mierze CIT. Albo jeszcze inaczej: Jak firma formalnie, bo przecież nie faktycznie, wynosi się z mojej gminy, to razem z nią wynosi się, niestety, jej zysk. Koksownia wypracowywała przez lata bardzo wielkie zyski. Nie waham się powiedzieć, że jej sprzedaż, bez pytania władz miasta o zdanie , jest sabotażem. To nie jest tylko mój kłopot. I nie tylko samorządów na Śląsku i wywodzących się z mniejszości. Na moją skrzynkę e-mailową dostaję listy z wyrazami poparcia z Krakowa, Zielonej Góry, Białegostoku i wielu innych miast. Przecież wszędzie tam nie mieszkają i nie rządzą szkodnicy i wrogowie.

- Pańscy oponenci patrzą na to z drugiej strony: Właśnie dlatego Przewdzing miał mnóstwo szczęścia, że na terenie swojej gminy miał “koksy" i pieniądze z nich - uważają.
- Nigdy nie będę zaprzeczał, że koksownia, dając pracę mieszkańcom i wypracowując duży zysk dla gminy, była naszą żywicielką. Mamy w gminie oświatę na poziomie, mamy drogi, mamy kąpieliska. Z pomocą pieniędzy z Unii wybudowaliśmy większość kanalizacji. Dziś sytuacja tak się zmieniła, że brakuje mi 500 tys. zł na wkład własny, żeby skorzystać z unijnych funduszy, by gmina mogła się rozwijać. Czujemy się jak żebracy. A co do tych zarzutów, że cały mój sukces to tylko “koksy", odpowiadam: Skoro tak, to dlaczego wciąż jestem wybierany na burmistrza? Odpowiem tym panom. Od 2000 roku - niezależnie od koksowni - w gminie Zdzieszowice powstało 40 nowych zakładów i 2 tysiące miejsc pracy. W 2006 roku stanąłem na rynku i mogłem krzyknąć: W gminie Zdzieszowice nie ma bezrobocia. Byliśmy jedyną taką gminą w Polsce. Bo tutejsze przedsiębiorstwa nie tylko zatrudniały wszystkich naszych mieszkańców, ale i 150 osób z krajów dawnego Związku Radzieckiego - Ukrainy, Mołdawii i Białorusi. W latach, gdy byłem burmistrzem budżet gminy - do roku 2010 - wzrósł pięć razy.

- Co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno - jak śpiewał kiedyś Bułat Okudżawa...
- To jest problem, z powodu którego toczy się cała ta dyskusja i spór. Gminom dokłada się realizację nowych zadań, ale w ślad za tym nie idą dotacje. Z konieczności dopłacamy coraz więcej na fundusz alimentacyjny, dodatki mieszkaniowe, opiekę społeczną, lokale socjalne i komunalne itp. itd. W coraz gorszym stanie jest infrastruktura drogowa, służba zdrowia zadłużona. Skąd mam na to brać? Za chwilę nie będzie za co kosić w Zdzieszowicach trawy. Przyjechał gość z Zachodu i pytał, czy gmina zmieniła gospodarza, bo tak zarośniętych Zdzieszowic jeszcze nie widział. W złości powiedziałem, że jak mu się nie podoba, to niech sam złapie za kosę i tę trawę zsiecze. Tak nie może być. Więc niech mnie uczestnicy pikiety prokuraturą nie straszą. Chętnie tam pójdę i powiem, co widzę.

- Zerowe bezrobocie w gminie to już także historia?
- Pod tym względem u nas jest jeszcze nie najgorzej. Zwłaszcza gdy chodzi o pracę dla mężczyzn. Na tablicy ogłoszeń w Urzędzie Miasta - a przecież nie jesteśmy powiatowym urzędem pracy - wiszą oferty zatrudnienia od zaraz dla spawaczy, dla ślusarzy i innych pracowników. Trudniejsza jest sytuacja z pracą dla kobiet. Dobrą, a niezbyt ciężką. Pomaga nam pod tym względem “Coroplast". My w gminie wielu osobom, które i na ulicy mnie zatrzymują i mówią wprost: Dieter niy mom roboty, staramy się wciąż w znalezieniu pracy pomagać. Nic mnie tak nie cieszy, jak rzucone czasem wprost spod budki z piwem słowa: Dieter, mam już pracę. Mimo wszystko się nie dajemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska