Albo ktoś odejdzie sam, albo szef zwolni dwie osoby

Archiwum prywatne
Kartka napisana przez kierownika wisiała na stacji od poniedziałku do środy.
Kartka napisana przez kierownika wisiała na stacji od poniedziałku do środy. Archiwum prywatne
Tak kierownik stacji benzynowej w Opolu chciał zmotywować podwładnych do lepszej pracy.

- Nie wierzyłem własnym uszom, kiedy dowiedziałem się, co planuje nasz kierownik. W poniedziałek ogłosił, że oczekuje od nas, by do piątku zgłosiła się jedna osoba, która będzie chciała odejść z pracy. Nie interesowały go nasze tłumaczenia. Zastrzegł, że jeśli chętny się nie znajdzie, to pracę straci nie jedna, ale dwie osoby - mówi jeden z pracowników stacji benzynowej Grotrans w Opolu.

Chwilę po tym obwieszczeniu kierownik powiesił w widocznym miejscu kartkę, na której napisał odręcznie: "Do 15.09.2013 1 osoba ma odejść z pracy. Jak nie to szef zwolni jedną parę zmianową". Na pracowników padł blady strach.

- Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Przecież wiadomo, że nikt się sam nie zwolni. Tak ciężko teraz o pracę. Z drugiej strony baliśmy się, co będzie, jak jednak nikt się nie zgłosi, wtedy pracę straci para - opowiada pracownik. - Cały tydzień żyliśmy w stresie. Zwłaszcza że szef był wobec nas w porządku, a tu nagle takie coś...

Obwieszczenie kierownika wisiało na stacji do środy. Pracownicy zdążyli jednak zrobić zdjęcie. Pokazaliśmy je w Państwowej Inspekcji Pracy w Opolu i poprosiliśmy o komentarz.

- Decyzje kadrowe w firmie co do nawiązywania i rozwiązywania stosunku pracy należą do pracodawcy lub upoważnionych przez niego osób sprawujących funkcje kierownicze. Pracownicy nie mają uprawnień, by podejmować tego rodzaju decyzje we własnym gronie - tłumaczy Łukasz Śmierciak, rzecznik prasowy PIP w Opolu.

Rzecznik dodaje, że - na razie - PIP nie ma podstaw do interwencji. - Dopiero po podjęciu ewentualnych decyzji kadrowych przez pracodawcę możliwe będzie ewentualne skontrolowanie prawidłowości rozwiązania umów o pracę z pracownikami. Nie wykluczamy jednak rutynowej kontroli w tej firmie - dodaje Łukasz Śmierciak.

Właściciel stacji Bernard Groeger o sprawie dowiedział się od nas. - Nie będę się wypowiadał, dopóki nie porozmawiam z pracownikami - powiedział na początku.

Gdy rozmawialiśmy po raz drugi, przyznał, że to, co stało się w firmie, jest naganne.

- Kartkę powiesił kierownik. Wytłumaczył mi, że w ten sposób chciał zmotywować pracowników do lepszej pracy. Powiedział, że zamiast na nich skarżyć, sam chciał zrobić porządek. Przekroczył swoje kompetencje i będzie za to ukarany - informuje właściciel. - O tym, czy kogoś zwolnić, decyduję ja. Póki co nie mam takiego zamiaru.

Bernard Groeger ustalił też, że firmową pieczątkę na kartki przybił któryś z pracowników. - Kto to zrobił, nie mam pojęcia i nie będę dociekał. To nie zmienia faktu, że takie rzeczy w mojej firmie dziać się nie mogą - zaznacza właściciel stacji. - Przykro mi tylko, że pracownicy od razu nie przyszli do mnie z tą sprawą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska