Życie na kocią łapę

sxc.hu
sxc.hu
Łatwiej im nie tylko dostać mieszkanie od gminy, ale i kupić. Miejsca dla dzieci w przepełnionych przedszkolach też nie zabraknie. Sami mówią, że ważniejsze jest zaufanie niż "GPS" na palcu.

Kombinatorzy. Tak mówili ci, którzy z opowieści znali rodzinę Z. Przyjaciele byli już bardziej subtelni w ocenie. "Po prostu noszą głowę na karku" - opowiadali o tej familii.

- Z Michałem znaliśmy się od dziecka - opowiada Ania, córka państwa Z. - Mniej więcej na początku studiów stwierdziliśmy, że chcemy ze sobą żyć. Michał w pewnym momencie zaczął mówić coś o pierścionku zaręczynowym, chciał sprawdzić moją reakcję. Zrozumiałam, o co mu chodzi. Powiedziałam: "Weźmy te pieniądze, które masz na pierścionek i pojedźmy sobie gdzieś na weekend. Po co mi tu będziesz klękał. I tak cię kocham".

Pojechali do pięciogwiazdkowego hotelu "Gołębiewski" w Wiśle. Śmiali się potem tylko, że niepotrzebnie płacili za all inclusive i te wszystkie baseny z jacuzzi. Bo i tak prawie nie wychodzili z łóżka.

To było 5 lat temu. W tym czasie wynajęli od miasta mieszkanie, mają już jedną córkę, planują kolejne dziecko. Wszystko im się w życiu układa. No, może prawie wszystko. Boli ich, że rodzice Michała pokłócili się z rodzicami Ani. Poszło o ten ślub, którego nie było.
- Ojciec do kościoła co niedzielę chodzi, wujek jest szafarzem komunii św., a babcia należy do wspólnoty róż różańcowych. Cała rodzina katolicka - opowiada Michał. - No i gdy Ania zaszła w ciążę, to zaczęli się denerwować, że tak na kocią łapę żyć, bez sakramentu małżeństwa, to nie po chrześcijańsku.

Matką jest jakby samotna

Rodzina Michała wybrała się pewnego dnia na rozmowy do drugiej. Mówili, że ksiądz grzechy odpuści, dziecko ochrzci, ślubu udzieli. Druga strona tylko wzruszała ramionami. - W końcu tacie się oberwało, że żadnych wartości nie uznaje. Nawet mu wyciągnęli, że rentę od lat bierze, a niby zdrowy na ciele - opowiada Ania.

Konfliktem się martwi, najważniejsze jednak, aby z Michałem im się dobrze układało i dobrze powodziło. Bo, jak mówi, życie bez ślubu ma nie tylko wady, ale i zalety. Jako samotna matka nie musiała stać długo w kolejce po gminne "M". Córka bez problemu znalazła miejsce w przedszkolu. Z miasta bierze też dodatek mieszkaniowy do czynszu i zwrot kosztów ogrzewania.

Czy Michał nie boi się, że Ania kiedyś rozbije taki niescementowany ślubem związek? - Mam gdzie wracać, w końcu jestem wciąż zameldowany u rodziców - opowiada mężczyzna.
Przyjmą go z otwartymi rękami. Zresztą sami już mu to proponowali.

U rodzin Krzyśka i Dagmary nie ma żadnych sporów o to, że żyją bez ślubu. - Rodzice nas wspierają i mówią, że jeszcze mamy na to czas - opowiadają 30-latkowie. Ona pracuje na umowie śmieciowej, tłumacząc teksty na język angielski. Praca słabo płatna, ale można ją wykonywać w domu i to jest jej główny plus. Krzysiek i Dagmara wynajęli mieszkanie od znajomego, nie płacą odstępnego, tylko czynsz i media. On pracuje jako kierowca, niestety - też na umowie śmieciowej.

30 lat macie. Poczekajcie, aż dorośniecie

Krzysiek: - Zastanawialiśmy się kiedyś, czy to już nie jest najwyższy czas, żeby pójść do ołtarza. No bo kiedy, jak będziemy mieli 40 lat? Ale ojciec mój mówi "pójdziecie, jak będziecie mieli stabilne życie. Czyli pracę na etacie, swoje mieszkanie. Wtedy będziecie dorośli". I tak czekamy na tę pracę i dorosłość.

Gdy zdarza im się pójść na imprezę i poznać kogoś nowego, Krzysiek przedstawia Dagmarę jako swoją żonę. A ona jego jako męża. Znajomi już się do tego przyzwyczaili.

- Tak sobie myślę, że po ślubie to nie zmieniłoby się absolutnie nic - przewiduje kobieta. - No bo przecież co takiego daje ta obrączka? Jak ktoś chce zdradzić partnera, to zrobi to bez względu na to, czy nosi obrączkę na palcu. To w głowie siedzi, a nie w papierowej teczce z napisem "akt małżeństwa".

Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że tylko w okresie lat 2010-2011 liczba małżeństw spadła na Opolszczyźnie z 5693 do 5210. Co ciekawe - wzrosła liczba zawieranych związków małżeńskich przez mieszkańców po 50. roku życia. Zmalała za to wśród Opolan mających od 25 do 29 lat (z 2584 do 2336).

Badania na ten temat przeprowadził niedawno Uniwersytet Łódzki. Okazało się, że w Polsce aż 70 procent narzeczonych decyduje się zamieszkać razem przed ślubem. Naukowcy skomentowali to konkluzją, że ślub przestał być ważnym momentem dzielącym życie na luzie od tego bardziej poważnego. Jeśli już ludzie chcą zawierać małżeństwa, to z powodu ciąży czy narodzin dziecka.

- Należy się jednak spodziewać, że mimo rosnącej liczby związków nieformalnych większość z nich zakończy się jednak ich sformalizowaniem - twierdzi Małgorzata Ołdak z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego.

Państwo robi jednak wiele, żeby tak się nie stało. Ministerstwo Edukacji Narodowej przygotowuje nowelizację tzw. ustawy rekrutacyjnej. W nowelizacji zapisano, że "osoby, które z przyczyn losowych mają trudniejszą sytuację rodzinną, finansową lub zdrowotną, uzyskują od państwa szczególną pomoc". Chodzi o wprowadzenie kilku kryteriów, takich jak wielodzietność, niepełnosprawność czy sytuacja materialna, a w praktyce oznacza to, że jeszcze trudniej (niż obecnie) będzie znaleźć miejsce w przedszkolu dla dziecka, które ma oboje rodziców po ślubie, na dodatek pracujących.

Problem jest istotny, bo w tym roku w stolicy naszego regionu zabrakło miejsc dla 280 dzieci, w Brzegu dla 30, a w Nysie dla około 60. Do przedszkoli przyjmowane są praktycznie wszystkie dzieci samotnych matek, nawet jeśli ta "samotność" jest tylko teoretyczna, wynikajaca z niezalegalizowania związku.

Single mają łatwiej z mieszkaniami

Podobnie jest z mieszkaniami. Eksperci wielokrotnie podkreślali, że dotychczasowy program "Rodzina na swoim", w którym państwo pokrywało połowę odsetek od kredytu na zakup mieszkania, w praktyce preferował singli. Znalazł się w nim bowiem zapis, że w przypadku rodzin w tradycyjnym rozumieniu z programu mogą skorzystać ci, którzy nie ukończyli jeszcze 35. roku życia. Znacznie lepiej miały osoby samotnie wychowujące dzieci, bo w ich przypadku żadne limity wiekowe nie obowiązywały. Biorąc pod uwagę fakt, że coraz więcej osób decyduje się na dzieci po trzydziestce, wielu małżonków mogło się z powodu wieku na program nie załapać.

Czy bycie w związku ma wpływ na możliwość uzyskania kredytu? Z danych firmy Expander wynika, że przy takich samych dochodach para dostanie mniejszy kredyt niż singiel. W skrajnych przypadkach jest on niższy o ponad 200 tys. zł. To o tyle ciekawe, że teoretycznie wydaje się, iż banki powinny preferować pary jako kredytobiorców. Single obarczeni są bowiem podwyższonym ryzykiem. Jeśli stracą pracę i szybko nie znajdą nowej, mogą mieć problem z płynnością finansową i terminową spłatą rat. Gdy kredyt zaciąga para, to w momencie, gdy jeden współkredytobiorca traci pracę, są jeszcze dochody drugiego. Poza tym ktoś, kto zdecydował się na związek małżeński teoretycznie jest kimś bardziej dojrzałym emocjonalnie, co ma wpływ na wywiązywanie się ze zobowiązań.

- Dla większości banków ważniejsza od obaw o przyszłą sytuację finansową klienta jest jednak bieżąca sytuacja. Dlatego single wcale nie mają dużych problemów z uzyskaniem kredytu - informuje Jarosław Sadowski, analityk firmy Expander. - Oczywiście muszą posiadać odpowiednio wysokie dochody. Ich sytuacja jest bardzo dobra, jeśli porównamy ją z sytuacją pary mającej dwójkę dzieci, która uzyskuje łącznie takie same dochody jak singiel. Rodzina ponosi bowiem znacznie wyższe koszty utrzymania. Mniej pieniędzy zostaje jej więc na spłatę rat.

Są nawet banki, które "bardziej lubią" singli. Expander wziął po lupę czteroosobową rodzinę, w której tata pracuje i zarabia 3,5 tysiąca złotych, a mama zajmuje się wychowaniem dzieci. Deutsche Bank w ogóle nie chciał jej udzielić kredytu, ale gdyby mężczyzna był singlem, wówczas dostałby 220 tysięcy złotych pożyczki. Większość innych banków chciałaby pożyczyć takiej rodzinie zaledwie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jedynie Bank Ochrony Środowiska lepiej potraktował rodzinę, bo singlowi w ogóle nie udzieliłby kredytu hipotecznego.

Z danych CBOS wynika, że ponad trzy piąte Polaków (63 proc.) akceptuje fakt, że młodzi ludzie odkładają decyzję o małżeństwie lub w ogóle z niego rezygnują. 45 procent ankietowanych panów przyznaje, że chce żyć bez zobowiązań. Kolejne przyczyny "samotności": trudności w znalezieniu mieszkania (29 procent) lub - po prostu - panowie preferują związki nieformalne (25 procent).

Nieco inne argumenty podawały kobiety. Zdaniem 41 proc. z nich postawa taka wynika z obawy przed nieudanym małżeństwem. Aż 15 proc. nie pasowała rola matki.

Pewność daje dopiero trzecia żona

Prawnicy podpowiadają jednak żyjącym na kocią łapę, aby dokładnie zapoznali się z przepisami.

- Ludzie żyjący w konkubinacie nie mają współwłasności majątkowej, nie rozliczają się wspólnie z podatków, a także nie dziedziczą po sobie z mocy ustawy - przypomina Katarzyna Motyka, radca prawny z Kędzierzyna-Koźla. Żyjący w konkubinacie i chcący, aby w przypadku ich śmierci, to partner - a nie najbliższa rodzina - przejęli majątek, muszą koniecznie spisać testament. Jeśli umrze właściciel mieszkania, który miał prawnych spadkobierców (np. dzieci z poprzedniego małżeństwa) i nie zostawił testamentu, wówczas jego partner może zostać zmuszony do opuszczenia lokalu najpóźniej w ciągu trzech miesięcy.

Jeśli partnerzy wspólnie inwestują w mieszkanie, muszą pamiętać m.in. o tym, żeby notarialnie określić w nim swoje udziały. Jeżeli lokal należy do jednego z nich, a drugi np. spłaca kredyt mieszkaniowy, to powinno to być wpisane w tytule przelewu do banku. Gdyby para chciała się rozstać - pomoże to w podziale majątku.

Dla ludzi żyjących w nieformalnym związku problemem może być także uzyskanie informacji o chorobie partnera, gdy ten znajdzie się w szpitalu. Podobne kłopoty czekają parę wtedy, gdy jedno z nich wpadnie w kłopoty z prawem i zostanie zatrzymane przez policję. Jeśli wśród policjantów braknie dobrej woli, konkubent będzie traktowany jako całkowicie obca osoba.

Są jednak i tacy, którzy żyją na kocią łapę, bo już mają dość stałych związków. - Jest takie powiedzenie, że mężczyzna musi w swoim życiu wybudować trzy domy i dopiero ten ostatni będzie taki, jaki sobie wymarzył. Z żonami jest moim zdaniem identycznie - uśmiecha się Tomasz, który rozwiódł się już dwa razy, a ze swoją obecną partnerką nie chcą się wiązać po raz kolejny na stałe. Ona zresztą też jest "po przejściach". - Jej mąż był alkoholikiem, przeszła długą batalię o mieszkanie, żeby móc się rozwieść - opowiada mężczyzna. - Kobiety, które musiały się zmagać z tym problemem są potem trudne do życia. Im potrzeba więcej czułości, serca, zrozumienia i wyrozumiałości. A to jest to, co najbardziej cementuje każdy związek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska