Bonkowie kontra szpital. Prawnicy punktują niedbalstwo lekarzy

Archiwum
Archiwum
Ich wątpliwości budzi m.in. dokumentacja medyczna i sprzeczne zeznania lekarzy.

- Zapis na karcie gorączkowej to jest bazgroł, a nie dokument - uważa Bartłomiej Janyga, prawnik, który reprezentuje Bonków. - Lekarz, który wykonywał badanie USG twierdzi, że pierwszy zapis z tego badania został dokonany na karcie obserwacji porodu, a kolejny na karcie gorączkowej. Położna powiedziała przed sądem, że było odwrotnie. To wszystko świadczy, że dokumentacja jest niepełna, a na dodatek była prowadzona niedbale - uważa.

Czytaj też**Szokujące skargi na szpital w Opolu. Zanieśliśmy je marszałkowi**

Podczas dzisiejszej rozprawy zeznawał m.in. neonatolog, który zajmował się dziećmi tuż po porodzie. - Nie zauważyłam, żeby ginekolodzy na sali porodowej wykazywali jakąś nerwowość, obserwując ich można było wnioskować, że wszystko jest w porządku. Myślę, że stan, w jakim dziecko przyszło na świat, mógł być dla nich zaskoczeniem - zeznawała pani doktor.

- Tym gorzej świadczy to o lekarzach - skwitował po wyjściu z sali rozpraw mecenas Janyga. - Zapis KTG alarmował o konieczności wykonania cesarskiego cięcia. To dziecko krzyczało o ratunek, ale żaden z lekarzy w porę na to wołanie nie odpowiedział i dzisiejszy stan Julki jest tego skutkiem - skwitował.

Sąd, rozstrzygając w tej sprawie, chciał dopuścić dowód w postaci opinii biegłych, przygotowywanej na potrzeby sprawy karnej (prokuratura poprosiła o taką opinię prowadząc sprawę ewentualnego błędu w sztuce, którego mogli dopuścić się lekarze). Prawnicy Bonków woleliby natomiast powołania lekarzy, którzy są autorytetami w dziedzinie ciąż mnogich, choć istnieje ryzyko, że czekanie na ich opinię sprawi, że proces potrwa latami.

Nieoficjalnie ustaliliśmy, że powodem nieufności wobec opinii, którą lada dzień powinna mieć prokuratura jest fakt, iż mogli ją sporządzać fachowcy, którzy opiniowali w głośnej sprawie pielęgniarek, robiących sobie zdjęcia z wcześniakami włożonymi do kieszeni fartucha. Sprawę umorzono, bo biegli uznali, że kobiety nie naraziły życia wcześniaków.

Przypomnijmy. Córki sztangisty, brązowego medalisty olimpijskiego z Londynu Bartłomieja Bonka (Julia ma siostrę bliźniaczkę) przyszły na świat w listopadzie ubiegłego roku w szpitalu przy ul. Reymonta w Opolu, miesiąc przed planowanym terminem. Maja urodziła się zdrowa. Przy narodzinach Julii wystąpiły komplikacje, ale lekarze nie zdecydowali się na cesarskie cięcie, wskutek czego doszło do niedotlenienia mózgu dziecka.

Dziewczynka do dziś walczy o powrót do zdrowia. .

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska