Jerzy Kozarzewski. Poetę ocalił wiersz

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Na zdjęciu: okładka książki Danuty Kobyłeckiej "Jerzy Kozarzewski - ślad niezatarty” przedstawiająca Jerzego i Magdalenę Kozarzewskich.
Na zdjęciu: okładka książki Danuty Kobyłeckiej "Jerzy Kozarzewski - ślad niezatarty” przedstawiająca Jerzego i Magdalenę Kozarzewskich.
Poeta i żołnierz, nysanin z wyboru - Jerzy Kozarzewski, w 1946 roku został uznany za "wroga ludu" i skazany na śmierć. Łaskę u Bolesława Bieruta wyprosił mu Julian Tuwim, poruszony jego wierszem zatytułowanym "Egzekucja".

Latem 1946 roku do drzwi Juliana Tuwima zapukała zrozpaczona młoda kobieta, Magdalena Kozarzewska. Przyszła błagać o ratunek dla jej męża, który 6 sierpnia został skazany na podwójną karę śmierci. Chodziło o wstawiennictwo u Bolesława Bieruta. Tylko on mógł ułaskawić Jerzego Kozarzewskiego. - Dlaczego przyszła pani z tym do mnie - zapytał Tuwim. - Bo pana wysłuchają. Bo mój mąż także jest poetą. Bo jest potomkiem Norwidów.

Na dowód przyniosła kilka wierszy, w tym napisaną w 1943 roku "Egzekucję":
Tyżeś to wybrał drogę, która mnie przywiodła
pod bezimienną ścianę, skąd mnie śmieciem zbiorą.
Tyżeś to wybrał chwilę, bym nie widząc godła
umiał krzyż Twój powtórzyć bez cienia oporu.
Tyżeś to wybrał ciszę - tę przed salwą ciszę -
bym mógł, jeśli bym zechciał, wielki głos Twój słyszeć.
I oto stoję Panie z człowieczą niezgodą
dla Twojego wyboru mojej boskiej drogi.
I nie umiem w Twej woli znaleźć się swobodą
tak, by mnie bez przymusu, lotne, niosły nogi.
I zwieszam się nadzieją w próżni pocieszenia,
że przejdą po mnie lepsze, zdrowsze pokolenia.
[Broń chrzęści za plecami. Czyż aż tego trzeba,
żeby spojrzeć prawdziwie w głąb Twojego nieba...]
O daj mi Panie siłę w tej ostatniej chwili
bym umiał Ci zawierzyć, że mym wypełnieniem
wszyscyśmy się do Ciebie o krok przybliżyli
i nie odchodząc ziemi opuścili ziemię.
I odpłać mi pewnością wielkość zawierzenia,
a pytające słowa - czystością milczenia.
I dozwól, bym krwią obmył ciemną buntu plamę
Amen

Poruszony do głębi tą poetycką modlitwą Tuwim zaangażował się w ocalenie nieznanego sobie człowieka.

Podwójnie skazany

Jerzy Kozarzewski był żołnierzem podziemia. Wojna wybuchła zaledwie dwa lata po tym, jak ukończył studia ekonomiczne w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i zaczął pracować w zakładach zbrojeniowych w Stalowej Woli. Podczas kampanii wrześniowej dostał się do sowieckiej niewoli, ale uciekł z transportu. Wstąpił do tworzącego się konspiracyjnego Związku Jaszczurczego, a następnie Narodowych Sił Zbrojnych, gdzie funkcjonował pod pseudonimem "Konrad". Od 1941 roku był ścigany przez gestapo. W lipcu 1943 roku w Warszawie poślubił studentkę medycyny, Magdalenę Bojanowską. W powstaniu warszawskim Jerzy podjął służbę cywilną. W październiku 1944 roku został zgarnięty przez hitlerowców wraz z żoną podczas łapanki i wywieziony do obozu przejściowego w Pruszkowie. Magdalena była w zaawansowanej ciąży i pozwolono opuścić jej obóz. On został przewieziony najpierw do Oświęcimia, a potem do obozu koncentracyjnego Mauthausen. Tam z listu od żony dowiedział się o narodzinach córki. Po powrocie do kraju Kozarzewski ponownie wszedł do struktur konspiracyjnych NSZ, był członkiem sekcji wywiadu.

Zaraz po wojnie, dzięki aktywności rządu RP na uchodźstwie, a także licznych środowisk niepodległościowych, do kraju przybywali emisariusze, szukając łączności z największymi strukturami podziemia. Organizowanie szlaku łączników było właśnie zadaniem Jerzego Kozarzewskiego, a najbardziej znaną drogą kurierską - tzw. droga Konrada, prowadząca z Ratyzbony przez Pilzno, Pragę, Cieszyn do Katowic, gdzie kolejnych emisariuszy odbierały tamtejsze struktury NSZ. Drogą tą szli także na Zachód wysłannicy Delegatury Sił Zbrojnych, a następnie Zrzeszenia WiN (Wolność i Niezawisłość).

Kozarzewski latem 1945 rozpoczął pracę w Ministerstwie Przemysłu, ale 31 października został aresztowany i oskarżony o zdradę i szpiegostwo. - Wpadł w zasadzkę. Bezpieka czekała na niego w mieszkaniu "Marcysi", żony "Ponurego" - mówi Danuta Kobyłecka, autorka książki "Jerzy Kozarzewski - ślad niezatarty". Po kilkumiesięcznym śledztwie w sierpniu 1946 roku odbył się pośpieszny pokazowy "proces Konrada". Wobec oskarżonych w nim sześciu patriotów 6 sierpnia 1946 roku zapadło siedem wyroków śmierci. Jerzego Kozarzewskiego skazano na podwójną
karę śmierci.

Pierwsze lata powojenne to czasy niesłychanych represji. Nawet za opowiadanie dowcipów o nowej władzy groziło 5 lat więzienia. W latach 1944-56 w aresztach i więzieniach znalazło się z powodów politycznych ok. 350-400 tysięcy osób, wliczając w to ok. 100 tys. ofiar prześladowań za rządów Bieruta w okresie 1949-1956. Bierut był odpowiedzialny za śmierć wielu tysięcy osób. Jako głowa państwa rzadko korzystał z prawa łaski.

Jedyna szansa

Od tego człowieka zależał los Jerzego Kozarzewskiego. Najbliżsi rozpoczęli żarliwe starania o uratowanie skazanego. Szukali wszystkich możliwości.

Julian Tuwim, jeden z najwybitnieszych poetów XX-lecia międzywojennego, współzałożyciel grupy poetyckiej Skamander, lata wojny spędził na obczyźnie - we Francji, Brazylii, a od 1942 w Nowym Jorku. W czerwcu 1946 roku wrócił jednak do Polski, gdzie stał się osobowością chronioną przez komunistyczne władze, adorowaną i uprzywilejowaną. Okrzyknięto go "poetą państwowym", za powrót do ludowej ojczyzny był noszony na rękach i jeśli ktoś miał szansę na posłuch u Bieruta, to właśnie on.

Wiersz "Egzekucja" zrobił na nim ogromne wrażenie. Poprosił prezydenta o audiencję, na wszelki wypadek przygotował pisemne wystąpienie, gdyby nie mógł osobiście spotkać się z Bierutem. Oto jego końcowy fragment: "Obywatelu Prezydencie! Mój wróg polityczny Jerzy Kozarzewski jest poetą, a w swej poezji osiągnął nie lada wyżyny: proroctwo i skruchę zawczasu wizyjnie przeczuwaną. I chociaż w swej pokorze on, zbrodniarz przeciw Rzeczypospolitej i jej narodowi, sam prosił Boga o zmycie plamy swego buntu własną krwią - to my dwaj - człowiek wyniesiony na najwyższą w Ojczyźnie godność i drugi człowiek - ja: poeta, my dwaj nie pozwolimy, aby ziemia polska splamiła się krwią człowieka, który się tak proroczo modlił i kajał. Kula, która by zabiła Kozarzewskiego, rykoszetem uderzyłaby w serce każdego poety polskiego.

Jeszcze słówko natury osobistej. Rodzina pani Magdaleny Kozarzewskiej, żony skazanego i matki maleńkiego dziecka, niosła w czasie okupacji pomoc mojej nieszczęsnej Matce, zamordowanej później przez hitlerowców. Rodzina pani Magdaleny nie znała osobiście ani mnie, ani mojej Matki. Pomagali Jej dlatego, że moja Matka Żydówka wydała na świat polskiego poetę.

Z nieznanego grobu mojej Matki Męczennicy dołącza się głos do głosu syna: prosimy Was obydwoje o łaskę dla Jerzego Kozarzewskiego".

Ten osobisty wątek był zmyślony. Adela Tuwim ostatnie lata życia spędziła zamknięta w szpitalu w Otwocku - jedynym w Guberni zakładzie dla umysłowo chorych Żydów. Została zabita w sierpniu w 1943, w chwili likwidacji szpitala.

List Tuwima

31 sierpnia 1946 roku Bolesław Bierut podpisał akt łaski. Kara śmierci została Kozarzewskiemu zamieniona na 10 lat za kratami - na Mokotowie, we Wronkach i w Rawiczu - z czego trzy spędził w pojedynczej celi, nie tylko bez kontaktu ze światem, ale nawet bez ołówka i papieru.

Treść wystąpienia Tuwima poznał dopiero w wolnej Polsce, we wrześniu 1989 roku. Julian Tuwim list do Bieruta ukrył w zalakowanej kopercie. Miała czekać na otwarcie do czasu osiągnięcia pełnoletności przez pierworodną córkę Kozarzewskich. Po śmierci Tuwima w 1953 roku list jednak zaginął. Obecnie dokumenty związane z jego interwencją są przechowywane w Muzeum Literatury w Warszawie.

Pierwsza część listu mówiąca o nikczemności skazanych, którzy zniszczyliby nawet samego interweniującego jako "Żyda i bolszewika", gdyby go dostali w swoje "łapy", nie była dotąd w całości opublikowana. Jerzy Kozarzewski, którego jedyną pamiątką z Mauthausen była bransoleta z aluminiowej łyżki podarowana mu przez węgierskich Żydów w podzięce za pomoc, po zapoznaniu się tym tekstem pisał: "... słowa tego listu obciążone są przede wszystkim dążeniem do wdrożenia ich w tok schematów myślenia odbiorcy. Poeta jest tu bezradny nawet wówczas, kiedy posługuje się tekstem mojego wiersza cytowanego fragmentarycznie. Jedyne prawdziwe słowo Poety rozlega się wówczas, gdy kończy swój list i mówi o przywoływaniu głosu swojej Matki-Męczennicy do współwstawiennictwa w zanoszonej prośbie. ... Cokolwiek stanowi jeszcze niedostatek w uczuciach dziękczynnych za pomoc i ratunek, z jakim przyszedł nam Poeta - pochodzi z tych deformacji Prawdy, jakie niosła ze sobą ówczesna epoka i jakie - niestety jeszcze i nadal występują obecnie...

Myślę też, że cały ten tekst nie powinien się znaleźć w żadnym opracowaniu biograficznym bez wnikliwego komentarza, wartościującego jego taktyczno-literackie, przesadne i nieprawdziwe fragmenty i ukazującego Poetę spełniającego się bez słów, w czystym odruchu żywej prawości ludzkiej".

Nie skarżył się

Po zakończeniu wyroku Jerzy Kozarzewski osiadł w Nysie. Tu od 1951 roku - z nakazu pracy - mieszkała już jego żona z córeczką. Zesłanie na głęboką prowincję było karą za niepokorny życiorys męża. On sam na oficjalne oczyszczenie swego imienia musiał czekać do później starości. - Nigdy jednak się nie skarżył na swój los - mówi Danuta Kobyłecka. Z okazji 80. urodzin został uhonorowany przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Polonia Restituta, otrzymał też honorową odznakę Zasłużony dla Ziemi Nyskiej.

Magdalena Kozarzewska przez ponad 40 lat leczyła dzieci, była ordynatorem oddziału pediatrycznego nyskiego szpitala. Jerzy przez całe życie nie doczekał się pracy odpowiadającej jego kwalifikacjom. Znakomicie odnalazł się, tworząc od podstaw ognisko muzyczne, które z czasem przekształciło się w szkołę muzyczną. - Jej dyrektorem nie mógł jednak zostać ze względu na swoją niepoprawność polityczną, gdyż wyrokiem sądu z 1946 roku został pozbawiony praw obywatelskich. Skierowano go do pracy z zakładzie energetycznym - mówi Danuta Kobyłecka.
Prawnuk najmłodszego brata Cypriana Kamila Norwida przez całe życie pisał do szuflady. Poezję nazywał "notowaniem chwili". Pierwszy tomik jego wierszy "Dar codzienności" ukazał się w 1992 roku, dwa lata później wyszły "Ślady z kamieni". Poezja więzienna oraz wiersze młodzieńcze z lat wojny i okupacji zostały uznane za zaginione. Już po śmierci poety, w 1997 roku podczas popowodziowych porządków w jego domu syn odnalazł pudełko z cennymi zbiorami. Ukazały się 1999 roku w tomie "Późne żniwo" wydanym nakładem rodziny w dziesięciu bibliofilskich egzemplarzach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska