Współcześni niewolnicy

Edyta Hanszke
"Na dobrze płatną pracę", "na miłość", "na dług" - to najczęstsze metody werbunku ofiar do pracy przymusowej, żebractwa i prostytucji. W sidła przestępców wpadają Polacy migrujący za chlebem, ale także imigranci przyjeżdżający do naszego kraju.

Ważne przed wyjazdem

sprawdź ważność swoich dokumentów (dowód osobisty, paszport);
zdobądź adres i numer telefonu przyszłego miejsca pracy i zostaw go bliskim;
zrób dwie kserokopie dokumentu tożsamości z aktualnym zdjęciem, a także umowy z agencją - jeden egzemplarz weź ze sobą, drugi zostaw rodzinie;
ustal częstotliwość kontaktów telefonicznych z bliskimi (np. raz w tygodniu o określonej porze);
ustal z rodziną hasło, które będzie oznaczać, że potrzebujesz pomocy, np. pozdrowienia dla nieistniejącej cioci.

Wyjeżdżając za granicę, zabierz

Wyjeżdżając za granicę, zabierz

ważny dokument tożsamości - dowód osobisty lub paszport;
ilość gotówki, która pozwoli ci przeżyć do najbliższej wypłaty i ewentualnie zakupić bilet powrotny do Polski;
adres i numer telefonu najbliższej polskiej placówki dyplomatycznej - www.msz.gov.pl;
słownik lub rozmówki, jeśli nie jesteś pewny swoich umiejętności językowych;
numer telefonu Poland Direct obowiązujący w kraju, do którego wyjeżdżasz (rozmowa telefoniczna na koszt odbiorcy; automatyczna sekretarka mówi po polsku). Pamiętaj, że w niektórych krajach (np. Włochy, Austria, Holandia) korzystanie z tej usługi w publicznych automatach dla rozpoczęcia połączenia wymagane jest użycie monety lub karty telefonicznej;
kartkę z ważnymi telefonami (warto ją włożyć np. do portfela) - m.in. numer KCIK, pod którym można uzyskać wsparcie dla ofiar - tel. 0048 605 687 750.
Więcej informacji o bezpiecznych wyjazdach na: www.bezpieczny-wyjazd.eu, www.handelludzmi.eu

W lokalnej prasie 30-letnia Angelika znalazła ogłoszenie o wolnym miejscu dla pomocy kuchennej w motelu w Berlinie. Pośrednikiem była kobieta o miłym głosie. Nigdy się nie spotkały, wszystkie warunki uzgodniły telefonicznie. Rozmówczyni napomknęła tylko na koniec rozmowy, że chętnych jest dużo, więc trzeba się szybko decydować.

W ustalonym miejscu czekał bus, wszystko było opłacone, jechało w nim pięć kobiet. Jeden z organizatorów wyjazdu poprosił o dowód osobisty, żeby spisać dane. Dokumentu Angelika już nie odzyskała, ale wtedy jeszcze nie widziała powodu do niepokoju.

Na miejscu okazało się, że oferta pracy jest, ale w… seksbiznesie. Po wejściu do motelu kobiety porozdzielano do różnych pokoi na piętrze. Angelika usłyszała, że jak nie będzie posłuszna, to nie wyjdzie stamtąd żywa i lepiej, żeby nie żaliła się klientom, bo pokoje są na podsłuchach. Była przetrzymywana pod kluczem, a drzwi otwierały się wtedy, gdy przychodził kolejny klient.

Któregoś dnia uciekła stamtąd, korzystając z nieuwagi "obsługi", która nie przekręciła klucza w jej pokoju. Na parterze trwała w tym czasie impreza.

- Przez policję, trafiła do naszego ośrodka. Jej samej, mężowi, dzieciom i rodzicom udzieliliśmy przede wszystkim pomocy terapeutycznej - opowiada przedstawicielka Stowarzyszenia PoMOC z Katowic, które zajmuje się wsparciem ofiar handlu ludźmi (prosi o nieujawnianie swoich personaliów. Taką mają zasadę - chcą być anonimowi).

24-letnia Matylda już pracowała w Niemczech. Miała tam chłopaka, ale rozstali się, a w pracy był zastój. Nie miała za co żyć. Koleżanka zaproponowała jej pracę w prostytucji. To zajęcie legalne w tym kraju, a zarobki były kusząco wysokie.

Postanowiła, że przepracuje w klubie dwa tygodnie, a potem wróci do poprzedniej pracy. Ale właściciel nie chciał jej wypuścić. Przymuszał do werbunku innych kobiet, bo dobrze znała język niemiecki. Zabronił kontaktu z koleżanką, która ją tam przyprowadziła. Uciekła, gdy przyjechała z oprawcami do Polski po nowe dziewczyny. Powiedziała, że musi iść do fryzjera.

Przed świętami ryzyko większe

- Ofiary handlu ludźmi są często oszukiwane. Sprawcy obiecują wysokie zarobki, dobre warunki pracy, a szczególnie chęć dobrego zarobku często przysłania realia i rozsądek. Z naszych obserwacji wynika, że najwięcej osób jest werbowanych w kryzysowych sytuacjach życiowych, gdy zostają porzucone, bez więzi i wsparcia rodziny - komentuje przedstawicielka Stowarzyszenia PoMOC z Katowic. - Jednak ofiarą może stać się każdy. Wykształcenie czy pochodzenie nie gra tutaj roli.

Przedświąteczny okres to czas, kiedy wyjazdy zagraniczne Opolan i Polaków nasilają się. Ofert pracy jest więcej właśnie z powodu przygotowań do świąt, np. przy pakowaniu towarów czy opiece nad osobami starszymi na zastępstwo. To nie tylko znakomita okazja dla pracowników do podreperowania domowych budżetów, ale i dla przestępców zajmujących się handlem ludźmi.

Stosują kilka metod. Oferują wysokie wynagrodzenie, często dużo wyższe od stawek rynkowych, bez sprawdzania kwalifikacji, pod warunkiem podjęcia decyzji o wyjeździe z dnia na dzień. - Choć czasem wydaje się, że wszystko wygląda w miarę normalnie - miejsce pracy, zarobki, jest umowa, a potem okazuje się, że pracownicy lądują w obozach pracy, kobiety w agencjach towarzyskich - przyznaje przedstawicielka PoMOC-y.

Werbujący rozkochują w sobie dziewczęta na odległość, zdobywają zaufanie i namawiają do wyjazdu, deklarując wspólną przyszłość. To najbardziej - zdaniem osób wspierających ofiary - perfidny sposób. W takie oswajanie ofiary werbujący potrafią zainwestować sporo czasu, następnie realizowany jest częsty schemat: wspólny wyjazd za granicę, gdzie kobiety są później sprzedawane przez "ukochanego".

Albo pożyczają ofiarom pieniądze na wyjazd, na mieszkanie, media, wyżywienie. Stosują kary pieniężne za spóźnienie do pracy czy... niestosowny ubiór, a potem żądają spłaty długu z rosnącymi błyskawicznie odsetkami. Pracownik nigdy nie jest w stanie tego zrobić, więc musi bez końca pracować. - Ofiary są zniewalane, straszone, izolowane, mają ograniczony albo w ogóle nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym - kontynuuje przedstawicielka katowickiego stowarzyszenia.

Polacy wyzyskiwani na Zachodzie

- Okropnie wykorzystują. Praca trwa 17 godzin dziennie, na godzinę płacą 1,60 euro. Mało tego, jeśli nie wykona się normy, to kara wynosi 250 euro! Żeby wrócić do domu, na rękę dają 6 euro wypłaty. Lepiej siedzieć w domu. Wiem, bo właśnie wróciłam! - takie wpisy polskich pracowników pojawiały się na jednym z portali poświęconych zatrudnieniu za granicą.

Ludzie ostrzegali się nawzajem przed zatrudnieniem w konkretnej firmie. "Przywożą i odwożą kobiety w nocy z Polski swoimi liniami (dojazd tymi liniami obowiązkowy). Kobiety muszą pracować od 6.00 do 22.00, 23.00 - bez możliwości kontaktu z otoczeniem. A następnie zaniżają płace poprzez wmawianie ludziom jakichś norm, a nie godzin (gdzie brak jest wydruków czasu pracy). Tym samym przekraczają prawo w zakresie: norm czasu pracy dobowych i miesięcznych, nie płacą za nadgodziny lub w ogóle nie płacą za przepracowany czas pracy".

Sprawą opisywanej firmy z Holandii - jednej z największej w branży pieczarkarskiej, w której pracowali także Opolanie, zajęła się tamtejsza prokuratura i inspekcja pracy. Śledczy zarzucali kierownictwu fałszowanie rejestru godzin pracy polskich pracownic (większość z nich to kobiety), by wypłacać im jak najmniej pieniędzy. W kwietniu tego roku firma ogłosiła bankructwo.

Holenderska prasa pisała o tym tak: "Niegdyś modelowa firma tego sektora nie była w stanie poradzić sobie z pojawieniem się skutecznej konkurencji z Polski. By poprawić swoją pozycję, na masową skalę zaczęto wykorzystywać pracowników z Polski i Bułgarii. Wyzysk osiągnął takie rozmiary, że podczas kontroli przeprowadzonej pod koniec 2012 r. inspekcja pracy doprowadziła do natychmiastowego aresztowania władz firmy. Te praktyki uderzyły w reputację banku, który był faktycznym właścicielem firmy".

Zdaniem władz stowarzyszenia SNCU (Stowarzyszenie Przestrzegania Układu Zbiorowego Pracy dla Pracowników Tymczasowych w Holandii), zajmującego się kontrolą przestrzegania praw pracowników agencji pracy tymczasowej do przypadków wyzysku Polaków w pracy w tym kraju przyczyniają się też nasi rodacy.- Rośnie liczba agencji zakładanych przez osiadłych w Holandii byłych pracowników tymczasowych. Często świadomie łamią oni holenderskie przepisy z zakresu prawa pracy i wykorzystują polskich czy bułgarskich pracowników - napisała w ubiegłym miesiącu gazeta "Trouw de Verdieping".

Z danych Międzynarodowej Organizacji Pracy wynika, że nie tylko w Holandii nasi rodacy padali ofiarą wyzysku. Najczęściej Polacy byli wykorzystywani na plantacjach we Włoszech i Hiszpanii. Do polskich organów ścigania docierają też informacje na temat przypadków wykorzystywania w Wielkiej Brytanii i państwach skandynawskich.

Krakowski sąd właśnie wydał wyrok skazujący na 20 osób, które werbowały Polaków do niewolniczej pracy we Włoszech i oszukiwały ich. Małżeństwo z Podkarpacia - główni oskarżeni - w więzieniu spędzą 8 i 7 lat. Wprowadzili oni ponad 900 osób w błąd, kusząc dobrymi zarobkami we Włoszech. Pracownicy tak naprawdę trafiali do obozów pracy, często byli bici, spali w barakach lub namiotach, chodzili głodni. Za swoją pracę na plantacjach owoców otrzymywali minimalne stawki. Sprawa toczyła się od 6 lat. Wcześniej sprawców skazał włoski sąd. Grupa wpadła w 2006 roku dzięki akcji polskiej i włoskiej policji.

Według danych szacunkowych Rady Europejskiej wykorzystywanych może być nawet 15 tysięcy Polaków rocznie. Stowarzyszenie PoMOC wraz z Fundacją La Strada w ramach Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego dla ofiar handlu ludźmi pomaga rocznie ok. 200 osobom.

W Polsce imigrantom nie jest lepiej

To miała być praca w zakładzie przemysłowym w Polsce. Młode ukraińskie małżeństwo po studiach nie mogło znaleźć zajęcia w swoim kraju, więc oferta pośredniczki wydała się im wybawieniem, ale nie była tania - 100 euro. Młodzi Ukraińcy uzbierali je, sprzedając rzeczy z domu, i przyjechali do Polski.

Trafili do zakładu rozbiórki drobiu. To ciężka i nieprzyjemna praca, której Polacy nie chcą wykonywać, ale wizja zarobku dodawała imigrantom sił. Zamieszkali w małym pokoiku z trzema innymi osobami, wszyscy spali na materacach. Pracowali po 12-15 godzin na dobę, dostawali dwa posiłki - zawsze takie same.

Po miesiącu nie otrzymali wynagrodzenia. Usłyszeli, że będą co trzy miesiące i były, ale okazało się, że we dwoje zarobili w tym czasie… 700 zł. Uciekli i zgłosili się do straży granicznej. W podobnej sytuacji jak oni było ok. dwustu osób z Ukrainy. Dzisiaj, dzięki ich zeznaniom, polski zakład został zamknięty.

Z badania przeprowadzonego przez Ośrodek Badań Handlu Ludźmi Uniwersytetu Warszawskiego w 2010 roku wynikało, że ofiarami pracy przymusowej w Polsce najczęściej stają się obcokrajowcy w wieku od 20-50 lat, pochodzący z ubogich państw o wysokim bezrobociu i niskich wynagrodzeniach, głównie z Ukrainy i Dalekiego Wschodu (Korei Północnej, Chin, Bangladeszu, Tajwanu, Filipin, Azerbejdżanu czy Wietnamu).

Zdecydowana większość to mężczyźni. Wszystkie ofiary były bezrobotne i raczej bezradne społecznie. W wielu przypadkach ofiary miały na utrzymaniu rodziny w kraju swojego pochodzenia, stąd wyjazd do pracy w Polsce miał być dla nich przepustką do lepszego życia. Ofiary, żeby przyjechać do Polski, dosyć często zadłużały się w swoim kraju na podróż i dla pośredników za zorganizowanie pracy w Polsce. Zdecydowana większość ofiar nie znała języka polskiego.

Średni roczny zysk, jaki generuje handel ludźmi na całym świecie, szacowany jest na 32 miliardy dolarów amerykańskich. Jego ofiarami pada ponad 12 mln ludzi, głównie z rejonu Azji i Pacyfiku. Według szacunkowych ustaleń MOP 43% wszystkich ofiar handlu ludźmi jest wykorzystywanych w komercyjnej branży pornograficznej.

- Jeśli jesteśmy wykorzystywani, źle traktowani, nie otrzymujemy wynagrodzenia za pracę albo jest ono dużo mniejsze, niż się wcześniej umawialiśmy, należy uciekać najszybciej jak to tylko możliwe. Policja w każdym kraju powinna nam udzielić pomocy, a jeśli nie znamy języka, muszą zorganizować tłumacza. Pomocy można szukać także u straży granicznej - podpowiada przedstawicielka Stowarzyszenia PoMOC.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska