Moje Kresy. Sławni kołomyjanie (część II)

Ze zb. Jolanty Kalisz z Łubnian
Cztery siostry Pleziówny przed swoim domem w Kołomyi w 1934 roku: Stanisława, Maria, Janina, Emilia. Po wojnie osiadły w Opolu.
Cztery siostry Pleziówny przed swoim domem w Kołomyi w 1934 roku: Stanisława, Maria, Janina, Emilia. Po wojnie osiadły w Opolu. Ze zb. Jolanty Kalisz z Łubnian
Z Kołomyją związane są biografie wielu wybitnych Polaków, którzy albo się tam urodzili, albo spędzili ważny okres swego życia. Wpisali oni swe czyny na karty historii naszego narodu. Wielu ich potomków trafiło po wojnie na Śląsk.

Politycy, wojskowi i uczeni

Najbardziej znanym po wojnie politykiem pochodzącym z Kołomyi był Mieczysław Jagielski (1924-1997) - ekonomista, długoletni wicepremier PRL, który wszedł do historii Polski jako sygnatariusz wspólnie z Lechem Wałęsą porozumień sierpniowych w Gdańsku w 1980 roku, legalizujących wielki ruch społeczny "Solidarność", a u schyłku życia wspomagał dyrektora Energopolu Józefa Bobrowskiego, gdy ten podjął ryzykowne politycznie działania, mające na celu odbudowę Cmentarza Orląt we Lwowie.

W swojej biografii ma też epizod kołomyjski gen. Władysław Kalkus (1882-1945), który we wrześniu 1939 roku pełnił funkcję zastępcy dowódcy Lotnictwa Polskiego w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Jego syn, Wacław, był wówczas gimnazjalistą w Kołomyi.

16 września 1939 roku, tuż przed agresją sowiecką, na lotnisku polowym w Kołomyi wylądowała awionetka pilotowana przez gen. Władysława Kalkusa. Pospiesznie odszukał on swego syna, zabrał do awionetki i odlecieli w kierunku granicy rumuńskiej.

Fakt ten obiegł lotem błyskawicy Kołomyję i bardzo wzburzył środowiska młodzieżowe. Dwa dni później od strony Kosaczowa do Kołomyi wjechała kolumna czołgów sowieckich i zaczęła się okupacyjna noc. Wacław Kalkus (1922-1943) po przeszkoleniu lotniczym latał na "Halifaxie", bombardując Niemcy, i w czasie nocnego lotu nad Holandią został zestrzelony - spoczywa na cmentarzu w Amsterdamie.

W Kołomyi urodził się Maurycy Madurowicz (1831-1894) - ginekolog, który do światowego położnictwa wprowadził słynne "kleszcze Madurowicza", będące wielkim osiągnięciem w XIX-wiecznej medycynie - uratowały życie wielu noworodkom.

W roku 1871 jako profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego zaangażował się w obronę księdza Ignacego Dollingera (profesora Uniwersytetu w Monachium, ekskomunikowanego za podważanie dogmatu nieomylności papieża), za co naraził się na ostre ataki środowisk klerykalnych w Polsce.

Nie przeszkodziło mu to jednak w wyborze na dziekana Wydziału Lekarskiego UJ, a później rektora tej uczelni. W Kołomyi jego ojciec, Walenty Madurowicz, wywodzący się z rodziny szlacheckiej, był urzędnikiem w służbie austriackiej, a później awansował na radcę ministerialnego i powierzono mu funkcję naczelnika Izby Skarbowej we Lwowie.

Madurowicz w Kołomyi poznał swoją żonę, Marię Saarównę, która zmarła wraz z dzieckiem przy porodzie dokładnie w rok po zawarciu małżeństwa. Przeżył tę tragedię bardzo mocno i to był główny impuls do poświęcenia się badaniom w zakresie położnictwa.

Stworzył nowoczesną klinikę chorób kobiecych i położnictwa w Krakowie. I wtedy też skonstruował ten oryginalny model kleszczy porodowych nazwanych jego nazwiskiem. Zasłynął też z wprowadzenia sztucznego rozszerzenia szyjki macicy balonem, ułatwiającym tym samym poród. To był ewenement na skalę światową. Pamięć o Madurowiczu kultywowana jest m.in. w Krakowie, Wrocławiu i Łodzi, gdzie jego imię nosi Wojewódzki Specjalistyczny Szpital.

We wsi Pistyń pod Kołomyją urodził się Jan Śliwiński (1844-1903) - jeden z najwybitniejszych polskich organmistrzów, właściciel istniejącej w latach 1876-1903 Fabryki Organów Kościelnych we Lwowie. Produkował zarówno małe, do galicyjskich kościołów wiejskich, jak i potężne organy do kościołów w Kołomyi, Stanisławowie i Lwowie.

Największym jego dziełem były, niestety nie zachowane do dziś, 32-głosowe organy w filharmonii lwowskiej. Przez jego fabrykę przewinęła się cała plejada polskich organmistrzów. Wysoko jego rolę w polskiej kulturze materialnej oceniają znawcy tej tematyki, profesorowie Maciej Babnis i Wiktor Zygmunt Łyjak.

Jan Śliwiński zmarł po ciężkiej chorobie i licznych operacjach, które były następstwem jego upadku z rusztowania z dużej wysokości podczas montowania organów w kościele. Spoczywa na lwowskim Łyczakowie. Jego bratanek, również Jan, był organmistrzem w Kołomyi.

W Kołomyi urodził się prof. Zbigniew Hirnle (1919-2004) - farmaceuta, lekarz, pisarz, artysta malarz. Był synem właściciela kołomyjskiej drogerii i apteki "Pod Złotym Lwem" (Rynek 46) - Adama Hirnle, legionisty, zamordowanego przez Sowietów w 1940 roku. W gimnazjum przyjaźnił się z Marianem Załuckim - późniejszym satyrykiem.

Wspólnie ze Stanisławem Sosabowskim - późniejszym legendarnym generałem, dowódcą Samodzielnej Brygady Spadochronowej w Szkocji, uwiecznionym w angielskim filmie "O jeden most za daleko", tworzył zręby kołomyjskiego harcerstwa.

Po wojnie związał się z Akademią Medyczną we Wrocławiu, osiągając wielki prestiż w zakresie radiologii, a jednocześnie zyskał uznanie jako malarz portrecista, akwarelista, organizator wystaw oraz jako poeta i dramaturg. Napisał dramat "Zmierz Herakla", oparty na motywach mitologii greckiej, wysoko oceniony przez znawcę starożytności prof. Jerzego Łanowskiego. U schyłku życia, gnany nostalgią do swych gimnazjalnych, kołomyjskich lat, napisał dwie książki autobiograficzne "Alter ego" (2002) i "Łabędzi śpiew" (2003). Spoczywa na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.

W Kołomyi urodził się i tam ukończył gimnazjum Walerian Wróblewski (1883-1953) - hellenista, politolog, znawca greki i łaciny, profesor gimnazjalny, przyjaciel Węgra Jánosa Tomcsányia (1873-1935), z którym napisał słownik węgiersko-polski, a później regularnie pomagał mu w tłumaczeniu arcydzieł literatury polskiej na język węgierski, m.in. dzieł Mickiewicza, Sienkiewicza, Reymonta (za tłumaczenie "Chłopów" otrzymał nagrodę polskiego PEN-Clubu).

Gdy Tomcsányi nie mógł sobie poradzić z tłumaczeniem dzieł Żeromskiego ze względu na skomplikowaną metaforykę, prawie co tydzień wysyłał do Tarnowa, gdzie mieszkał wówczas Walerian Wróblewski, list zawierający słowa, których znaczenia nie umiał przełożyć, a Wróblewski odsyłał listy z wyjaśnieniami, podając znaczenia słów w języku francuskim, włoskim, niemieckim, po łacinie lub po grecku.

Walerian Wróblewski uczył w szkołach w Samborze i Złoczowie. Po wojnie osiadł w Tarnowie, gdzie był jednym z najbardziej dynamicznych animatorów życia kulturalnego, m.in. inicjatorem stworzenia tam teatru.

Napisał też kilka dramatów historycznych, m.in. "Podstrzyżyny u Piasta" i "Popiel i Rycheza", "Bunt Masława, "Świętopełk Pomorski", które wystawiał z młodzieżą gimnazjalną. Jego córką była dr Danuta Wróblewska-Składzień (1919-2005) - organizatorka Armii Krajowej w okręgu tarnowskim, a później obrończyni w procesach politycznych, jedna z najbardziej aktywnych działaczek społecznych w Tarnowie, gdzie stworzyła swoistą legendę jako osoba prowadząca otwarty dom. Wnukiem Waleriana Wróblewskiego jest prof. Jacek Składzień - kierownik Kliniki Otolaryngologii w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

W Kołomyi urodził się też Roman Turski (1923-1999) - podróżnik, dziennikarz, filmowiec i pisarz. W czasach kołomyjskich pod wpływem książek o tematyce podróżniczej Jacka Londona połknął bakcyla globtrotera i gdy losy wojenne rzuciły go do Szwecji, ukończył tam studia w specjalności inżyniera maszyn okrętowych.

Pierwsze podróże po świecie odbywał jako mechanik okrętowy. Później stał się zawodowym podróżnikiem i dziennikarzem, który wielokrotnie okrążył glob. W Japonii poznał swoją żonę, dziennikarkę Katsuko Hiruma, od tej pory nieodłączną towarzyszkę podróży.

Ogromne przestrzenie pokonywali wspólnie na motocyklach, samochodami, pociągami i okrętami. Sam przepłynął kajakiem Amazonkę od źródeł do ujścia. W 1989 roku przewędrował z żoną całą Australię.

Po upadku komunizmu objechał wszystkie kraje Europy Wschodniej i udał się też do swej rodzinnej Kołomyi. Napisał dziesięć książek i kilkaset artykułów do prasy japońskiej i angielskojęzycznej, również do polskich czasopism, m.in. do "Poznaj Świat". Wystąpił w programie telewizyjnym "Klub sześciu kontynentów". Występował często w telewizji japońskiej. Jego miejscem wypadowym był dom rodzinny w Tokio, dla Polaków zawsze otwarty. Był najwybitniejszym przedstawicielem japońskiej Polonii. Zmarł w Tokio i tam został pochowany.

Kołomyjaninem jest prof. Ryszard Brykowski (ur. 1931) - historyk sztuki, wybitny znawca architektury cerkiewnej. Pochodzi ze starej, zasiedziałej rodziny pokuckiej. Po opuszczeniu Kołomyi w połowie kwietnia 1945 roku Ryszard Brykowski z rodzicami osiadł w Radomiu.

Po ukończeniu studiów historycznych związał się z Instytutem Sztuki PAN w Warszawie. Jako ekspert i pracownik "Wspólnoty Polskiej" położył zasługi przy ratowaniu świątyń na kresach. Poświęcił też swemu miastu rodzinnemu wiele artykułów oraz monografie: "49 Pułk Strzelców w Kołomyi" (Pruszków 1992) i "Kołomyja. Jej dzieje i zabytki" (Warszawa 1998). A gdy można było w Polsce po zmianach politycznych, reaktywował "Gazetę Kołomyjską" - periodyk, w którym opublikował wiele cennych artykułów o swoim rodzinnym mieście. Stał się prawdziwym strażnikiem pamięci o Ziemi Pokuckiej. Jeździł tam często, ratował cmentarze, kościoły, kaplice i wszelkie pamiątki po czasach polskich.

Z Kołomyi pochodził Grzegorz Kantor, który usynowił Leo Leszka Kantora (rocznik 1940), po wojnie dyrektora Polskiego Instytutu w Sztokholmie, publicystę, autora monodramów i filmu biograficznego "Tam, gdzie rosną porzeczki" (2012).

Grzegorz Kantor przeżył holokaust i razem z przybranym synem Leszkiem i jego matką osiadł po wojnie w Strzegomiu na Dolnym Śląsku, gdzie zmarł. Leo Leszek Kantor, po ukończeniu studiów w Opolu i krótkim okresie pracy na tamtejszym uniwersytecie, zmuszony do emigracji w 1968 roku, osiadł w Szwecji i tam związał się z Uniwersytetem Sztokholmskim.

Od roku 2001 dyrektoruje Międzynarodowemu Festiwalowi Filmów Dokumentalnych "Człowiek w świecie". Był też członkiem Szwedzkiej Rządowej Rady ds. Równości Etnicznej (1995-2005). Od 2005 roku jest szefem kolegium redakcyjnego polsko-szwedzkiego kwartalnika "Sueca-Polonia".

W Kołomyi urodziła się Irena Dziedzic, która w latach 60. i 70. była pierwszą damą polskiej telewizji, prowadząc jeden z najważniejszych wówczas programów kulturalnych "Tele Echo" oraz wspólnie z Lucjanem Kydryńskim stanowiła znakomitą parę konferansjerską na festiwalach w Opolu i Sopocie.

W Kołomyi, w rodzinie kolejarskiej Władysława i Katarzyny z domy Słysz, urodził się Kazimierz Makarski (1914-1986) - absolwent tamtejszego gimnazjum, a później seminarium duchownego we Lwowie. Po święceniach kapłańskich w 1938 roku został wikarym w Kamionce Strumiłłowej.

Po wojnie osiadł w Brzegu, gdzie przez 29 lat był dziekanem i położył duże zasługi w restaurowaniu zabytków sakralnych. Odbudował kilkanaście kościołów na Śląsku, w tym jedną z największych świątyń gotyckich - kościół św. Mikołaja w Brzegu. Miał duży autorytet i charyzmę. Jedna z głównych ulic w Brzegu nosi dziś jego imię.

W Brzegu osiedli też rodzice ks. Kazimierza Makarskiego i stryj Antoni - z zawodu kowal. Obecnie potomkowie Makarskich mieszkają we wsi Pępice pod Brzegiem i są spokrewnieni z inną znaną rodziną kresową - Winiarzów z Milatyna, prowadzących Schronisko im. św. Brata Alberta.

Z Brzegiem, a właściwie z Lewinem Brzeskim, gdzie osiadło też wielu kołomyjan, m.in. rodzina Greniuchów, związana jest powojenna biografia Jakuba Tymoczki (1920-1998) - wcześniej pracownika kołomyjskiej elektrowni, w październiku 1941 roku, przy wyjściu z kościoła w Kołomyi, został ujęty w łapance ulicznej. Wysłano go do pracy przymusowej do Niemiec, do zakładów BMW w Monachium.

Udało mu się jednak stamtąd uciec do Włoch, gdzie wstąpił do II Korpusu gen. Władysława Andersa. Miał dobry zawód - był kierowcą, został więc w V Kresowej Dywizji Piechoty kierowcą jej dowódców i z nimi przejechał cały szlak bojowy - od Włoch poprzez Niemcy, Holandię do Anglii. W grudniu 1946 roku wrócił do Polski. Osiadł w Lewinie Brzeskim, podjął pracę w tamtejszych zakładach energetycznych i ożenił się z kołomyjanką, Janiną Zajączkowską. Później przeniósł się do Brzegu.

Jakub Tymoczko był postacią niezwykle malowniczą i dość powszechnie rozpoznawalną. Jego koleżanka z Kołomyi, Danuta Krupska, napisała o nim: Był to wesoły kołomyjski batiar o urodzie Włocha, który godzinami mógł opowiadać o swoich przygodach wojennych śmiesznym bałakiem włosko-żydowsko-kołomyjskim.

Rodzina Sosnowskich

Do Opola rzuciły też losy Danutę Sosnowską-Wołosz (1920-1991) - kołomyjską sportsmenkę, narciarkę, zawodniczkę Klubu Pokucie-Kołomyja, utalentowaną malarkę i poetkę. Była typem "chłopczycy", szalonej w pomysłach.

Jeździła w Kołomyi na motocyklu, czym szokowała, zwłaszcza swoje nauczycielki - zakonnice z Zakładu ss. Urszulanek. Nim trafiła na Śląsk, przeszła gehennę syberyjską oraz szlak wojenny z gen. Władysławem Andersem. W brezentowej kaplicy na pustyni pod Aleksandrią w Egipcie wzięła ślub z plutonowym Zygmuntem Wołoszem. U schyłku życia w jednym z wierszy napisała:

A tęsknota moja biedna
Szarpie mą nieszczęsną duszę,
Nikomu nie jest potrzebna
I nikogo już nie wzruszy.
Czemu człowiek jest skazany
Na tęsknotę przez czas cały
Za tym miejscem ukochanym,
Skąd go losy złe wygnały.

Z emigracji trafiła do Opola, bo tu po wojnie osiedli jej rodzice - Helena z Koreckich i Józef (1885-1955) Sosnowscy oraz jej siostry: Halina (ur. 1921) - ekonomistka, Anna (ur. 1923) - bibliotekarka i Barbara (ur. 1943) - księgarz i pedagog. Sosnowscy wyjechali z Kołomyi w Wigilię 1945 roku ostatnim polskim transportem, który miał dotrzeć do Złotoryi. Ale na dworcu Opole-Wschód Józefa Sosnowskiego poznał jego uczeń Hofman z kołomyjskiej szkoły im. Kopernika i namówił go, aby wysiadł z rodziną, bo stąd będzie bliżej do Kołomyi.

Sosnowscy zamieszkali początkowo w barakach przy ulicy Katowickiej, naprzeciwko Szpitala Wojewódzkiego, a później przenieśli się do Chrząstowic - wsi pod Opolem, gdzie Józef Sosnowski został kierownikiem szkoły i uczył, podobnie jak w Kołomyi, geografii i matematyki.

W Chrząstowicach, gdzie przydzielono im dom, osiadł też i tam zmarł wuj Sosnowskich Tadeusz Gludovics de Szyklossy (nazwisko węgierskie) - kołomyjski, niezwykle dystyngowany prawnik, który do końca życia (zmarł, gdy miał 83 lata) nie wierzył, że nie wróci do Kołomyi. Był ciągle spakowany i gotowy do drogi. Tylko wziąć walizki i iść na dworzec.

Mieszkająca do dziś w Opolu najmłodsza z Sosnowskich, Barbara po mężu Bukład, zgromadziła imponującą kolekcję archiwalnych fotografii rodzinnych (kilkaset): Sosnowskich, Koreckich i Gludovics de Szyklossy i po żmudnych, wieloletnich badaniach rozrysowała drzewo genealogiczne tych rodzin, do sześciu pokoleń wstecz. Jest autentycznym strażnikiem pamięci o kołomyjskich korzeniach swej rodziny.

Z Kołomyją związał się w okresie międzywojennym Jakub Kamiński (1887-1940), wcześniej lekarz pułkowy armii carskiej. Miał w sobie dziwne poczucie bezpieczeństwa. Uważał, że lekarzowi nie grozi żadna agresja i że lekarz zawsze jest potrzebny, zwłaszcza w czasie wojny. Sowieci byli innego zdania. Przyszli po niego do domu, a później zamordowali w Katyniu. Miał dwoje dzieci uczęszczających do kołomyjskich gimnazjów - syna Michała i córkę Zofię.

Mieszkając w Kołomyi, Kamińscy związali się z rodzinami Pleziów i Michalewiczów, które później osiadły głównie w Opolu. Stanisława Plezia-Kamińska, Janina Plezia-Burzyńska, Emilia Plezia-Mazurek (z wykształcenia nauczycielka, świetna łacinniczka i matematyczka), zmarły w Opolu, a ich siostra Maria Plezia-Baumann osiadła w Warszawie. Marian Michalewicz był po wojnie nauczycielem w Technikum Ekonomicznym w Opolu.

Oczywiście nie byłem w stanie przywołać nazwisk wszystkich kołomyjan, którzy po wojnie tworzyli na Śląsku polską rzeczywistość. Ale już tych kilkadziesiąt nazwisk ukazuje znaczenie tych rodzin w historii Śląska, ale także Ziemi Lubuskiej i Pomorza.
Poszukuję wiadomości o kołomyjaninie, znakomitym chirurgu Władysławie Liebharcie (1907-1989) - po wojnie dyrektorze szpitala w Kluczborku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska