Krzysiek walczy z rakiem po raz trzeci

Archiwum prywatne
Zdjęcie sprzed dwóch dni, Krzysiek po wypisie ze szpitala. On się nie podda.
Zdjęcie sprzed dwóch dni, Krzysiek po wypisie ze szpitala. On się nie podda. Archiwum prywatne
Krzysiek Żaczek skończy jutro 34 lata i ma tylko jedno życzenie: niech zdarzy się cud. Cud wyzdrowienia.

Ile trzeba mieć siły, samozaparcia i pozytywnej motywacji, by stoczyć walkę z rakiem po raz pierwszy? Dużo.

Choroba nowotworowa to wielki i nieprzewidywalny przeciwnik. Trzeba go dobrze poznać, oswoić i nauczyć się, jak sobie z nim radzić. Jest to trudne, gdy po drugiej stronie ringu staje młody, niewprawiony w chorowaniu mężczyzna, który do tej pory wpadał w panikę na sam widok igły i strzykawki.

To był 2010 rok. Rak jądra z przerzutami do płuc i wątroby. Dał radę, choć było ciężko. Czas pokazał jednak, że była to tylko potyczka. Prawdziwą bitwę musiał stoczyć dwa lata później. Ostra białaczka. Jedyny ratunek to przeszczep szpiku, na który czekał pół roku, przechodząc w międzyczasie radykalne leczenie cytostatykami. Znowu dał radę.

- Kto, jak nie ja? - pytał Krzysiek Żaczek z Ozimka po zakończonym leczeniu. - Wiedziałem, że się uda, jestem niesamowicie silny psychicznie.

Dziś walczy po raz trzeci. Choroba ustąpiła tylko na pół roku. Wprawdzie przeszczep się przyjął, ale białaczka wróciła. Krzysiek również tym razem nie zamierza się poddać. Od drugiego stycznia znowu jest pacjentem Oddziału Hematologii i Chorób Nowotworowych Krwi Dolnośląskiego Centrum Transplantacji Komórkowych z Krajowym Bankiem Dawców Szpiku. Znowu to samo: chemioterapia i czekanie na drugi przeszczep szpiku kostnego, czyli jedyną szansę na życie.

"Jest mi bardzo ciężko" - to zdanie wypowiada najczęściej, gdy wystarczy mu sił, by wykonać telefon do mamy lub ukochanej żony. Jedno zdanie, czasem dwa. Bywają dni, gdy jest tak słaby, że w ogóle nie dzwoni. Jest bez sił. Nie przeszkadza mu to jednak w stawianiu sobie dalekich celów, snuciu planów. "Pamiętaj, zapraszam Cię na komunię mojego Wojtka, to będzie w przyszłym roku" - powtarza krewnym podczas odwiedzin.

Co dwa dni ktoś umiera

Pobyt Krzyśka w szpitalu to na przemian ubikacja i łóżko. Biegunka, wymioty, odpoczynek. I tak przez 37 dni. Stracił w tym czasie 15 kilogramów i wiele sił. Co dwa dni ktoś umiera.

Koleżanka, też po wznowie, przeżywa nagle załamanie psychiczne i próbuje się rzucić przez okno. Ale Krzysztof się nie daje. On musi żyć, dla Ani i Wojtka. Musi udowodnić lekarzom, że nadaje się do wypisania do domu. Urodziny chce spędzić z najbliższymi.

Przełom nastąpił przedwczoraj. Usłyszał upragnione słowo: wypis. Na dwa tygodnie. Potem wróci na drugą chemię. Za cztery tygodnie na trzecią. Sześć dni później zostanie wykonany przeszczep. Nie wie, jak to będzie, skoro już dziś jest mu tak ciężko.

Po ostatniej chemioterapii stracił słuch na prawe ucho, ale mówi, że to nic wielkiego. "Żebym tylko przeżył, ja muszę żyć, mam dla kogo" - powtarza, gdy spotykamy się już w domu.

- Ja się nie dam chorobie, tylko żebym miał się za co leczyć - wzdycha. - Dojazdy do Wrocławia, nutridrinki i odżywki, leki, to wszystko kosztuje, a my żyjemy z jednej pensji, ja czekam na rentę. Spłacamy kredyt na mieszkanie, ponad 1000 zł miesięcznie. Gdy go braliśmy, byłem silny i zdrowy.

Choroba nowotworowa to wielki ciężar dla całej rodziny. Trzecia odsłona choroby nowotworowej to ciężar do sześcianu. Krzysiek Żaczek jest podopiecznym Fundacji Onkologiczno-Hospicyjnej Samarytanin (www. fundacjasamarytanin.pl), założył konto na Facebooku, za pośrednictwem którego można mu pomagać.

- Przede wszystkim dodać otuchy - mówi Sławek Żaczek, brat Krzyśka. - Najgorszy jest widok jego oczu, w nich widać całą chorobę i ten straszny smutek. Oraz lęk, niepewność i cierpienie.

Bracia są ze sobą bardzo zżyci, dzieli ich tylko rok różnicy, łączy tragedia rodzinna sprzed dwudziestu trzech lat - ciężki wypadek samochodowy najmłodszego z trójki rodzeństwa, Adriana, który jako czteroletni chłopiec wbiegł na jezdnię prosto pod nadjeżdżający samochód. Cudem ocalił życie, ale od tamtej pory nic już nie jest i nie będzie jak dawniej. Adrian jest upośledzony umysłowo, cierpi na padaczkę.

- Nie wiem, dlaczego ja muszę mieć w życiu tak ciężko - ociera łzy pani Grażyna, mama Krzyśka. - Nawet popłakać sobie w domu nie mogę, bo Adrian zbyt mocno przeżywa moje emocje, to w nim wywołuje nieopanowane ataki agresji, on potrzebuje spokoju. Po tym wypadku musiałam zrezygnować z pracy i zająć się synem.

Od dwudziestu lat działam w Stowarzyszeniu Integracja, które pomaga niepełnosprawnym dzieciom. Teraz sama potrzebuję pomocy innych. Każdego dnia modlę się o cud dla mojego syna. Modlę się, by przeżył to leczenie.

Polubownie z chorobą nie wygrasz

Ważne

"Dawca daje szpik, ty możesz dać 1% odpisu i wspólnie z nami ratować życie" - to hasło stowarzyszenia.
KRS 0000202597

- Krzysztof wymaga agresywnego leczenia, bo choroba jest agresywna, polubownie tego nie załatwimy - podkreśla prof. dr hab. n. med. Andrzej Lange, założyciel i dyrektor Dolnośląskiego Centrum Transplantacji Komórkowych z Krajowym Bankiem Dawców Szpiku we Wrocławiu. - Jeśli leczymy Krzysztofa, to znaczy, że widzimy sto procent szans na jego wyleczenie, inaczej zadrżałaby nam ręka.

Jak można pomóc Krzyśkowi? Drogie leki? Cudowne specyfiki? Nie, najważniejsze jest, by pacjent nie stracił wiary w sukces. Tak jak lekarz walczy o pacjenta, tak chory musi walczyć o swoje życie.

- Pacjent musi być przygotowany na to, że czeka go nierówna i niełatwa walka - wyjaśnia prof. Andrzej Lange. - Aby wyszedł z niej obronną ręką, musi być dobrze odżywiony, sprawny fizycznie oraz ufny, że wysiłek, który wspólnie podejmujemy, będzie skuteczny i przyniesie trwałe wyleczenie.

Prof. Andrzej Lange kieruje ośrodkiem we Wrocławiu, który uchodzi za jeden z najlepszych w kraju i Europie, posiada akredytację Narodowego Programu Dawstwa Szpiku, ma certyfikaty uprawniające do przeszczepów międzynarodowych, również akredytację amerykańską. Zespół kierowany przez prof. Langego ma w swoim dorobku szereg pionierskich dokonań w zakresie przeszczepu komórek krwiotwórczych w skali międzynarodowej.

- Przed przeszczepem trzeba zrobić wszystko, by pacjenta jak najlepiej zabezpieczyć przed bakteriami i wirusami, zadbać, aby nie było żadnych ognisk infekcji, pacjent musi mieć także optymalną dietę - wylicza dyrektor DCTK z KBDSz. - Dopiero gdy mamy zabezpieczone te wszystkie elementy, możemy przejść do drugiego etapu, czyli przeszczepu szpiku kostnego, który skutecznie odnowi układ krwiotwórczy uszkodzony przez wznowę choroby.

Każdy przeszczep jest trudny, wiąże się z niepewnością i cierpieniem. Powtórny przeszczep w stosunkowo krótkim czasie jest dla pacjenta podwójnie trudny, ale wcale nie tak rzadki, jak mogłoby się wydawać.

- Wznowa po przeszczepie szpiku dotyka co piątej, szóstej osoby, szczególnie obciążeni są pacjenci, u których białaczka jest odpowiedzią pierwotną na chemioterapię, z trudem poddawała się chemioterapii i charakteryzuje się złowróżbnymi cechami genetycznymi - mówi prof. Andrzej Lange. - Stąd cały nasz wysiłek, by jak najskuteczniej zabezpieczyć pacjenta przed powtórnym zachorowaniem. Leczenie jest tak agresywne, że Krzysztof nie wytrzymałby prawdopodobnie jednego uderzenia, my rozłożyliśmy leczenie na raty, czekają go jeszcze dwie chemioterapie. Najpoważniejsze skutki zastosowanego leczenia odczuje po przeszczepie, w postaci skumulowanej toksyczności, to będzie w moim odczuciu najbardziej krytyczny okres leczenia.

Pacjenci są prowadzeni przez szpitalnych psychologów w taki sposób, by sami dążyli do aktywności, żeby nie zapadali się w sobie, aby czytali prasę, książki, jeździli na stacjonarnym rowerze - to wszystko zapewnia im szpital. Maksimum czynności, które utrzymują pacjenta przy życiu i zdrowiu.

Ale i tak najważniejsza w walce z chorobą jest rodzina. Profil Krzyśka na Facebooku: mało wiadomości, dużo zdjęć. Na każdym Wojtuś albo Wojtuś, Anka i Krzysiek, czyli rodzinka w komplecie. Ośmioletni Wojtek ze swoją drużyną piłkarską. Wojtek ze swoim idolem, piłkarzem, który podobnie jak on pierwsze kroki stawiał w klubie Małapanew Ozimek - Waldkiem Sobotą. Każdą minutę wyrwaną chorobie spędza z Wojtkiem i Anią. To dla nich znosi to straszne cierpienie.

- Pierwszego podania cytostatyków omal nie przypłaciłem życiem, przeleżałem 41 dni w łóżku na tak zwanej "erce", straciłem 20 kilogramów, mój stan był krytyczny - wspomina. - Ciągłe krwotoki z układu pokarmowego i odbytu, biegunki, żółtaczka. Ale dałem radę, drugą i trzecią chemię zniosłem już bardzo dobrze, również przeszczep. Wierzę, że tak będzie i teraz.

"Cierpienia mogą przerodzić się w życie, warunek: trzeba w to wierzyć i działać, nie poddawać się do końca, do zwycięstwa. Przegrana jedna czy dwie bitwy nie świadczą o przegranej wojnie. Tu jest tylko jedna alternatywa, wygrać musi chory" - to fragment wypowiedzi Urszuli Jaworskiej, która sama przeszła przed laty udany przeszczep szpiku i od tamtej pory pomaga innym chorym.

Profesor Andrzej Lange może się poszczycić ponad tysiącem dokonanych przeszczepów szpiku, z pomocy DCTK we Wrocławiu skorzystało wielu Opolan. Nie udałoby się, gdyby nie wysoki profesjonalizm całego zespołu, którym kieruje, znakomite przygotowanie zawodowe i wysoka jakość pracy, jak również pomoc innych - ludzi dobrej woli.

Koszt jednego przeszczepu wynosi około 350 tys. zł, NFZ nie refunduje całej kwoty.
- Dlatego bazujemy na Stowarzyszeniu na rzecz Rozwoju Dawstwa Szpiku i bardzo prosimy o wsparcie w postaci jednego procenta - apeluje prof. Andrzej Lange. - To naprawdę bardzo dobrze wydane pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska