W sądzie można teraz sporo ugrać

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
- Dzięki protezie mogę żyć prawie normalnie - mówi Rafał Gliniorz z Ochódz, który wszedł m.in. na Giewont  (na zdjęciu w niebieskiej koszulce). - Spłacam też swój dług, pomagając innym ofiarom wypadków.
- Dzięki protezie mogę żyć prawie normalnie - mówi Rafał Gliniorz z Ochódz, który wszedł m.in. na Giewont (na zdjęciu w niebieskiej koszulce). - Spłacam też swój dług, pomagając innym ofiarom wypadków. Archiwum prywatne
Ludzie mają coraz większą świadomość prawną, coraz więcej jest też wyspecjalizowanych firm pomagających im bić się o swoje.

Rafałowi Gliniorzowi z Ochódz świat zawalił się 28 kwietnia 2011 roku kilka minut po tym, jak wyjechał motorem z podwórza na przejażdżkę.

Przed Komprachcicami wyprzedzał samochód, w tym momencie jego kierowca również zaczął wykonywać taki manewr i zdmuchnął motocykl z drogi. Pan Rafał miał zmiażdżoną prawą nogę. Lekarze amputowali ją powyżej kolana. Po wypadku i kilku operacjach rozpoczął starania o odszkodowanie za wypadek.

- Zgłosiłem się do towarzystwa, w którym polisę OC miał wykupioną sprawca wypadku, i dostałem 27 tys. zł tytułem zadośćuczynienia - wyjaśnia Rafał Gliniorz. - Uważam, że jak na taki wypadek to zbyt mała kwota.

Pan Rafał wziął więc pełnomocnika, z którym ponownie zwrócił się do ubezpieczyciela. Ten dopłacił 48 tys. z tytułu zadośćuczynienia oraz 86,2 tys. zł zwrotu kosztów zakupu protezy, mimo że jej faktyczny koszt to 179 tys., a refundacja NFZ wyniosła tylko 2,8 tys. W jej zakupie pomogli mu więc przyjaciele oraz Fundacja "Dom". Dzięki nim udało się uzbierać 90 tys. zł.

- A dzięki protezie mogę w miarę normalnie funkcjonować, wychodzić z domu, jeździć samochodem - mówi pan Rafał. - Wspiąłem się nawet na Giewont, pomagam też innym ofiarom wypadków.

To dlatego pan Rafał razem z pełnomocnikiem wystąpili na drogę sądową.
- Kwotę zaoferowaną przez ubezpieczyciela uznaliśmy za rażąco niską i krzywdzącą, a sąd potwierdził naszą rację - mówi Mirosław Mańkiewicz, dyrektor regionalny kancelarii odszkodowawczej, która prowadziła sprawę pana Rafała.

Zasądzone kwoty po prawomocnym wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu wraz z odsetkami kosztowały ubezpieczyciela kolejne 590 tys. zł.

- Czyli zamiast 160 tys. zł wypłaconych pozasądowo, łącznie ubezpieczyciel musiał wypłacić ponad 750 tys. - mówi dyrektor Mańkiewicz.

Na tę kwotę złożyło się m.in. 400 tys. zadośćuczynienia i 176,2 tys. zł kosztów protezy.
- Sąd uznał też, że towarzystwo ubezpieczeniowe nie może wypłacić odszkodowania w mniejszej kwocie tylko z tej przyczyny, że powód wykazał się zapobiegliwością i sam zaczął zbierać pieniądze na zakup protezy, aby zacząć w miarę normalnie funkcjonować.

Ubezpieczyciel zapłacił więc cały koszt nowoczesnej protezy, mimo że długo się od tego uchylał - mówi Mirosław Mańkiewicz. - Dalsze roszczenia uzupełniły m.in. zakup dostosowanego do potrzeb pana Rafała samochodu, koszty opieki oraz inne faktycznie poniesione koszty w związku z wypadkiem.

Jak wynika ze statystyk, do wydziałów cywilnych wpływa coraz więcej spraw o odszkodowania.

- Bo ludzie są coraz bardziej świadomi swoich praw, widzą też, że inne osoby wygrywają znaczne odszkodwania, więc jest szansa na ugranie czegoś więcej dla siebie, na rynku pojawia się też coraz więcej kancelarii specjalizujących się w sprawach odszkodowawczych, stąd coraz większa liczba pozwów - mówi Waldemar Krawczyk z Sądu Okregowego w Opolu.

A sądy coraz częściej zasądzają ofiarom wypadków spore kwoty, ale trzeba o nie walczyć.
- Firmy ubezpieczeniowe nie są skore do wypłaty wysokich zadośćuczynień czy odszkodowań - mówi Krzysztof Szramiak, jeden z opolskich agentów ubezpieczeniowych. - Taki jest ich model biznesowy i nie ma się co dziwić. Dla ubezpieczyciela liczy się zysk, a im mniejsze wypłaty, tym jest on większy.

Towarzystwa liczą też na to, że ludzie nie pójdą do sądu, bo boją się procesów, tego, że trwają one długo, i myślą, że są na straconej pozycji. Fakty są natomiast takie, że jeśli taka sprawa trafia do sądu, najczęściej kończy się zasądzeniem kwoty większej, niż oferują ubezpieczyciele.

Potwierdza to m.in. raport Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, dotyczący 180 spraw sądowych, gdzie rozpatrywano kwestie wysokości zadośćuczynienia. W każdym z tych przypadków górą były osoby pozywające firmy ubezpieczeniowe.

O zadośćuczynienie z polisy OC sprawcy wypadku mogą starać się też bliscy zabitych w takich wypadkach. W ubiegłym roku Sąd Okręgowy w Opolu przyznał (nieprawomocnie) matce 20-latka, który tragicznie zginął pod Kluczborkiem 300 tys. zł. Towarzystwo, w którym sprawca wypadku miał polisę OC, wypłaciło jej najpierw 40 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy oraz 7 tys. zł kosztów pogrzebu.

Ubezpieczyciel odmówił jednak wypłaty pieniędzy z tytułu znacznego pogorszenia sytuacji finansowej matki, spowodowanego śmiercią syna (chłopak miał rentę po zmarłym ojcu i prawie wszystkie pieniądze oddawał mamie na utrzymanie domu). Sąd nie miał jednak wątpliwości, że ubezpieczyciel zapłacił matce za mało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska