Krupowie mieszkali w Topolnicy, małej wsi położonej około 10 kilometrów od Pułtuska. Na kolonii, z dala od wszystkich. Istne odludzie, koło stu metrów od ich domu było tylko jedno gospodarstwo i nieopodal opuszczony młyn.
Jan był już w słusznym wieku, 84 lata, żonę miał sporo młodszą, 55-letnią. To było jego drugie małżeństwo, dzieci nie mieli. Jan miał syna z pierwszego małżeństwa, mieszkał w Koszalinie, z ojcem i macochą utrzymywał bardzo rzadkie kontakty. Krupowie we wsi uchodzili za bogatych, ziemi już nie uprawiali, oboje mieli renty, Krupowa dorabiała jeszcze w Cepelii.
Od ludzi stronili, z nikim we wsi, poza najbliższym sąsiadem, raczej kontaktów nie utrzymywali. I do domu nikogo nie wpuszczali, co pewnie jeszcze bardziej potęgowało wiejskie legendy o ich bogactwie. Jak się raz chłopu z tej samej wsi samochód koło Krupów zakopał i poszedł do nich po pomoc, to stary Krupa jedynie przez okno mu powiedział gdzie jest łopata. Do domu nie wpuścił.
Tym bardziej dziwi ich znajomość z Ryśkiem i Hanką. A zaczęło się pewnego dnia, kiedy Hanka zapukała do ich domu z prośbą o pomoc. Miała na sobie podartą sukienkę, którą niby zniszczyła w pobliskim lesie, szukając grzybów. Młoda kobieta wzbudziła widać zaufanie, bo Krupowie do domu ją wpuścili, znalazły się nici i igła, żeby odzież zszyć. Z Hanką był wtedy i Rysiek - jak się później okazało, nie szukali grzybów, tylko przyszli na rekonesans, przekonać się czy historię o bogactwie mieszkających na odludziu Krupów nie są przesadzone.
Potem jeszcze kilka razy Rysiek Krupów odwiedzał, można powiedzieć, że się z nimi dobrze zaznajomił. Połączyły ich interesy. Ich przyszły zabójca, pracując dorywczo o rolników, ukradł czasem paszę dla kur. Sprzedawał ją potem Krupom - za pieniądze albo za wódkę, którą zawsze mieli w domu.
21 grudnia Rysiek z Hanką byli w Pułtusku. Od tygodnia w Polsce panowały obostrzenia związane ze stanem wojennym. Podróżować nie było łatwo, wszędzie patrole milicji i wojska, bez przepustek i dokumentów pozwalających na powód trzeba się było liczyć z zatrzymaniem. Do tego mróz i żadnych perspektyw pracy.
Rysiek postanowił, że czas już coś zrobić. Wysłał Hankę do Legionowa, do ludzi u których kiedyś pracowali. Sam ruszył w stronę Topolnicy. PKS nie kursował, bo drogę zawiało. Może to i lepiej, po co ma go ktoś widzieć, poszedł piechotą tych 11 kilometrów…
Stary Krupa wpuścił Ryśka do domu. Potem wszystko potoczyło się szybko. Kiedy przeszli do kuchni Rysiek złapał za stojącą w rogu siekierę. Długo nie trwało, ciosy były mocne i celne, starszy człowiek padł bez życia na podłogę. Nie wiadomo czy jego żona zdążyła się obudzić, z łóżka w każdym razie nie wstała. Leżącej kobiecie Rysiek zadał kilka ciosów w głowę. Krew bryznęła na ścianę i sufit. Po wszystkim Rysiek zaczął szukać skarbów, które Krupowie mieli mieć w domu.
Nazwiska w tekście zostały zmienione
Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu Tygodnika Ostrołęckiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?