Mika życiu się nie dawała

Redakcja
Mieczysława Kwolek-Pawełczak
Mieczysława Kwolek-Pawełczak Paweł Stauffer
- Taka już jest, że wali prawdę między oczy. Bezkompromisowa, przed nikim kolan nie ugina. mówili przyjaciele o Mieczysławie Kwolek-Pawełczak. W niedzielę Mika "się dała". Odeszła.

- A kogo ja się mam bać? Tylko Pana Boga - odpowiada Mika. - Każdą złotówkę dla uzależnionych muszę wyżebrać, to niby komu ja mam czapkować?

Od 2004 roku przez cztery lata, na swoje Stowarzyszenie na Rzecz Ludzi Uzależnionych "To człowiek" nie dostała od urzędników ani grosza. - W opolskim ratuszu dali mi za to plik ulotek dla bezdomnych i uzależnionych, gdzie można szukać w Opolu pomocy, ale podali tam tylko e-maila, bez adresu i bez telefonu - dziwi się Mika. - Trzeba być głąbem, żeby przeoczyć, że bezdomny nie ma dostępu do komputera! Ale jeszcze większym, żeby za wydrukowanie czegoś podobnego zapłacić!

Mika - tak nazwał ją brat, kiedy byli mali. Potem, w studium nauczycielskim, nikt już nie pamiętał jej prawdziwego imienia.

Siedziba stowarzyszenia przy Ozimskiej w Opolu: - No wejdź, Mateuszku, co się stało? - zza biurka łagodnie zachęca Mika, jakby nie ta sama: zniknęła gdzieś szorstkość w głosie. W koczku srebrzą się nitki, okulary zsunięte na koniec nosa dodają jej ciepła.

- Dostałem wezwanie na policję, czego chcą ode mnie po dwóch latach? - mówi przestraszony chłopak. Mateusz w swoim niedługim życiu zdążył już dotknąć dna. Ciąży na nim wyrok za posiadanie amfetaminy i marihuany, ale zaczął się leczyć, to wyrok zawieszono. Teraz wychodzi na prostą - pracuje i wrócił do szkoły.

Przez chwilę Mika się zastanawia. - Nie martw się, nie pójdziesz tam sam. Dzwonię do naszego mecenasa... - wciska numer w komórce, rozmawia. - No, termin ustalony.
Pójdzie jeszcze bulterier - zwraca się jeszcze do Mateusza. Ten zaczyna już się uśmiechać, bo wie, że Mika tak mówi o sobie, kiedy coś dla nich załatwia.

Mateusz wychodzi, cisza panuje jednak tylko przez moment. Na terapię zaczyna się schodzić tak zwana grupa wstępna.

- No, panowie i szlachta, czas zajmować miejsca - zwraca się do chłopców w różnym wieku. Za chwilę dołączy do nich Maria, psycholog.

Tutaj niczego nie udajemy

Dzwoni komórka, Mika patrzy na wyświetlający się numer.

- Nie odbiorę już od tego dziada żadnego telefonu - mruczy pod nosem. - Jak się napije, to do mnie wydzwania, obrzuca mnie wyzwiskami.

Kilka tygodni temu umieściła jego 15-letnią córkę w ośrodku zamkniętym dla narkomanów, ale dziewczyna zwiała w piżamie. Udało się natomiast pomóc Ewie, jego żonie, wcześniej gwałconej i bitej za każdym razem, kiedy przychodził pijany.

Kolejny telefon. - Cieszę się, Natalka, a mocna trójka to świetna ocena - zwraca się do kogoś przez telefon.

- Wyszła na prostą, zaczęła studia, a kilka razy przerywała leczenie - opowiada o dziewczynie z telefonu.

Przez próg nieśmiało spogląda para młodych ludzi, dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży. - Kurator mi powiedział, że tutaj znajdę pomoc - mówi chłopak.

Znikają za drzwiami u psychologa, po chwili Mika wchodzi za nimi. Zza drzwi dobiega jej donośny głos. - Jak masz iść do więzienia, to zaczynasz się leczyć - Mika wątpi w szczere chęci chłopaka. - Krzysztof, tutaj niczego nie udajemy! Ty się naprawdę chcesz leczyć, a my naprawdę pomagamy, bo innej możliwości nie ma…

Potem słychać już tylko Krzyśka: - Wąchałem kleje od 12. roku życia, potem brałem już wszystko. A jak do tego napiłem się wódy, to mi palma odbijała, nawet pobiłem kiedyś swoją dziewczynę, bo myślałem, że mnie zdradza…

Krzysztof zaczyna mówić jeszcze ciszej: - Wychowałem się bez ojca, z matką chorą na schizofrenię...

- On słyszy ciągle jakieś głosy - dodaje jego dziewczyna.
- Przynieś nam wszystkie zaświadczenia, gdzie się leczyłeś psychiatrycznie - mówi Mika. - Zobaczymy, co da się zrobić.

Młoda para wychodzi, Mika przeciera ręką czoło. - Trafił do aresztu, a dzieciaka trzeba leczyć - mówi już sama do siebie. Zerka na zegarek. - Dzisiaj w stowarzyszeniu była już od dziewiątej.

- Ale w sobotę i w niedzielę zobaczę się z wnuczką - cieszy się na weekend. Spacer z wnuczką to dla Miki nagroda za cały tydzień pracy. - W sobotę stoję jeszcze przy garach, ale ja lubię gotować - dodaje. - Gotuję dla siebie, ale też dla młodych, kilka rodzajów zup, gołąbki, żeby w tygodniu tylko sięgnąć do zamrażalnika.

Kochaj albo przeklnij

Dorota Ziółkowska zaczęła Mice pomagać jako studentka resocjalizacji, jeszcze w ośrodka dla narkomanów i ich rodziców "Powrót z U" przy ul. Armii Krajowej w Opolu. Teraz pracuje w sądzie.

- Na początku to się Miki trochę bałam - zdradza Dorota. - Zawsze wobec personelu była bardzo konkretna i wymagająca, ale w pierwszej kolejności od siebie wymagała. Wtedy to nawet myślałam, że jest obcesowa.

Aż kiedyś, przed świętami Bożego Narodzenia, zobaczyła, jak Mika pakuje paczkę komuś do więzienia. - Za swoje pieniądze kupiła narkomanowi buty i kosmetyki, widziałam, ile energii wkładała w jej pakowanie - opowiada Dorota. - Narkoman wielokrotnie przerywał leczenie, rodzina miała go dość, tylko Mika z niego nie rezygnowała.

Kiedyś ci, którzy pomagali innym wychodzić z nałogu, często sami byli po podobnych przejściach. Dorota, tak jak wielu obecnych wolontariuszy, nie miała takich doświadczeń.
Podobnie Adam Sudoł z Politechniki Opolskiej, właściciel dobrze prosperującej firmy. Jeździ nowym modelem mercedesa. Jeszcze do niedawna był w zarządzie stowarzyszenia, teraz skoncentrował się na doktoracie. Na temat narkotyków wiedział niemal wszystko - od rodziców chemików. Dopiero w stowarzyszeniu zobaczył, jak substancje chemiczne degradują życie.

- Młodzi powinni się od niej uczyć determinacji i uporu w osiąganiu wyznaczonego celu - dodaje Adam. - Teraz pisze setki pism do sądu penitencjarnego o zawieszenie wyroku tym, którzy się u nas leczą. Bywa, że pomoże z matematyki i fizyki tym, którzy powracają do szkoły. Jest też administratorem strony internetowej stowarzyszenia.

Stowarzyszenie zajmuje się nie tylko narkomanami. Uzależnień jest wiele. - Widzę po moich studentach, co się dzieje, kiedy komputer przestaje być narzędziem, a zaczyna dominować w życiu - opowiada. - Trafił kiedyś do nas chłopiec, któremu rzeczywistość pomieszała się z grą komputerową. Przebił sobie nożem brzuch, wierząc, że dostanie drugie życie.

Każdy ma jakieś rachunki

Do konkursu nto "Złota Baba" w 2000 roku zgłosił Mikę były pacjent. Napisał, że podarowała mu drugie życie. Po "Złotej Babie" nawet skórzany fotel nie został, który Mika dostała w nagrodę.

- Wszystko na aukcji zlicytowałam, uzbierało się 6 tysięcy złotych - tłumaczy Mika. - Trochę uskładałam, za to zrobiłam remont pomieszczenia "Powrót z U" przy ulicy Armii Krajowej.

Jednak Mika niechętnie powraca do tego okresu, wtedy tyle nieprawdziwych zarzutów padło pod jej adresem. O malwersacje, nieudolność, prywatę.

- Nie mam do nikogo żalu, bo ludzie tak naprawdę nie wiedzieli, o co chodziło - opowiada. - Mieli jakieś szczątkowe informacje.

"Powrót z U" był stowarzyszeniem z "czapą" w Warszawie, gdzie odprowadzano niemal wszystkie pieniądze. - Wystarczało na gołą wypłatę dla mnie, o resztę, czyli o ubezpieczenie, to miałam się już sama starać - wspomina Mika. - No i prawie całe utrzymanie opolskiego oddziału spoczęło na moich barkach. Tylko że nie miałam go z czego utrzymywać, więc uznali, że nadwerężyłam ich zaufanie.

Były kontrole, dochodzenie, a na końcu oczyszczono ją ze wszystkich zarzutów. Ale nie została w "Powrocie z U". Na znak protestu ona i inni przeszli do nowego stowarzyszenia.
Kiedy na siedzibę stowarzyszenia zajmowali oficynę przy ul. Ozimskiej, przez dach widać było gwiazdy. Ale wokół było tylu życzliwych ludzi, nikt nie miał pretensji, że "wprowadzą się narkomani". Zaszedł do nich Marcin, właściciel znanej opolskiej firmy budowlanej, porozglądał się dookoła i powiedział, że zrobi ten remont.

- Widać, że szczęście mi sprzyja - cieszy się Mika.

W zarządzie Stowarzyszenia na Rzecz Ludzi Uzależnionych "To człowiek" znaleźli się sędziowie, biznesmeni, ludzie nauki.

- To nie są rodzice uzależnionych dzieci - podkreśla Mika. - Oni ofiarowują swój czas. Jaką mają motywację? Każdy ma swoją, nie trzeba pytać.
O swojej też nie chce rozmawiać. - Każdy ma jakieś rachunki do wyrównania - mówi.

Tekst miał premierę w nto 8.02.2008 r.

* * *
Przed paroma tygodniami spotkałam panią Mikę, była wyjątkowo wyciszona. Zapraszała na kawę, "tam, jak zwykle przy Ozimskiej". Miałyśmy rozmawiać o zagrożonych uzależnieniami środowiskach. Kiedyś podsłuchiwałam, jak rozmawiała z narkomanem. Wtedy zobaczyłam ten ogrom najlepszych emocji, którymi obdzielała tych, którzy dla reszty świata byli zdegradowanymi narkomanami. Kiedy wyszedł, jeszcze długo wzdychała: "Jak oni mogli to chore dziecko zamknąć w więzieniu?!". Wrażliwa, wspaniała kobieta, nie każdemu się udało poznać tę jej stronę. Pani Miko, przepraszam, że nie zdążyłam wpaść na długo zapowiadaną kawę, ale w pamięci mojej zostaną nawet te krótkie spotkania, z których można było tyle czerpać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska