Skażenie potoku Sucha. W Strzelcach Opolskich ruszył proces

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Obrońca Przemysława C. domagał się utajnienia procesu. Ale sąd się na to nie zgodził.
Obrońca Przemysława C. domagał się utajnienia procesu. Ale sąd się na to nie zgodził. Radosław Dimitrow
Przed Sądem Rejonowym w Strzelcach Opolskich ruszył proces w głośnej sprawie zatrucia potoku Sucha. Przemysław C. - kierownik działu płyt pilśniowych w Kronospanie - czuje się niewinny.

Sprawa trafiła na wokandę po blisko dwóch i pół roku od skażenia Suchej. Przypomnijmy. W listopadzie 2011 roku doszło do skażenia potoku, który płynie od Strzelec Opolskich w kierunku Rozmierki i Izbicka. W wodzie pływały setki śniętych ryb, a na brzegach ludzie zauważyli osad z lepkiej substancji o zapachu i konsystencji żywicy. Woda z potoku zatruła także stawy hodowlane.

W związku z tym strzelecka prokuratura postawiła zarzuty dwóm pracownikom Kronospanu: Przemysławowi C. - kierownikowi działu płyt pilśniowych oraz Krzysztofowi K. - szeregowemu pracownikowi. Zdaniem prokuratury dopuścili oni do wlania ok. 8 tys. litrów przemysłowych ścieków do studzienki, która na terenie fabryki przewidziana jest do łapania deszczówki.

Stało się to po tym, jak w zakładzie, który produkuje panele podłogowe i płyty wiórowe, doszło do awarii oczyszczalni. Krzysztof K. przyznał się do winy, opowiedział ze szczegółami, jak wyglądał proceder pozbywania się odpadów. Dobrowolnie poddał się karze. Przemysław C. nie przyznaje się natomiast do winy.

Na pierwszej rozprawie obrońca Przemysława C. domagał się utajnienia procesu, by dziennikarze i osoby z zewnątrz nie mogły być na rozprawie. Wnioskował także o zakaz fotografowania na sali sądowej. Sąd nie wyraził jednak na to zgody i ze względu na ważny interes społeczny zezwolił rejestrować przebieg procesu.

Na rozprawie Przemysław C. opowiedział, na czym polega jego praca. Stwierdził, że feralnego dnia, gdy doszło do skażenia potoku nie było go w pracy.

- Nie miałem żadnych informacji o jakichkolwiek kłopotach w pracy oczyszczalni - tłumaczy przed sądem.

Przemysław C. wyjaśniał, że w trakcie kontroli zakładu już po skażeniu sugerował inspektorom, by zbadali także inne źródła wody, które wpływają do potoku. Jego zdaniem nawet gdyby do potoku zostało wpuszczonych 8 tys. litrów toksycznych ścieków, to jest niemożliwe, by doszło do skażenia 10 kilometrów dalej. Przemysław C. nie chciał jednak odpowiadać na pytania prokuratora.

- Zarzucany oskarżonemu czyn jest zagrożony karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8 lat - tłumaczy Henryk Wilusz, prokurator rejonowy. - Sąd może ponadto zasądzić, by oskarżony wypłacił nawiązkę w wysokości do 100 tys. złotych na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.

Teraz sąd będzie wzywał na rozprawy świadków. Jest ich kilkudziesięciu, więc wyrok zapadnie najwcześniej za kilka miesięcy.

W sprawie zatrucia rzeki prokuratura nie mogła pociągnąć do odpowiedzialności samego zakładu, bo zgodnie z polskimi przepisami, za jego funkcjonowanie odpowiadają konkretni ludzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska