Sprawa bankowców z Namysłowa przedawniła się

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Sąd Okręgowy w Opolu umorzył sprawę bankowców z Namysłowa.
Sąd Okręgowy w Opolu umorzył sprawę bankowców z Namysłowa. Archiwum
Bankowcy z Namysłowa złożyli fałszywe zeznania. Potwierdził to we wtorek Sąd Okręgowy w Opolu. Sprawę musiał jednak umorzyć, bo przestępstwo popełnili ponad 10 lat temu.

Umorzenie nie jest niespodzianką - o takiej możliwości pisaliśmy już w lutym. We wtorek stało się faktem.

Czytaj**Sprawę bankowców z Namysłowa od przedawnienia będą dzielić dni**

- Ustalenia poczynione przez Sąd Rejonowy w Kluczborku nie budzą wątpliwości, oskarżeni składali fałszywe zeznania - mówi sędzia Waldemar Krawczyk z Sądu Okręgowego w Opolu. - Postępowanie karne zostało jednak umorzone ze względu na przedawnienie karalności czynu.

W takich sprawach przestępstwo przedawnia się po 10 latach. Jak to możliwe, że w tym czasie nie udało się doprowadzić do prawomocnego wyroku?

Czterej zamieszani w sprawę mężczyźni - trzej członkowie władz banku spółdzielczego w Namysłowie i miejscowy biznesmen - zeznawali przed sądem jako świadkowie na początku 2004 roku. Ich zeznania o mało nie pogrążyły przedsiębiorcy Aleksandra
Raduchowskiego. Uratował go kluczowy dla sprawy świadek - pracownik banku, a także dokument z podpisem członka zarządu banku, którego treść przeczyła wersji czwórki świadków oskarżenia.

Sprawa zakończyła się więc uniewinnieniem, a na początku 2005 roku kluczborski sędzia w uzasadnieniu do wyroku napisał, że zeznaniami całej czwórki powinna zająć się prokuratura.

Zajęła się, choć sporządzenie aktu oskarżenia zajęło prawie dwa lata. Na wokandę kluczborskiego sądu sprawa trafiła dopiero pod koniec 2007 roku. I wtedy pierwsze skrzypce zaczęli grać oskarżeni oraz ich adwokaci.

Najpierw bankowcy nie pojawiali się w sądzie, dostarczając zwolnienia lekarskie. Gdy po kilku miesiącach na sali była już cała czwórka, okazało się, że niektórzy oskarżeni mają nowych adwokatów, a ci dopiero będą zapoznawać się ze sprawą.

Kolejnym powodem do odwleczenia sprawy były składane wnioski: o wyłączenie prowadzącej sędzi, a po odrzuceniu tego wniosku przez prezesa sądu - o wyłączenie wszystkich sędziów z Kluczborka.

Akt oskarżenia udało się odczytać... po dwóch latach. Odtąd rozprawy odbywały się w miarę regularnie, do czasu, gdy sędzia prowadząca sprawę zaszła w ciążę i poszła najpierw na chorobowe, potem na urlop macierzyński, wreszcie na wychowawczy.

- Przez 16 miesięcy nie było żadnej rozprawy! - denerwował się Raduchowski, który występował w roli oskarżyciela posiłkowego.

Jego interwencje przyniosły skutek, bo wyznaczona w 2010 roku nowa sędzia poprowadziła sprawę bardzo sprawnie. Ale straconego czasu nie udało się nadrobić, bo proces trzeba było prowadzić od samego początku.

Wyrok skazujący trzech bankowców i biznesmena na kary więzienia w zawieszeniu zapadł dopiero rok temu w kwietniu.

Potem trzeba było jeszcze poczekać na uzasadnienie, po którym adwokaci złożyli odwołanie i wreszcie na termin rozprawy apelacyjnej.

Gdyby odbyła się zgodnie z planem - w lutym - być może udałoby się uniknąć przedawnienia. Ale dwóch oskarżonych, którzy chcieli wziąć udział w rozprawie, dostarczyło potwierdzone zwolnienia lekarskie.

- Nie mieliśmy też wszystkich zwrotek z poczty potwierdzających prawidłowe doręczenie zawiadomień - dodaje sędzia Krawczyk.

- Mimo że uniknęli kary, to jestem zadowolony, bo sędzia potwierdził w uzasadnieniu wyrok sądu I instancji - mówi Raduchowski. - I mimo wszystko uważam, że warto jednak dochodzić sprawiedliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska