Uchyla się wieko ulicznej skrzyni z akcji "zima" i żwawo wyskakuje z niej... Batman. Mina przechodzącego obok starszego pana - bezcenna. Czarna postać znika za rogiem.
Za chwilę pojawia się w szkole, siada w ławce, ale musi odebrać telefon. Jakieś pilne wezwanie. Batman wyskakuje przez okno. Biegnie Ozimską, pokonuje skrzyżowanie, skręca w Horoszkiewicza. Za moment "wypycha" z przystanku autobus komunikacji miejskiej.
W kolejnym ujęciu widać go na Piastowskiej, gdzie wlepia mandat za niewłaściwe parkowanie strażnikom miejskim. Po chwili usłużnie podnosi szlaban wjeżdżającym do komendy wojewódzkiej policjantom. A za moment jest już na dachu Solarisa, skąd czujnie obserwuje miasto.
Fotografuje się przy wejściu do opolskiego ratusza. "Batman przybywa z Gotham City wprost do Opola, by walczyć ze złem i pomagać ludziom. Panie prezydencie, przejmuję kontrolę nad miastem!" - oznajmia na Facebooku.
- To był pierwszy film, który odniósł większy sukces - mówi jego bohater, Michał Kujawa. - Warszawa ma Supermana i Spidermana, a Opole ma swego Batmana.
Batman na co dzień jest licealistą - "który chce wprowadzić trochę polotu i finezji w tym mieście" - pisze na swoim profilu. Zafascynowany żartami ulicznymi, które przyszły do nas z Zachodu - filmowanymi i wrzucanymi do sieci - postanowił robić "coś śmiesznego" w Opolu.
Zaczęło się od "Śpiocha"
Michał w piżamie rozkładał się ze śpiworem i poduszką w różnych punktach miasta. Spał na rondzie na placu Wolności, na dworcu, na ulicy Krakowskiej i w ulubionej przez niego - galerii handlowej "Solaris".
Tam wzbudził największe emocje. Ekspedientka z jednego ze sklepów zawiadomiła ochronę, a ta wyniosła śpiącego i wezwała policję.
"Teraz już wiecie, dlaczego miałem dziś podwózkę do szkoły radiowozem" - wyjaśniał internautom Michał. "Dziś także już chyba setny raz słyszałem słowa: »ma pan zakaz wstępu do galerii!«. No cóż. Niedługo zakupy będę musiał robić w osiedlowych sklepikach" - komentował jakiś czas później.
- Zawsze byłem dosyć odważny. W podstawówce zakładaliśmy się z chłopakami i z reguły to ja wygrywałem te zakłady. Nie było takiej rzeczy, której bym nie zrobił - wspomina.
Przystanek autobusowy na Sosnkowskiego. Michał opuszcza spodnie, rozsiada się na koszu na śmieci z gazetą w rękach. Obok kładzie rolkę papieru toaletowego. Na przystanku stoi kilka osób. Rzucają ukradkowe spojrzenia, ale nikt nie reaguje.
- Dziwne. Myślałem, że nawet jeśli nikt nie zaprotestuje, to przynajmniej podejdzie zapytać czy wszystko ze mną w porządku, a tu nic - Michał jest nieco rozczarowany.
Ten dowcip to autosprawdzian. - Chciałem udowodnić sobie, że wciąż jestem w dobrej formie. No i pokazałem, że dla mnie to nie problem - mówi.
Moda na pranki
Michał najczęściej wymyśla własne żarty, ale w tym przypadku wzorował się na Remi Gaillardzie. 24-letni Francuz, gdy stracił pracę w sklepie obuwniczym, z nudów zaczął tworzyć dowcipne filmiki.
W 2002 roku przebrał się za piłkarza zespołu Lorient, który właśnie zdobył Puchar Francji. Razem z zawodnikami świętował sukces - odebrał nawet gratulacje od prezydenta Francji - rozdawał autografy, udzielał wywiadów dziennikarzom sportowym. Potem pojawiał się na innych wydarzeniach sportowych, teleturniejach i zjazdach polityków, bez trudu przedostając się przez wszelkie zabezpieczenia. Jego życiowe motto brzmi: Robiąc cokolwiek, stajesz się kimkolwiek.
Gaillard to jeden z pierwszych pranksterów. Prank oznacza żart, psikus, wybryk i pochodzi od "practical joke", czyli żartów robionych komuś. W Anglii to samo robił Joly, w Walii - Dirty Sanchez, a w Stanach grupa Jackass. Obecnie mają oni setki naśladowców, którzy każdego dnia wrzucają na YouTube nowe filmiki ze swymi wyczynami. W Polsce najbardziej znany jest S.A.Wardęga.
- Nie chcę być porównywany do innych. Chcę być sobą. Nie "opolski Wardęga", jak mnie czasem nazywają, ale Michał Kujawa z Opola - mówi licealista.
Twierdzi, że nie zależy mu na popularności. Po prostu chce bawić ludzi. Ale kiedy pomysły są udane, popularność sama rośnie. Tak było z "Testem uczciwości".
Michał krążył po ulicach, niby przypadkiem upuszczając portfel. Na kilkadziesiąt sfilmowanych prób, tylko w jednej portfel ostatecznie zmienił właściciela. Film miał 400 tysięcy wyświetleń i z tego tylko 50 tysięcy w Polsce.
Największe zainteresowanie wzbudził we Francji, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, a także w Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe, posłużył do dziennikarskich rozważań na temat stereotypu Polaka, który z uczciwością w świecie się raczej nie kojarzy. Do Michała odezwali się dziennikarze z Norwegii i USA. Ukazało się kilka artykułów.
Sprayem po murze
Ulica Żeromskiego, parking pod bankiem. Do radiowozu podchodzi starszy człowiek i wskazuje funkcjonariuszom coś, co dzieje się za ich plecami. Kilkanaście metrów dalej szczupły chłopak w szarej bluzie z kapturem "maluje" sprayem po murze. Zażywna policjantka dopada chłopaka w kilku susach, chwyta mocno za ramię, stanowczo prowadzi do samochodu.
Ulica Piastowska, pod urzędem wojewódzkim. Ten sam grafficiarz. Przy chodniku gwałtownie hamuje radiowóz. - Eeee, Bóg cię opuścił? Musisz malować? Chodź tutaj! - władza przywołuje młodego obywatela do porządku.
Ulica Mozarta, murek otaczający skwerek między filharmonią a biblioteką. Chłopak w kapturze psika na zabytkowe płyty. Nadjeżdża policyjna buda. Po hamulcach. Wsteczny.
- A co ty tu robisz? - Staram się to usunąć - chłopak pokazuje bohomaz. - Na pewno? - pyta niepewnie młody policjant. - No tak, niech pan spróbuje. To jest sprężone powietrze. - No dobra, ale na kostkę - mówi ostrożnie funkcjonariusz wskazując na bruk.
Filmik z wkręcaniem opolskich policjantów bije rekordy popularności. Ma już ponad pół miliona odsłon. - Sam czasem lubię go oglądać i wciąż mnie śmieszy. Ludzie też lubią żarty z policją - mówi Michał.
Z policją, a nie z policji - podkreśla. - Sprawdzam ich czujność. Graffiti to paskudztwo, które szpeci nasze miasta. Trzeba z tym walczyć. Nasza policja spisuje się na medal.
Zdaje też egzamin z poczucia humoru. Ponownie ulica Mozarta, ale innego dnia. To samo miejsce, znowu hamujący na widok grafficiarza radiowóz. Napięcie jak w dobrym kryminale i nagle z radiowozu słychać: "Panie Kujawa, dzień dobry. Pan znowu w balona próbował lecieć?".
Jeszcze jedna scenka w tym samym miejscu, tym razem późnym wieczorem. I najlepszy dialog:
- Batmana maskę gdzie pan masz?
- O, pan widzę kojarzy mnie.
- Mamy dostęp do internetu - wyjaśnia głos z radiowozu. - Zalajkowaliśmy tę maskę - dodaje drugi głos. - Jest pan już znany i lubiany. Lajkowany znaczy - reflektuje się policjant, jakby sobie uświadomił, że jego szefowie też mają dostęp do internetu i być może zastanowi ich sympatia dla młodego prowokatora.
- Niestety coraz częściej mnie poznają. Niektórzy już nawet nie reagują. I to mnie martwi - przyznaje Michał. - Opole to jednak małe miasto. Chciałbym, żeby więcej było takich reakcji, jak ta w wykonaniu energicznej pani policjantki. Niewiele brakowało, a powaliłaby mnie na glebę.
Kiedy Michał już jej wyjaśnił, że wbrew pozorom nie ma w rękach pojemnika z farbą, mundurowa sama zaczęła sprayować po murze. O formalnościach jednak nie zapomniała. - Chciałabym wiedzieć, z kim mam przyjemność, bo pan ma przyjemność z sierżant...
"Spoko policjanci. Oby więcej takich funkcjonariuszy" - komentuje na necie Sebastian.
Barwna postać
Tak mówią o Michale na komendzie wojewódzkiej, ale nieoficjalnie. Oficjalnie: "Jesteśmy od tego, żeby reagować na wszelkiego typu zachowania, które mogą być niezgodne z prawem, a nasze działania opierają się na sprawdzeniu, czy do tego doszło czy nie. Jeśli tak, to wyciągamy konsekwencje, a jeśli nie, to kończymy interwencję".
Pytań o to, czy żartowniś: wkurza, drażni, irytuje, bawi, śmieszy (niepotrzebne skreślić), policja oficjalnie nie rozumie, bo nie jest od wymienionych wyżej czynności.
Interwencja na placu Daszyńskiego. Krzywo zaparkowany radiowóz pod gmachem sądu. Ze środka słychać rozmowę.
Policjant: - Panie Michale, w związku z tym, że przed chwilą twierdził pan, że ma przy sobie narkotyki...
- Nie, no co pan. To jakieś nieporozumienie - protestuje Michał. - Chodzi o zioła. Prowansalskie. Zabrakło mi do obiadu.
Chwila konsternacji.
Policjant: - I tak bym prosił, żeby pan wyjął wszystkie przedmioty z kieszeni.
- Spisywali mnie... Nie jestem w stanie policzyć. A ile razy "blue taxi" odwozili pod sam dom! - śmieje się.
Jajcarz, żartowniś, prankster. Michałowi odpowiada każde z tych określeń. Jedyny taki w rodzinie. Dwaj bracia - jak sam mówi - są zrównoważeni. Tylko on ciągle robi numery. Na przykład wyskakuje zza drzwi dziwnie przebrany, aż wracającej z pracy mamie lecą torby z rąk. Rodzice nie chcą dla prasy komentować jego wyczynów.
- Różnica pokoleń robi swoje. Oni nie bardzo rozumieją, że to moje hobby. Jedni biegają, inni wędkują, a ja robię żarty na mieście. Coraz bardziej pracuję nad walorami artystycznymi filmików, montażem, muzyką - mówi chłopak.
W podstawówce jeszcze miał świadectwo z paskiem i wzorowe zachowanie. Stopnie wciąż ma dobre, gorzej z zachowaniem. Dyrektorowi swojej szkoły jako Batman zostawił za wycieraczką upomnienie z powodu parkowania w niewłaściwym miejscu. "Bo sprawiedliwość musi być". To jeszcze uszło. Ale potem wyciął taki numer... Nawet nie chce o tym mówić. Kto zobaczy na jego profilu "zakrwawiony" T-shirt, łatwo się domyśli.
Zwłaszcza gdy przeczyta dopisek szkolnej koleżanki o nauczycielu, który prawie zszedł na zawał.
A potem był "Sprint". Międzyszkolne zawody na stadionie miejskim. Bieg na sto metrów. Zawodnicy ruszają. Nagle przez płot przeskakuje jeszcze jeden chłopak i... pierwszy dopada mety. Oburzony damski głos w głośnikach krzyczy, że "wypaczył wynik".
Za ten wyczyn Michał dostał wyrok sądowy. Na rozprawę nikt go nie wzywał. Wyrok przyszedł pocztą - 20 godzin prac społecznych. Na szczęście to tylko wykroczenie. Kodeks karny nie był w użyciu, więc papiery chłopak ma czyste. Jak autobusy MZK, które (sam sobie wybrał) pucował do błysku.
Nowe pomysły wciąż eksplodują w młodej głowie. Ostatnio symulował - tuż przed przejeżdżającymi autami - że omija jakąś sporą przeszkodę na jezdni. Większość wkręconych natychmiast cofała auto i omijała niewidzialne.
Plany też ma bogate. Pierwszy do realizacji jest oczywisty. W tym roku na kolejnych zawodach lekkoatletycznych na stadionie chce odebrać medal, na który już zasłużył. - W końcu pobiłem rekord świata na setkę. Podium mi się należy - mówi z szelmowskim uśmiechem.
Szykuje też kolejne wkręcanie policjantów. Internauci na to czekają. "Więcej rozkmin z policją, chłopie. Miło się ogląda" - pisze Sroka970.
Tylko w szkole ma zamiar chwilowo się ustatkować. Po wakacjach zacznie klasę maturalną, a to już nie przelewki. Po co iść w świat z zachowaniem nagannym na świadectwie. Co sobie pomyślą, jak będzie składać papiery na uniwersytet - na psychologię, a może na anglistykę. Brzmi poważnie, ale nie oznacza zaprzestania pranksterskiej działalności.
- Chyba nigdy nie spoważnieję. Gdzieś przeczytałem, że najgorsze w życiu mężczyzny jest pierwszych 40 lat dzieciństwa. Muszę je dobrze wykorzystać - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?