Zwyrodnialcy znęcali się nad psem. W końcu go zabili

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
- Nie mogę sobie darować, że nie sprawdziłam, jak się żyje Kubusiowi w nowym domu - płacze pani Teresa.
- Nie mogę sobie darować, że nie sprawdziłam, jak się żyje Kubusiowi w nowym domu - płacze pani Teresa. Sławomir Mielnik
Gdyby nie determinacja byłej właścicielki zwierzęcia, sprawa nie wyszłaby na jaw.

- On był taki kochany i radosny. Wyglądał jak lisek - opowiada z płaczem pani Teresa. - Nie mogę się pozbierać po tym, co się stało. Do końca życia będę sobie wyrzucała, że nie sprawdziłam, jak mu się żyje w nowym domu.

Pani Teresa kocha zwierzęta i dopóki zdrowie jej na to pozwalało, zajmowała się dwoma psami i czterema kotami. Na początku tego roku kobieta musiała sprzedać dom, w którym do tej pory mieszkała i wyprowadziła się do Opola.

- Zwierzaki były przyzwyczajone do wolności, więc w bloku by się męczyły. Chciałam im znaleźć nowych, kochających właścicieli, ale sąsiad, który kupował od nas dom, stwierdził, że mogą zostać u niego. Obiecywał, że będą tam miały raj na ziemi - wspomina przejęta kobieta.

Tuż przed wyprowadzką okazało się, że sąsiad zmienił zdanie, a pani Teresa na gwałt musi znaleźć dom swoim podopiecznym.

- Byłam wściekła, bo gdyby od razu mi powiedział, że ich nie weźmie, to miałabym kilka miesięcy na to, żeby znaleźć kogoś odpowiedniego. Nie chciałam, żeby moje zwierzęta trafiły do byle kogo - mówi.

W końcu pani Teresa ubłagała kuzyna, który mieszka w Ciepielowicach, żeby przygarnął pieski. Miał im dać dach nad głową, a ona zobowiązała się, że regularnie będzie przywoziła dla nich karmę.

- Kiedy tam pojechałam okazało się, że jeden pies zniknął. Kuzyn twierdził, że się zerwał i uciekł. Następnym razem zobaczyłam jak drugi pies - Kubuś - odjeżdża z jakąś rodziną z dziećmi. Kuzyn twierdził, że znalazł mu dobry, kochający dom i już mam się o niego nie martwić - wspomina.

Kobieta nieraz chciała odwiedzić pupila, ale krewni ją od tego odwodzili. Dziś podejrzewa, że kuzyn zaaranżował tylko scenkę z dziećmi, aby uśpić jej czujność, a pies od razu trafił do meliny.

- Tęskniłam za Kubusiem. Któregoś razu zagadnęłam o niego kuzyna a on się zdenerwował i rzucił, że pijacy na zamku pewnie już dawno go powiesili.

Pani Teresie nie dawało spokoju to rzucone w złości zdanie, więc rozpoczęła własne śledztwo. Wybrała się w okolice zamku i zaczęła rozpytywać sąsiadów.

- Nastolatka, którą tam spotkałam opowiadała, że widziała jak mieszkający tam menele bili i kopali Kubusia, żeby zmusić go do szczekania. Głodzili go, więc była na nim sama skórka i kości. Ktoś inny widział, jak ci zwyrodnialcy kręcili psa w powietrzu na smyczy. W końcu go zamęczyli, bo jeden z sąsiadów zauważył, jak go zakopywali w ogródku - opowiada.

Pani Teresa powiadomiła policję, ale informacje, jakie miała były nieprecyzyjne, dlatego zwłok psa nie udało się zlokalizować. Kobieta nie odpuściła. Stwierdziła, że będzie tak długo szukać, aż odnajdzie Kubusia.

- W końcu któryś z sąsiadów powiedział, że szukaliśmy nie w tym miejscu, co trzeba. Pokazał mi, gdzie trzeba kopać i faktycznie znaleźliśmy mojego pieska - opowiada nie potrafiąc powstrzymać emocji.

Kobieta znowu wezwała na miejsce policję. Udało jej się też ustalić nazwiska osób, które miały znęcać się nad psem i dotarła do świadka, który ma opowiedzieć funkcjonariuszom, co widział.

- Kubusiowi życia już nie wrócę, ale zrobię wszystko, żeby ci, którzy tak go skrzywdzili odpowiedzieli za to przed sądem - mówi stanowczo. - Mój kuzyn też powinien być ukarany, bo wiedział, że oddaje psa na pewną śmierć. Gdybym podejrzewała, że jest zdolny do czegoś takiego, to zabrałabym moje zwierzęta choćby do bloku. Może nie byłoby im tak wygodnie jak na wsi, ale na pewno miałyby pełną miskę i kochający dom - mówi przez ściśnięte gardło.

Kobieta złożyła zawiadomienie o przestępstwie. - Lekarz weterynarii zabrał szczątki zwierzęcia do badania, a policjanci z Niemodlina prowadzą postępowanie, by jak najszybciej znaleźć osobę bądź osoby odpowiedzialne za to przestępstwo - zapewnia podkom. Hubert Adamek z KWP w Opolu.

Sprawie przygląda się Towarzystwo SOS dla Zwierząt. - Liczę na sprawne działanie policji, bo tylko to może sprawić, że kolejny zwyrodnialec dwa razy się zastanowi zanim zrobi zwierzakowi krzywdę - mówi Urszula Dembińska, szefowa towarzystwa.

Sprawcy grozi nawet do 3 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska