- Odkąd zrobiło się cieplej, to nie da się spokojnie wyjść na miasto - skarży się pani Adrianna, która poinformowała nas o problemie. - Żebrzący są na każdym kroku: zaczepiają ludzi na ulicy, czatują na kierowców na parkingach, klęczą przed wejściami do kościołów. Często zdarza się, że są po prostu pijani - opowiada.
Problem nasilił się przed świętami, gdy na ulicach i w galeriach pojawiło się więcej osób robiących zakupy. Od żebrzących zaroiło się też w okolicy dworców autobusowych, gdzie spotkać można podróżnych przyjeżdżające z zagranicy. Chodzący po prośbie są natrętni, dlatego wiele osób woli dać im kilka złotych, żeby mieć spokój.
- To nie jest dobre rozwiązanie, bo dopóki tym osobom będzie się opłacało żebranie, to nie znikną z ulic miasta - mówi Krzysztof Maślak, wicekomendant Straży Miejskiej w Opolu. - Interweniując zawsze mówimy takim osobom, gdzie mogą skorzystać z pomocy, ale żebrzący zwykle nie są zainteresowani. Oni każdego dnia mogą w ten sposób zebrać 100 złotych, a nawet więcej. W skali miesiąca daje to znacznie większą sumę niż w przypadku wielu osób pracujących na etatach.
Najwięcej pseudopotrzebujących można spotkać na ul. Krakowskiej, Damrota, Reymonta, Kołłątaja albo właśnie w okolicy dworców PKS i PKP. Strażnicy spodziewają się, że do długiego, majowego weekendu to się nie zmieni, dlatego wysyłają w miasto więcej patroli pieszych.
- Czasami te osoby próbują grać na emocjach przechodniów, zmuszając do żebractwa dzieci. Mamy w Opolu panią z trójką dzieci, która uczyniła z tego sposób na życie - wyjaśnia wicekomendant.
Żebractwo jest karalne, dlatego strażnicy - jeśli przyłapią na nim kogoś - mogą wystawić mandat i często to robią.
- Ale najskuteczniejszym sposobem wyeliminowania tego zjawiska jest konsekwentne odmawianie datków - uważa Krzysztof Maślak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?