Lekarze: Bez pieniędzy tak leczyć nie będziemy

Redakcja
Ministerstwo Zdrowia chce skrócić czas hospitalizacji, ale nie można tego robić na siłę – uważa dr Marek Szwiec z Opolskiego Centrum Onkologii. – Pewne cytostatyki podaje się w przychodni, ale inne koniecznie w szpitalu. Wtedy pacjent musi być przez cztery dni podłączony do pompy.
Ministerstwo Zdrowia chce skrócić czas hospitalizacji, ale nie można tego robić na siłę – uważa dr Marek Szwiec z Opolskiego Centrum Onkologii. – Pewne cytostatyki podaje się w przychodni, ale inne koniecznie w szpitalu. Wtedy pacjent musi być przez cztery dni podłączony do pompy. Paweł Stauffer
Kiedy dwa miesiące temu minister Arłukowicz przedstawił swój pomysł na skrócenie kolejek do onkologa, medycy go poparli. Dziś mówią: to się nie uda.

Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz rządowy pakiet antykolejkowy przedstawił 21 marca.

Założenia są takie: pacjent onkologiczny dostanie od lekarza podstawowej opieki zdrowotnej tzw. zieloną kartę, dzięki której będzie potraktowany priorytetowo. W ciągu 7 tygodni powinien być przebadany przez specjalistów i jeśli podejrzenie, że ma raka, się potwierdzi, rozpocznie leczenie w ośrodku onkologii nie później niż po 9 tygodniach od postawienia diagnozy.

Wydawało się, że onkolodzy ten projekt zaaprobowali. Świadczył o tym choćby fakt, że ministrowi zdrowia, gdy publicznie ogłaszał swój plan na skrócenie kolejek, towarzyszył prof. Jacek Jassem, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.

Tymczasem dziś, czyli niespełna dwa miesiące później, i on, i całe środowisko onkologów, a także Naczelna Rada Lekarska, na pomysłach resortu zdrowia już nie zostawiają suchej nitki.
- Myśmy ani nie krytykowali, ani nie chwalili planu ministra, podeszliśmy do niego z rezerwą - twierdzi dr Barbara Radecka, onkolog z Opolskiego Centrum Onkologii. - Sądziliśmy jednak, że od razu pojawią się rozporządzenia, z których powinno jasno wynikać, z jakiej puli będą opłacani pacjenci z tzw. zieloną kartą i skąd wezmą się pieniądze na szybką diagnostykę. A tu nic z tego. Premier Tusk oznajmił właśnie, że na dodatkowe nakłady nie mamy co liczyć. I stąd to rozczarowanie. Bez pieniędzy sama karta nie wystarczy.

Z kolei prof. Jacek Jassem argumentuje, że wydawanie owych zielonych kart może prowadzić do prób używania ich "w celach innych niż zamierzone".

Jak tłumaczy, chodzi o to, że onkologia stanie się jednym wielkim centrum diagnostycznym. Jego zdaniem lekarze POZ, działając pod presją, będą kierować pacjentów na onkologię... na wszelki wypadek.

Dobiegły końca konsultacje społeczne w sprawie pakietu antykolejkowego, który ma poprawić opiekę onkologiczną w Polsce. Zdaniem lekarzy pomysł ministra Arłukowicza w założeniu jest dobry, ale gorzej z jego realizacją. Dlaczego?

- Bo jest mocno oderwany od warunków, w jakich funkcjonujemy - twierdzi dr Barbara Radecka, zastępca ordynatora Oddziału Onkologii Klinicznej Opolskiego Centrum Onkologii. - Zielona karta nie może być traktowana jak zielona wyspa, a onkologia nie funkcjonuje oddzielnie, tylko jest fragmentem całego systemu opieki zdrowotnej. Ten zaś ma wiele braków. Tego się nie da zreformować kawałkami. To system naczyń połączonych. Jeśli nie ma dodatkowych pieniędzy, to coś musi się odbyć kosztem czegoś.

Do ośrodków onkologicznych trafiają dwie grupy pacjentów. Tzw. pierwszorazowi to ci, którzy wymagają szybkiej diagnostyki, bo im wcześniej rak wykryty, tym większa szansa na wyleczenie. W drugiej grupie są pacjenci, którzy z tą chorobą walczą już kilka czy kilkanaście lat. Mają nawroty, ale dzięki nowym lekom i metodom leczenia można im przedłużyć życie i poprawić jego komfort.

- Ministerstwo Zdrowia chce objąć priorytetem tylko pacjentów z tej pierwszej grupy - mówi dr Radecka. - A co z pozostałymi? Jeśli plan wejdzie w życie, pojawi się dylemat, który pacjent ma być ważniejszy: nowy czy ten już leczony. Przecież jego też trzeba regularnie diagnozować, sprawdzać, czy leki działają, czy choroba postępuje czy się wycofała.
Onkolodzy podkreślają, że nie zamierzają selekcjonować chorych, a do tego - jak tłumaczą - w planach min. Arłukowicza miałaby się sprowadzać ich rola.

Zieloną kartę skrytykowała też Naczelna Rada Lekarska, w ślad za nią Okręgowa Izba Lekarska w Opolu.

- Jeśli ministerstwo nie zwiększy finansowania ambulatoryjnej opieki specjalistycznej i kosztownych badań diagnostycznych, kolejka pacjentów oczekujących na inne, nieonkologiczne świadczenia medyczne jeszcze się wydłuży - uważa dr Stanisław Kowarzyk, wiceprzewodniczący OIL w Opolu. - A wśród nich mogą być i są osoby z zagrożeniem życia.

Według dr. Kowarzyka nawet 70 proc. skierowań na badania będzie wystawianych w ramach zielonej karty, bo lekarze rodzinni zechcą dmuchać na zimne. Choć u wielu chorych okaże się, że guzek jest łagodny, nie mają raka.

Ministerstwo Zdrowia chce też skrócić czas hospitalizacji pacjentów onkologicznych, by zrobić miejsce kolejnym. Proponuje, by tam, gdzie to możliwe, pacjenci nocowali w hostelu, opłacanym przez szpital, i tylko dochodzili do szpitalnej przychodni na chemioterapię czy radioterapię. Dyrektorzy szpitali ripostują, że kontrakty na takie wydatki nie pozwalają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska