Sodoma i gomora w przedszkolu w Bierdzanach

Anna Grudzka
Anna Grudzka
– Z tego okna wyleciał w lutym telewizor. Dobrze, że dzieci nie było wtedy w przedszkolu – mówi Olga Jacyszyn, mama jednego z dzieci, które chodzą do przedszkola w Bierdzanach. Obok Katarzyna Płoskonka.
– Z tego okna wyleciał w lutym telewizor. Dobrze, że dzieci nie było wtedy w przedszkolu – mówi Olga Jacyszyn, mama jednego z dzieci, które chodzą do przedszkola w Bierdzanach. Obok Katarzyna Płoskonka. Anna Grudzka
W Bierdzanach lokatorzy mieszkań socjalnych nad przedszkolem non stop piją, na oczach dzieci półnadzy paradują po placu zabaw. Ostatnio pobili się siekierami.

To było 9 maja. Akurat prowadziłam w sali zajęcia dla dzieci, kiedy pan Ś. wszedł do przedszkola przez kuchnię i zapukał do mnie. Powiedział: Pani kierowniczko, zabiłem M. siekierą. Myślałam, że zemdleję - opowiada Barbara Siudzińska, dyrektor przedszkola w Bierdzanach.

Roztrzęsiona pani dyrektor natychmiast powiadomiła policję i urząd gminy. Panowie Ś. i M. to lokatorzy zajmujący mieszkanie socjalne na piętrze przedszkola. Awantury i bijatyki - konsekwencje licznych popijaw - są tu na porządku dziennym.

Tego akurat dnia w trakcie zakrapianej imprezy jeden z lokatorów nagle zaczął wyzywać swojego kompana od kieliszka od Rusków i przyjaciół Putina. Potem zaatakował go siekierą. Ś. próbował kontratakować, odgryzając się napastnikowi toporkiem.

Tych dwóch pijaków i awanturników dręczy przedszkolaków z Bierdzan i ich opiekunów od trzech lat.

- Całe dnie piwkują, palą w oknie papierochy, półnadzy przechadzają się po placu zabaw - mówi jedna z mam przedszkolaków.

Często sąsiedzi przedszkola tak imprezują, że musi interweniować policja.
- Raz wyprowadzali ich w kajdanach i wieźli do izby wytrzeźwień. Policjanci poprosili tylko, by wziąć dzieci na bok, bo po co mają to oglądać - mówią pani Katarzyna, matka.

Z okien obu panów fruwają przedmioty. W lutym jeden z mężczyzn wyrzucił przez okno z pierwszego piętra telewizor. Spadł prosto na chodnik, którym co rano maszerują dzieciaki.
- Godzinę później najpewniej spadłby któremuś z przedszkolaków na głowę i zabił. Czy wtedy ktoś by się wreszcie zainteresował naszym losem? - pyta Olga Jacyszyn, kolejna z matek.
Wójt gminy Turawa twierdzi, że jest bezsilny, bo nie ma wolnych mieszkań socjalnych.

Nie mamy wyjścia. Nie możemy nikogo wyrzucić na bruk, bo gmina musi zapewniać mieszkania socjalne, których nie mamy. Z kolei przeniesienie tych ludzi do noclegowni kosztowałoby około 4 tysięcy miesięcznie. Nie stać nas, zwłaszcza że mamy do wykonania jeszcze 15 eksmisji z bloku w Osowcu - mówi Piotr Dziedzic, kierownik referatu gospodarki nieruchomościami i ochrony środowiska w gminie Turawa.

Władze wiedzą, że w budynku przedszkola źle się dzieje, ale twierdzą, że mają związane ręce.

- Za każdym razem, gdy dzieje się tam coś złego, wzywamy policję, ale co zrobić, jeśli potem prokurator umarza sprawę z uwagi na niską szkodliwość czynu - tłumaczy Piotr Dziedzic.

Gmina wczoraj wypowiedziała umowę najmu w jednym z mieszkań. Trudno powiedzieć, co się będzie działo dalej, bo jeśli jego najemczyni (M. to jej konkubent, który zajmuje mieszkanie bezprawnie) odmówi, sprawa oprze się o sąd administracyjny i znów będzie się ciągnęła.

- Pół roku temu przyjęliśmy uchwałę o budowie na terenie gminy kilku kontenerów, które miałyby pełnić funkcję mieszkań socjalnych. Mamy na to pieniądze w budżecie i może w ten sposób uda się rozwiązać problem - mówi Dziedzic.

To jednak rodziców nie uspokaja. - Zasłaniają się ustawą o bezdomnych, a co z zakazem sprzedaży i spożywania alkoholu w bliskiej odległości szkół czy przedszkoli? - żalą się matki.

Są bardzo rozgoryczone, bo uważają, że lokatorzy z mieszkań socjalnych żyją na ich z koszt. - Korzystają z naszej ekologicznej uprawy, którą prowadzimy dla dzieci, żeby zdrowo gotować w przedszkolu, ich kot urządził sobie kuwetę w piaskownicy na placu zabaw, a pracownicy przychodzą czasem nawet w sobotę czy niedzielę, żeby napalić w piecach, bo tamci muszą mieć ciepło. Wkurza nas to, bo oni nawet nie płacą czynszu, tłumacząc się, że ich nie stać, ale na wódę mają! - mówi pani Katarzyna.

Przez trzy lata walki powstała wielka teczka pełna skarg i próśb o pomoc pisanych przez rodziców i pracowników. - Trzymamy je w domu ze względów bezpieczeństwa, bo jak nas kiedyś ci z góry puszczą z dymem, to chcemy mieć dowody na to, że nie siedzieliśmy bezczynnie - mówią mamy.

Udało nam się porozmawiać tylko z jednym z lokatorów - panem Ś. Uważa, że jest niewinny, do kieliszka, owszem, zagląda, ale rzadko. Wszystkiemu winien drugi lokator.

Dziś w Turawie odbywa się sesja rady gminy i jest bardzo prawdopodobne, że radni wreszcie tym skandalem poważnie się zajmą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska