Zmarnowane pieniądze, zawalony most, czyli ból i zgrzytanie zębów

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
sxc.hu
- Ta kobieta zamieniła nam życie w piekło - mówią opolanki. Magdalenę Sagańską zęby kosztowały już kilkadziesiąt tysięcy złotych i nadal są w rozsypce. Pani Grażyna skończyła na silnych lekach antydepresyjnych. Opolska dentystka nie ma sobie nic do zarzucenia.

Magdalena Sagańska marzyła o pięknym uśmiechu. Do gabinetu, w którym do tej pory przyjmuje Sylwia G.-H., trafiła w 2012 roku.

Gabinet był polecony, więc miała zaufanie do pani stomatolog. - Dentystka obejrzała zęby i stwierdziła, że zrobi mi dwa mosty, dzięki czemu zęby będą piękne, równe i w jednym kolorze. Zgodziłam się na to - wspomina pani Magdalena. - Po spiłowaniu zębów ból był niewyobrażalny, ale doktor zapewniała, że następnego dnia w gabinecie przykleją mi nakładkę, która ma chronić odsłonięte nerwy, i wszystko będzie dobrze.

Nie było. Po kilku dniach wróciła do gabinetu, bo nakładka się odkleiła, powodując straszliwy ból. Wracając do samochodu, zemdlała.

W końcu wybłagała od zaprzyjaźnionej lekarki środki, które choć odrobinę pozwoliłyby uśmierzyć ból. Od dentystki usłyszała, że na razie musi boleć, żeby za kilka dni było lepiej. - Nie jestem histeryczką, która reaguje na najmniejszy ból. Urodziłam trójkę dzieci siłami natury, ale poród to było nic w porównaniu z tym, co przeżyłam po wizytach w tym gabinecie - mówi pani Magdalena.

Mosty zakładane miała przed wyjazdem na majówkę do Włoch. - Całość - w promocji - miała mnie kosztować 12 tys. złotych. Przed długim weekendem wpłaciłam ponad 6 tys. zaliczki (paragon dostała w połowie maja).

Wyprawę do Włoch zapamięta na długo i to bynajmniej nie za sprawą urokliwych zakątków, które zobaczyła. - Nie mogłam jeść ani pić, ponieważ przy każdym kęsie ból rozrywał mi szczękę. W nocy nie mogłam spać, w dzień nie miałam siły, żeby wyjść z pokoju - wspomina pani Magdalena. - Okazało się, że przez dwa tygodnie chodziłam z otwartymi kanałami na wierzchu, bo dentystka nie zabezpieczyła ich tak, jak należało. To cud, że nie doszło do powikłań.

Takie rzeczy się zdarzają

Mąż Magdaleny Sagańskiej, widząc, jak bardzo cierpi, stracił w końcu cierpliwość i stwierdził, że usługa została wykonana niewłaściwie, więc całej kwoty za usługę dentystka nie dostanie.

Dodał też, że żona będzie walczyła przed sądem o odszkodowanie. - Wtedy pani G.-H. stwierdziła bezczelnie, że takie rzeczy się czasami zdarzają i że bywa, iż pacjent umiera na fotelu. Mąż bardzo się zdenerwował i zapytał, czy ma jej podziękować za to, że ja jednak przeżyłam - relacjonuje opolanka.

Zęby nie dawały o sobie zapomnieć. Pani Magdalena czuła dyskomfort, a szczęka ją uwierała. Pomocy szukała nawet w Uniwersyteckim Centrum Stomatologicznym w Gdańsku, ale tam - jak twierdzi - specjaliści nie podjęli się naprawy, wiedząc, w jakim stanie są zęby.

- Doktor G.-H. powiedziała, że zrobi mi korektę zgryzu, ale pod warunkiem, że zapłacę całą umówioną kwotę. Nie zgodziłam się i dobrze, bo później od innej pani doktor dowiedziałam się, że korony są źle zrobione i korekta nic tu nie pomoże.

Pani Magdalena jest 39-letnią, zadbaną kobietą. Mówi, że dentystka zrujnowała jej życie, bo choć na leczenie wydała już 25 tys. zł, zęby są w fatalnej kondycji.

- Któregoś razu, gdy byłam w drodze na delegację służbową, prawa strona mostu odpadła mi tak, że o mało się nią nie udławiłam. Myślałam, że spalę się ze wstydu przed kolegami z pracy. Skóra mi cierpnie, kiedy sobie pomyślę, że taka sytuacja w każdej chwili może się powtórzyć.

Na początku tego roku Sagańska napisała skargę do izby lekarskiej. Wytoczyła też gabinetowi, w którym pracuje dentystka, sprawę cywilną, w której domaga się ponad 70 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia. - Ona nawet nie przeprosiła za to, co się stało. Zagroziła tylko, że skoro idę do sądu, to nikt w całym Opolu nie będzie mnie leczył - relacjonuje.

- Historia z tą kobietą kosztowała mnie mnóstwo zdrowia, nerwów i pieniędzy, dlatego jej nie odpuszczę. Po zliczeniu kosztów leczenia, wniesienia sprawy do sądu i opłacenia prawników wychodzi na to, że zęby kosztowały mnie 40 tys., a są w kompletnej rozsypce.

Metoda węgierska, czyli czardasz w gębie

O pięknych uśmiechu marzyła też pani Grażyna. W 2006 roku trafiła do gabinetu, w którym pracuje Sylwia G.-H.

- Zaproponowała mi metodę węgierską, zapewniając, że jest to sposób sprawdzony i skuteczny. Mówiła o tym tak przekonująco, że zapożyczyłam się i jeszcze dołożyłam z pieniędzy, które miałam odłożone na wesele córki, po to, żeby mieć ładne zęby. No co tu dużo mówić, dałam się omamić - przyznaje.

Pani Grażyna miała mieć zrobione mosty porcelanowe. Mówi, że jeszcze przed ich wykonaniem zapłaciła zaliczkę, która miała pokryć koszty sprowadzenia materiałów z Węgier.

- Najpierw było to 9,5 tys. złotych, później 4,5 tys. Za przecięcie mostu zapłaciłam kolejnych 950 zł, a za osłonki na zęby ponad 400 zł. W sumie nazbierało się tego ponad 15 tys.

Za każdym razem prosiłam o wystawienie paragonu, ale zbywano mnie, dlatego mogę udowodnić zapłatę jedynie części tej kwoty. Niekiedy zamiast paragonu dostawałam tylko kwitek bez podpisu wypisany na recepcie - mówi. - Właściciel gabinetu, w którym pracuje dr G.-H., pomógł mi nawet załatwić pożyczkę w banku, żebym mogła im zapłacić - wspomina i pokazuje dowód zaciągnięcia pożyczki, na którym widnieje podpis właściciela gabinetu.

To, co się działo później, wspomina jak najgorszy horror. Osłona, która miała chronić odsłonięte nerwy zębów, została źle założona, dlatego dostawało się pod nią jedzenie, sprawiając ból. Po roku sprawa skomplikowała się jeszcze bardziej, bo most zaczął się ruszać.

- Wtedy lekarka nie była już tak miła. Z oporami wzięła się za zdejmowanie tego mostu, co było istną katorgą. Trwało to bardzo długo, wychodziłam stamtąd pokrwawiona... W końcu dali mi zbijak dentystyczny do domu i powiedzieli, że mam to sobie sama zrobić, bo tak będzie szybciej i nie będę tak cierpiała.

Z relacji pacjentki wynika, że dentystka obejrzała zęby, stwierdziła, że wszystko jest w porządku, i kazała płukać usta specjalnym preparatem. Później most został zacementowany.

- Bardzo szybko sytuacja zaczęła się powtarzać. Doktor G.-H. twierdziła, że jestem nadwrażliwa i że przesadzam, straszyła, że znowu będę przechodziła mękę przy jego zdejmowaniu. W końcu po którymś kolejnym zdjęciu mostu stwierdziła, że pójdzie mi na rękę i założy protezę. Byłam przerażona, bo ja nie mogę nosić protezy. Powiedziałam, że się nie zgadzam, bo nie tak się umawiałyśmy. Wtedy właściciel gabinetu i dentystka stali się opryskliwi i nieprzyjemni - wspomina.

Sąd: dentystka jest winna

Pani Grażyna poinformowała o sprawie izbę lekarską i rzecznika praw pacjenta. Batalia trwała wiele miesięcy. - G.-H. nawet nie mogła przedstawić mojej dokumentacji, ponieważ - jak stwierdziła - została ona skradziona podczas włamania. Zaskakujące w całej sprawie jest to, że znikły właśnie moje dokumenty, które były dowodem, że zepsuła robotę - denerwuje się pani Grażyna.

Mimo to w sierpniu ubiegłego roku Okręgowy Sąd Lekarski w Opolu uznał dentystkę za winną tego, że nie dołożyła należytej staranności w trakcie udzielania świadczeń medycznych i ukarał ją upomnieniem.

W uzasadnieniu czytamy m.in., że Sylwia G.-H. nie poinformowała pacjentki o możliwych powikłaniach, "niestarannie przygotowała zęby do leczenia protetycznego, ale przede wszystkim zastosowała leczenie nieskuteczne". Sąd nie dał też wiary wyjaśnieniom, że dokumentacja pacjentki została ukradziona.

Sylwia G.-H. patrzy na historie naszych bohaterek inaczej i nie ma sobie nic do zarzucenia. W oświadczeniu dotyczącym sprawy Magdaleny Sagańskiej, które dentystka przesłała do redakcji.

Czytamy: "W tej sprawie toczy się postępowanie przed sądem, podczas którego pani Sagańska przyznała się, że przychodząc do gabinetu po odbiór pracy protetycznej jej celem było niezapłacenie za nią, ponadto powołany biegły lekarz sądowy, oceniając prawidłowość wykonanego w naszym gabinecie leczenia pani Sagańskiej, wskazał, iż doznała ona 0% uszczerbku na zdrowiu. Nie mogę się wypowiadać co do okoliczności i szczegółów prowadzonego leczenia, gdyż obowiązuje mnie tajemnica lekarska, ale odsyłam panią do pani Sagańskiej, która może udostępnić protokoły z rozpraw sądowych i tam znajdzie pani odpowiedzi na wszystkie pytania".

Właściciel gabinetu, z którym również rozmawialiśmy, zapytany, dlaczego nie poinformował policji o wyłudzeniu zębów przez pacjentkę, nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.

W sprawie pani Grażyny dentystce "przypomina się", że taka historia była i że "to jest koleżanka pani Sagańskiej". W oświadczeniu przesłanym do redakcji czytamy, że pacjentka "przed przystąpieniem do leczenia, z uwagi na zakres i rodzaj usługi, jakiej się domagała, została wcześniej poinformowana o możliwych powikłaniach i o tym, że praca zostanie wykonana na jej odpowiedzialność" oraz że "złożyła stosowne oświadczenie na piśmie, które wyczerpuje wszelkie roszczenia odszkodowawcze w stosunku do gabinetu i lekarza".

Dziwnym trafem, gdy zainteresowaliśmy się sprawą, oświadczenie się odnalazło, choć gdy o dokumentację pani Grażyny prosił sąd lekarski, dentystka utrzymywała, że została ona ukradziona podczas włamania. Pani Grażyna przyznaje, że podpisała takie oświadczenie, ale nie - jak utrzymuje dentystka - przed założeniem mostów, tylko dopiero wtedy, gdy z zębami zaczęły się problemy.

- G.-H. przedstawiła mi propozycję nie do odrzucenia. Powiedziała, że poprawi mi ten most, ale muszę to podpisać - wyjaśnia pacjentka. - Ta kobieta kłamie w żywe oczy. Przecież ja mam pokwitowanie wpłacenia zaliczki, z którego jasno wynika, że prace stomatologiczno-protetyczne rozpoczęły się na długo przed podpisaniem tego oświadczenia - przekonuje, pokazując pokwitowania wystawione w listopadzie 2006 roku.

Śni mi się odpadający most

Pani Grażyna przypłaciła historię z zębami rozstrojem nerwowym. - Nie raz zdarzało się, że budziłam się w nocy, a odklejony most miałam w ustach. Kładłam się z duszą na ramieniu, bojąc się, że któregoś razu po prostu się nim uduszę - wspomina. - To był horror. Żeby przez to przebrnąć, byłam na lekach antydepresyjnych. Rozmawiam z panią tylko dlatego, żeby ostrzec innych, żeby nikt więcej takiego dramatu jak ja nie przeżywał - mówi.

Ostatecznie jej zębami zajął się inny stomatolog, ale ostrzegał, że są one w takim stanie, że może się to okazać rozwiązaniem tymczasowym. Opolanka nie ma pewności, kiedy znowu zacznie się dramat. - Nie zdawałam sobie sprawy, że inwestując ogromne pieniądze, będę miała tylko wielki kłopot i zniszczone zęby.

Ona również, podobnie jak Magdalena Sagańska, złożyła w sądzie pozew cywilny. Czeka na pierwszą rozprawę (w obu sprawach pozwanym jest nie dentystka, ale gabinet, w którym jest ona zatrudniona). Sprawa pani Magdaleny jest w toku.

Przed publikacją prawnik dentystki i jej szefa dał nam do zrozumienia, że jeśli opiszemy sprawę, to spotkamy się w sądzie. Gdy powstawał tekst, nieznany sprawca oblał samochód Magdaleny Sagańskiej kwasem masłowym - cuchnącą substancją, która sprawiła, że auto nie nadaje się do użytku. Sprawę bada policja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska