Chciał być jak nurek, skoczył do basenu i złamał kark

Redakcja
Dr Zbigniew Florczak, neurochirurg z WCM w Opolu: – Każdy skok do wody jest ryzykowny, bo cały ciężar ciała i siła uderzeniowa związana z wejściem w taflę wody skupia się na najdelikatniejszym odcinku kręgosłupa szyjnego.
Dr Zbigniew Florczak, neurochirurg z WCM w Opolu: – Każdy skok do wody jest ryzykowny, bo cały ciężar ciała i siła uderzeniowa związana z wejściem w taflę wody skupia się na najdelikatniejszym odcinku kręgosłupa szyjnego. Sławomir Mielnik
Adam Pęk z Gogolina postanowił uczcić mecz kąpielą w ogrodowym basenie. O 3.00 nad ranem. Neurochirurdzy każdego lata mają do czynienia z amatorami skoków do wody bez... wyobraźni.

Właśnie skończył się mecz Brazylia - Holandia. Adam Pęk razem z żoną oglądał transmisję u przyjaciół w ogródku. To była taka prywatna strefa kibica. Grill i emocje nieźle rozgrzały fana piłki nożnej.

- Postanowiłem uczcić mecz w basenie kolegi, ma taki ogrodowy, na metr głęboki. Stanąłem na drabince i pomyślałem, że skoczę tyłem, tak jak to robią nurkowie - opowiada mieszkaniec Gogolina.

Uderzył głową o dno, ale wypłynął i nawet - jak twierdzi - o własnych siłach wyszedł z basenu. Poszedł do domu i... położył się spać. Wiadomo, grill nie był dla abstynentów.

Rano nie mógł już zjeść śniadania, stracił czucie w kończynach, zemdlał. Gdy odzyskał przytomność, żona i kolega zawieźli go do znajomego lekarza pierwszego kontaktu: - Ten tylko krzyknął: "Masz jechać na ostry dyżur!".

Nawet nie dał na kark kołnierza - mówi z żalem pan Adam. - Na izbie przyjęć w opolskim WCM też się naczekałem na kołnierz.

Po prześwietleniu i badaniach lekarz stwierdził: złamany kark.

- Pacjent złamał kręg szyjny i część łuku kręgosłupa - wyjaśnia neurochirurg, dr Zbigniew Florczak z oddziału neurochirurgii WCM. - Otrzymał kołnierz natychmiast, gdy go zdiagnozowano, ale przede wszystkim miał kolosalne szczęście, że odłamki kostne się w siebie wklinowały i doszło do samoistnej stabilizacji. Gdyby nie to, mógłby być sparaliżowany do końca życia. Kołnierz na nic by się nie zdał.

Dr Florczak zoperował pana Adama i dziś ma dobre wiadomości. - Efekty operacji są lepsze niż książkowe. Sam nie mogę się nadziwić - mówi. - Miał wielkie szczęście!

Pacjent nie kryje radości, dwa dni po operacji ubrał się w koszulkę z napisem "Superman". - Mogę ruszać kończynami - pokazuje. - Mogę ruszać głową. Obiecuję, że będę miał teraz więcej rozumu w tej głowie, bo to, co zrobiłem, mądre nie było. Jestem dwa lata po ślubie. I co, przez resztę życia żona miałaby mnie na wózku wozić? Z tego miejsca, ze szpitala, ostrzegam innych: nie skaczcie do wody, zachowajcie trzeźwy umysł!

Co roku opolscy neurochirurdzy operują po kilku pechowych skoczków. Zwykle to młodzi mężczyźni albo wręcz chłopcy.

- Mają po 16-35 lat, są wysportowani i sądzą, że wiele mogą - mówi dr Florczak. - Im upalniej, tym więcej mamy takich przypadków. Dwa lata temu padł rekord, zoperowaliśmy 17 skoczków.

Adam Pęk z Gogolina w tym sezonie jest pierwszym pacjentem, który trafił na oddział neurochirurgii w opolskim WCM z urazem kręgosłupa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska