Tanio, jeszcze taniej. Takie cuda to tylko w ochronie

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
b Dla firm ochroniarskich największym kosztem jest pracownik, więc robią wszystko, żeby był on jak najtańszy. Dochodzi do takich patologii, że każe się ludziom pracować za stawkę 1 złoty na godzinę.
b Dla firm ochroniarskich największym kosztem jest pracownik, więc robią wszystko, żeby był on jak najtańszy. Dochodzi do takich patologii, że każe się ludziom pracować za stawkę 1 złoty na godzinę. Fot. 123rf
Szef opolskiej firmy ochroniarskiej podejrzewał, że nieuczciwa konkurencja nie realizuje umowy zgodnie z zapisami. Okazuje się, że w Polsce nie ma instytucji, która chciałaby to sprawdzić. W efekcie "po tyłkach" dostają pracownicy, którzy pracują za marne grosze, nierzadko wypłacane pod stołem.

Jedna z opolskich szkół wyższych ogłosiła przetarg na usługi ochroniarskie. Zgodnie z zapisami specyfikacji przetargowej (przygotowała ją uczelnia) pracodawca musiał zatrudnić wszystkich pracowników ochrony na umowy o pracę w pełnym wymiarze i podać listę tych pracowników. To oznacza, że zobowiązał się za te osoby odprowadzać pełne składki do ZUS, płacić za urlopy wypoczynkowe, chorobowe itd.

Z prostego wyliczenia kosztów pracodawcy wynika, że nawet jeśli ten płaci pracownikowi na umowę o pracę tylko najniższą krajową, czyli 1680 zł brutto, to musi doliczyć do tego 20 proc. na składki ZUS i 218 zł za urlop wypoczynkowy. W sumie daje to 2234 zł, a dzieląc przez 168 godzin pracy w miesiącu wychodzi 13,30 zł za godzinę.

Firmy ochroniarskie często zatrudniają osoby z orzeczeniem o niepełnosprawności, dzięki czemu otrzymują do ich wynagrodzeń dofinansowanie z Państowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, dla drugiej grupy wynosi ono 1135 zł. Przy takiej pomocy stawka godzinowa dla pracodawcy spada do 6,55 zł.

- Ale nie wliczyliśmy w nią kosztów chorobowego, które pracodawca jest zobowiązany płacić przez pierwsze trzy tygodnie, kosztów zastępstwa na czas chorobowego, wreszcie innych kosztów zakładu, nie wspominając o zysku - podkreśla Edward Kuczer, prezes firmy ochroniarskiej Gwarant z Opola.

Z wynagrodzenia 1680 zł brutto pracownik dostaje miesięcznie na rękę 1240 zł, czyli 7,38 zł za godzinę. Firma, która wygrała przetarg na usługi ochroniarskie na wspomnianej uczelni, zaproponowała stawkę 8,99 zł netto za godzinę pracy pracownika z pełnymi kosztami, co oznacza, że na pokrycie pozostałych zobowiązań i zysk zostaje jej 1,61 zł. Gwarant przepadł z prawie dwa razy wyższą stawką. Trzecia firma odpadła ze zbyt niską ceną - proponowała 7,16 zł za godzinę, czyli mniej niż wynagrodzenie pracownika na rękę.

Hipokryzja po polsku
Wyjaśnienia tej sytuacji mogą być dwa: albo konkurencja nie realizuje zapisów postępowania przetargowego, albo z jakiegoś sobie wiadomego powodu chce dopłacać do interesu. Edward Kuczer mówi, że w takich sytuacjach uczciwie kalkujące koszty firmy nie mają szans na zdobycie zleceń w instytucjach rządowych czy samorządowych.
- Od początku roku nie wygraliśmy żadnego przetargu publicznego. Jesteśmy w setce największych przedsiębiorstw, "tygrysów" i tak dalej. Płacimy ogromny CIT do kasy miasta i regionu, a z tego tortu nie mamy nic, bo przegrywamy. Stoimy więc przed wyborem: albo dalej przegrywać, albo pójść taką drogą jak konkurencja - zastanawia się prezes Kuczer. A przecież to nie on, ale państwo powinno ukrócić ten proceder i wymagać od zamawiającego i wykonawcy realizacji umów pod groźbą nieuchronności kary.
Inna opolska instytucja publiczna z branży rolnej na usługi ochroniarskie w organizowanym przez nią przetargu przeznaczyła 8 zł za godzinę, żądając zatrudnienia do tych zadań osób bezrobotnych z powiatu. Okazuje się, że stawka 7-8 zł za godzinę w segmencie usług ochroniarskich jest czymś normalnym, zdarza się, że firmy w szalonym wyścigu schodzą nawet do 5 zł i nikogo to nie dziwi.
Takie rażąco niskie stawki w przetargach organizowanych przez instytucje publiczne to nie tylko zwyczaj opolski. W czerwcu "Dziennik Polski" napisał, że publiczne przetargi na usługi wygrywają coraz częściej firmy zatrudniające pracowników na dramatycznie złych warunkach, a bywa nawet, że na czarno.
Z wyliczeń pracodawców wynika, że już 70 proc. pracowników branży ochroniarskiej pracuje na umowy śmieciowe, głównie zlecenia. W Małopolsce jedna z firm ochroniarskich za ochronę inspektoratu ZUS proponowała pracownikom... 2,50 zł.
- Tenże ZUS ściga potem i karze firmę ochroniarską za unikanie płacenia składek. Pytam, czy to nie jest hipokryzja, skoro właśnie takiego oferenta wybrali w przetargu, stosując kryterium najniższej ceny. A oni na to, że inna komórka ZUS-u organizuje przetargi, a inna ściga - mówił tej gazecie Sławomir Wagner, szef Polskiej Izby Ochrony, zrzeszającej większość firm ochroniarskich.
Nędznie zarabiają też ludzie chroniący czy sprzątający urzędy skarbowe, siedziby magistratów, uczelnie, a nawet obiekty wojskowe. Takie stawki dyktowane są przez publiczne instytucje, z których pochodzi ok. 60 proc. zleceń na ochronę czy sprzątanie obiektów w Polsce.
Jeszcze gorzej jest na rynku budowlanym, gdzie publiczni zleceniodawcy akceptują stawki za godzinę na poziomie 5 zł.
Arkadiusz Kuglarz, rzecznik prasowy opolskiego marszałka, tłumaczy nam, że instytucje samorządowe mają ręce związane przepisami o zamówieniach publicznych. - Jeśli nie wybierzemy oferty z najniższą ceną i spełniającej inne wymogi, to zostaniemy posądzeni o marnotrawienie publicznych pieniędzy - tłumaczy.
Przedsiębiorcy uważają jednak, że to w gestii zamawiającego jest takie ustalenie wymogów, które wykluczą nieuczciwą konkurencję, ale urzędnicy boją się komplikacji i odwołań, dlatego idą po linii najmniejszego oporu i kierują się najniższą ceną.
Niska cena, jeszcze niższa pensja
- Ustawa o zamówieniach publicznych jest w praktyce stosowana w taki sposób, aby 100 procent kryteriów oceny oferty stanowiła cena - potwierdza Łukasz Śmierciak, rzecznik prasowy opolskiej inspekcji pracy. - Niejednokrotnie przetargi publiczne wygrywają firmy, które oferują najniższą stawkę, a następnie próbują zaoszczędzić na pracownikach. W praktyce oszczędzają na umowach o pracę lub bezpieczeństwie zatrudnionych. Bardzo często uciekają również w szarą strefę i wypłacają część wynagrodzenia poza listą płac, z pominięciem składek do ZUS oraz podatków. Oszukują zatem ten sam budżet państwa, który powierza im wykonywanie zleceń z pieniędzy publicznych (nawiasem mówiąc, za zgodą zatrudnionych - problem znów, czy mają jakikolwiek wybór, poza rezygnacją z pracy) - komentuje rzecznik.
Okazuje się, że na niepłaceniu składek pracodawca jest w stanie zaoszczędzić kilkaset złotych miesięcznie od jednego pracownika. Nie dziwi zatem, że często podejmuje ryzyko zatrudniania w szarej strefie, jeśli chce przetrwać na rynku. Dla firm ochroniarskich największym kosztem jest pracownik, więc imają się różnych sposobów, żeby te koszty ograniczyć.
W efekcie dochodzi do takich sytuacji, o których pisała niedawno nto, że firma ochroniarska proponuje pracownikom za nadgodziny stawkę… 1 zł brutto za godzinę.
Według oficjalnych danych GUS na umowach cywilnoprawnych pracuje w Polsce blisko 9 proc. ogółu zatrudnionych, co stanowi ponad 1,2 miliona osób. Według ogólnopolskich danych PIP z 2012 r. najwięcej tego rodzaju osób jest w branżach budowlanej i ochroniarskiej.
Jednocześnie według danych z 2012 roku ponad 16 proc. umów cywilnoprawnych z pracownikami zostało zawartych z jednoczesnym złamaniem prawa (umowa cywilnoprawna na warunkach umowy o pracę). Jest to wzrost o 36 proc. w stosunku do roku 2011.
Co najgorsze w tej całej historii, to to, że instytucje kontrolne, które wydawały się odpowiednie do zajęcia się problemem niewłaściwego realizowania umów, albo uważają, że wszystko jest w porządku, albo nie czują się kompetentne.
Kanclerz uczelni, która organizowała opisywany przetarg, ucina temat stwierdzeniem, że zwycięska firma prawidłowo realizuje umowę. Uczelnia nie ma więc sobie nic do zarzucenia.
Urząd Zamówień Publicznych zastrzega, że jest uprawniony jedynie do przeprowadzania kontroli procesu udzielania zamówień publicznych, czyli zgodności postępowania z przepisami ustawy. To oznacza, że urząd zajmuje się przetargami jedynie od momentu ogłoszenia lub przesłania zaproszenia do składania ofert czy negocjacji do momentu wyboru oferty.
Najwyższa Izba Kontroli odpowiedziała, że "wykonuje przede wszystkim kontrole planowe" (!) i nie widzi możliwości przeprowadzenia kontroli w tej sprawie w planie pracy na 2014 rok, ale zapisze ją sobie "ku pamięci".
Próbowaliśmy zainteresować tym problemem także Ministerstwo Gospodarki i co? "Uprzejmie informujemy, że do bezpośrednich kompetencji Ministerstwa Gospodarki nie należy prowadzenie prac legislacyjnych w zakresie regulacji zamówień publicznych. Kontrolą zamówień publicznych zajmują się wyspecjalizowane organy takie jak Urząd Zamówień Publicznych, Najwyższa Izba Kontroli, urzędy kontroli skarbowej itp. i do tych urzędów powinny być kierowane szczegółowe pytania dotyczące tego obszaru" - odpisało nam ministerstwo po trzech tygodniach wyczekiwania na odpowiedź.
Na pocieszenie dodali, że razem z rządem i prezesem Urzędu Zamówień Publicznych analizują efektywność funkcjonowania systemu zamówień publicznych w Polsce, planują stworzenie ocen tego systemu i wytycznych do prac nad nową ustawą o zamówieniach publicznych.
Robert Gwiazdowski z Centrum im Adama Smitha, zajmującego się badaniem gospodarki i działaniami na rzecz wolnego rynku, podkreśla, że kryterium najniższej ceny w przetargach to polski wymysł, a wszyscy udają, że nie wiedzą, jaki jest efekt jego stosowania.
- Teoretycznie w dzisiejszym stanie prawnym przedsiębiorca podejrzewający, że konkurencja realizuje przetarg niezgodnie z umową, powinien pójść do sądu. Problem polega na tym, że sądy nie działają. Dwa lata trzeba czekać na rozprawę w pierwszej instancji, tyle samo w drugiej, potem jeszcze kasacja - wylicza Gwiazdowski przeszkody. - Państwo polskie istnieje tylko teoretycznie, a najbardziej praktyczny jest urząd skarbowy. Kolejne urzędy działają na zasadzie zdejmowania z siebie odpowiedzialności. To jest wymiar niesprawiedliwości, który uderza w rynek pracy. Największa bolączka obywateli i przedsiębiorców - komentuje Gwiazdowski. a

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska