Zabójca przyjechał pociągiem

Maciej Nowak
Pierwszym podejrzanym w sprawie o zabójstwo kobiety z Opola był jej partner. Milicjanci szybko go jednak wykluczyli, bo miał żelazne alibi. W noc morderstwa leczył się w Krynicy.

Pitawal opolski

Pitawal opolski

Ta historia oraz 89 innych zdarzeń kryminalnych z Opolszczyzny zostało opisanych w książce "Kilerzy, gangsterzy i zakochani mordercy, czyli pitawal opolski" wydanej przez Wydawnictwo Nowik z Opola.

Leżąca tuż nad Odrą ulica Bończyka w Opolu nie cieszy się najlepszą sławą. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych mieszkała tam pewna para: Maryśka i Andrzej. Żyli bez ślubu, czyli w konkubinacie. Pewnego dnia Andrzej pojechał do sanatorium w Krynicy, by podreperować zdrowie. Kilka dni później ktoś zamordował jego partnerkę.

Zabójca był brutalny. Milicjanci, bo tak wówczas nazywali się stróżowie prawa, gdy weszli do mieszkania, zastali je całe zbryzgane krwią. Brunatne plamy były nawet na drewnianych schodach prowadzących na piętro. By zabezpieczyć tę krew jako dowód rzeczowy w sprawie, milicjanci musieli piłą wycinać fragmenty schodów.

No i rozpoczęło się poszukiwanie brutalnego sprawcy. Na pierwszy ogień poszedł Andrzej, konkubent zabitej. Szybko go jednak wykluczono, bo miał żelazne alibi. W nocy, gdy ktoś mordował jego partnerkę, on leczył się w Krynicy. Był tam widziany o 21, a następnego dnia punktualnie o 9 rano pojawił się na śniadaniu. Śledczy zaczęli badać inne tropy, inne wersje, ale nie przynosiło to efektu. Nie wyłaniał się żaden potencjalny zabójca Maryśki. Milicjantom udało się jedynie ustalić, że zabójstwo miało motyw rabunkowy. Ktoś połasił się na pieniądze ofiary.

Kilka dni przed tym, jak zamordowano Maryśkę, kobieta sprzedała swoją złotą biżuterię. Pieniądze, jakie w ten sposób zarobiła, schowała gdzieś głęboko w mieszkaniu. Gotówka zginęła. Analizując fakty, milicjanci doszli do wniosku, że za zabójstwem musi stać ktoś z najbliższych, ktoś, kto wiedział o sprzedaży precjozów i o miejscu ukrycia pieniędzy. Ale w dalszym ciągu żaden podejrzany się nie pojawiał. Powrócono więc do pierwszej wersji, w której jako podejrzany występował Andrzej, czyli konkubent denatki. Postanowiono powtórnie mu się przyjrzeć i jeszcze raz szczegółowo przeanalizować jego żelazne alibi. Ciężko jest wrócić do wersji, którą już kiedyś wyeliminowano. Ale nie było wyjścia.

Milicjanci sprawdzili: rozkład jazdy pociągów, odległość z Krynicy do krakowskiego dworca, dystans z opolskiego dworca na ulicę Bończyka i czas jaki jest potrzebny na pokonanie tej drogi. I co im wyszło? Że możliwe jest przebycie tej trasy w jedną noc, tak, żeby wyjechać z sanatorium do Opola po 21 i zdążyć wrócić na śniadanie do Krynicy na dziewiątą.

Andrzej pokręcił się wieczorem po Krynicy, tak żeby widziało go jak najwięcej osób, które później będą to mogły potwierdzić milicjantom, gdyby ci o niego pytali. Następnie złapał taksówkę, którą dojechał na dworzec w Krakowie. Tam wskoczył do pociągu, którym dotarł do Opola. Tu znowu taksówką z dworca na ulicę Bończyka. Zabił Maryśkę i ukradł jej pieniądze. Taksówką wrócił na dworzec. Wsiadł do pociągu, który zawiózł go do Krakowa. Znowu poszedł na postój taksówek i pojechał do Krynicy. Punktualnie o dziewiątej zszedł na śniadanie.

Pociągi musiały wtedy jeździć punktualnie, według rozkładu, bo gdyby kursowały tak jak dzisiaj, to mogłyby zniweczyć cały misterny plan kuracjusza. Milicjantom udało się dotrzeć do taksówkarzy, którzy zaświadczyli, że feralnej nocy wozili podejrzanego. Myśleli, że to normalny klient, nie wiedzieli, jakie miał mordercze plany...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska