To bardzo niepokojące zjawisko, które się nasila, gdyż sygnałów o "lewych" receptach dostajemy od aptekarzy z Opolszczyzny coraz więcej - podkreśla Marek Brach, wojewódzki inspektor farmaceutyczny w Opolu.
- Głównie fałszowane są druki na leki pełnopłatne, ponieważ one najłatwiej wymykają się spod kontroli. Bo jeśli ktoś wykupuje medykamenty z recepty refundowanej, to wtedy system informatyczny automatycznie to odnotowuje i uniemożliwia jej powtórną realizację. Natomiast recept nierefundowanych to nie dotyczy.
Jeden z wielu przypadków fałszerstw miał niedawno miejsce w małym miasteczku na południu Opolszczyzny. Młody mężczyzna obszedł z tą samą receptą na psychotropy cztery apteki. I wszędzie je wykupił. To mała miejscowość, gdzie wszyscy się znają. Ale sprawa wyszła na jaw dopiero wtedy, gdy farmaceutki z tych aptek przypadkiem się spotkały i rozmawiały na ten temat.
Przeczytaj też: Tabletki na katar tylko dla dorosłych?
- Sfałszowane recepty są czasem lepsze niż oryginał, oszuści używają do ich wyrobu np. drukarek laserowych, dlatego trudno je nieraz rozpoznać - mówi Marek Tomków z Apteki "Na zdrowie" w Oleśnie. - Kiedyś przyszedł młody mężczyzna i wyjął receptę na tramal, to silny przeciwbólowy. Blankiet wydał mi się podejrzany, bo był zbyt idealny, zbyt gładki. Zacząłem go dokładnie oglądać, a wtedy ten klient uciekł. Słusznie, bo recepta była fałszywa.
Kiedyś recepty były produkowane pod kontrolą i dostarczane lekarzom w tzw. bloczkach. Zawierały pewne charakterystyczne cechy, utrudniające fałszerstwo. Jednak od pewnego czasu dla ułatwienia, jak i dla oszczędności lekarze mogą je sobie drukować sami. Ale i coraz częściej korzystają też z takiej możliwości sprytni oszuści.
- Teraz lekarze dostają tylko zakresy numerów z NFZ, jakimi mogą się posługiwać na receptach - zaznacza wojewódzki inspektor farmaceutyczny. - To nie wystarcza, żeby na pierwszy rzut oka wychwycić oszustwo. Kiedyś recepta na silne leki uśmierzające ból była w różowym kolorze, ale i z tego zrezygnowano. Szkoda.
Ostatnio doszło też do podrabiania recept refundowanych. Dopuścił się tego... jeden z opolskich aptekarzy.
- Na jednej takiej recepcie lekarz może przepisać maksymalnie pięć leków, a jeśli było ich tylko trzy, to wtedy ten aptekarz najpierw wydawał je pacjentowi, a potem sam na blankiecie dopisywał jeszcze dwa - wyjaśnia Marek Brach. - Były to zwykle drogie specyfiki. Sprzedawał je potem komuś innemu albo miał na swój użytek. A dodatkowo odbierał jeszcze należną mu refundację z NFZ. Śledztwo w tej sprawie jest w toku, dlatego na razie nie mogę podać więcej szczegółów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?