Lewandowski, Rodriguez, Suarez. Transferowa karuzela trwa

Marcin Sagan
Marcin Sagan
Z wielkich klubów na razie na dużym plusie jest Bayern Monachium. Naszemu napastnikowi Robertowi Lewandowskiemu skończył się kontrakt z Borussią Dortmund i Bawarczycy skorzystali z tego, sprowadzając go za darmo. Nawet gwarantując mu roczną pensję w wysokości 10 mln euro i prowizję dla menedżera, to i tak, jak się wydaje, zrobili świetny interes.
Z wielkich klubów na razie na dużym plusie jest Bayern Monachium. Naszemu napastnikowi Robertowi Lewandowskiemu skończył się kontrakt z Borussią Dortmund i Bawarczycy skorzystali z tego, sprowadzając go za darmo. Nawet gwarantując mu roczną pensję w wysokości 10 mln euro i prowizję dla menedżera, to i tak, jak się wydaje, zrobili świetny interes. Gazeta Krakowska/ Polksapresse
W futbolowym świecie okienko transferowe będzie otwarte do końca sierpnia, można więc jeszcze liczyć na wiele transakcji. Te, do których już doszło, często szokują wielkimi liczbami.

Od zakończenia mundialu w Brazylii minął miesiąc. Mistrzostwa świata kreują gwiazdy, które mogą potem liczyć na bajońskie kontrakty przy przejściu do nowego klubu.

Wiele umów zostało zawartych jeszcze przed mistrzostwami albo tuż po ich zakończeniu. Kibice na całym świecie pasjonują się "wyścigiem zbrojeń", jaki toczą dwie wielkie firmy: Real Madryt i FC Barcelona. To one jak na razie dokonały najwyższych transferów tego lata.

"Królewscy" z Madrytu pozyskali z francuskiego AS Monaco króla strzelców mundialu, Kolumbijczyka Jamesa Rodrigueza za 85 mln euro. "Barca" nie jest gorsza. Z Liverpoolu ściągnęła Urugwajczyka Luisa Suareza za taką samą sumę.

Na początku sezonu nie będzie mogła jednak z niego korzystać, bo został przez FIFA zdyskwalifikowany za ugryzienie na mistrzostwach świata Włocha Giorgio Chielliniego. Kwoty mogą szokować, choć tak naprawdę we wszelkich informacjach medialnych podawane są różne sumy: od 75 do właśnie 85 mln euro.

Różne sumy najczęściej mają związek z tym, że przy transferach do głównej sumy dodawane są różne bonusy (np. pozyskujący klub płaci dodatkowe pieniądze, jeśli kupowany zawodnik rozegra określoną liczbę spotkań albo jeśli drużyna z nim już w składzie osiągnie jakiś sukces).

Czemu płaci się tak niebotyczne sumy za piłkarzy? Futbol to wielki biznes, a on musi się kręcić. Kluby z Madrytu i Barcelony to światowe marki, mające swoich fanów nie tylko w Europie, ale i na innych kontynentach. Zwłaszcza w Azji sprzedaż koszulek z nazwiskami nowych zawodników jest ogromna.

Pieniądze zainwestowane w sprowadzenie nowych zawodników więc się w dużej części zwracają. Nie chodzi zresztą tylko o dwa największe hiszpańskie kluby, ale też o wiele innych z Anglii, Włoch czy Niemiec.

Tu kupisz, tam sprzedasz

Wielkie europejskie kluby stać byłoby na posiadanie bardzo szerokiego składu. Tyle że kiedy przychodzą nowe gwiazdy, to dla kogoś brakuje miejsca do gry. Zawodnicy o uznanych nazwiskach muszą siadać na ławce, a godzić się z tym nie zamierzają. Dlatego też odchodzą.

Tym sposobem z Barcelony do Arsenalu Londyn przechodzi Chilijczyk Alexis Sanchez za 40 mln euro, Argentyńczyk Angel di Maria naciska natomiast na swój transfer z Realu do Paris St. Germain, a w grę wchodzi suma 50 mln.

Z wielkich klubów na razie na dużym plusie jest Bayern Monachium. Naszemu napastnikowi Robertowi Lewandowskiemu skończył się kontrakt z Borussią Dortmund i Bawarczycy skorzystali z tego, sprowadzając go za darmo. Nawet gwarantując mu roczną pensję w wysokości 10 mln euro i prowizję dla menedżera, to i tak, jak się wydaje, zrobili świetny interes.

Miejsce w ataku dla Polaka zrobił Chorwat Mario Mandzukic, za którego Bayern skasował od Atletico Madryt 22 mln euro. Do tego "opchnął" jeszcze Brazylijczyka Luiza Gustavo do Wolfsburga za 18 mln.

Kibice Bayernu żałować mogą odejścia gwiazdy reprezentacji Niemiec na mundialu - Toniego Kroosa, który za 30 mln euro przeszedł do Realu. Umiejący doskonale liczyć Niemcy uznali jednak, że lepiej teraz wziąć te 30 "baniek", niż potem nie dostać nic, gdy Kroosowi wygaśnie kontrakt.

"Lewy", król strzelców Bundesligi, przybył za darmo do Bayernu, ale jego wartość fachowy portal www.transfermarkt.de wycenia na 50 mln euro. Borussia, chcąc natomiast załatać dziurę po odejściu Lewandowskiego, sprowadziła dwóch napastników: króla strzelców włoskiej Serie A Ciro Immobile z Torino za 19 mln euro i Kolumbijczyka Gustavo Ramosa z Herthy Berlin za 11 mln. Trudno przewidywać, czy będą w stanie zastąpić "Lewego". Pewne pozostaje, że po letnich transferach Borussia jest "na debecie".

Zyskać można bardzo wiele

Pod względem sportowym klub z Dortmundu po odejściu Lewandowskiego stracił bardzo dużo. Strata finansowa już tylko w odniesieniu do samego napastnika polskiej kadry duża nie jest. Z Lecha Poznań do Dortmundu przychodził w 2010 roku za 4,5 mln euro. Biorąc pod uwagę, ile dał zespołowi w ciągu ostatnich czterech lat, spłacił się po wielekroć.

Złoty interes zrobiło natomiast AS Monaco. Kiedy rok temu płaciło portugalskiemu FC Porto za wspomnianego już Kolumbijczyka Rodrigueza 45 mln euro, pewnie wielu kibiców w Europie łapało się za głowy, jak można tyle dać za bliżej nieznanego zawodnika. Po roku i świetnym mundialu klub z małego księstwa grający w lidze francuskiej sprzeda go prawie z dwukotnym zyskiem. Ten zysk to nie "drobne" 2-3 czy nawet 5 mln euro, ale aż 40!

Monaco zyskało, ale pośrednio zyskuje też FC Porto i nie chodzi już nawet o ewentualne procenty od transferu Rodrigueza, ale podtrzymanie marki klubu, który w Europie najlepiej wyławia i promuje młode talenty, zarabiając na nich później krocie.

W niedalekiej przeszłości Porto sprzedawało za wielkie sumy nie tylko Rodrigueza, ale też drugiego Kolumbijczyka, Jacksona Martineza, do Monaco czy Brazylijczyka Hulka do Zenita Petersburg, a wcześniej cały zastęp reprezentantów Portugalii.

W tym okienku księgowy FC Porto też może być bardzo zadowolony. Za dwóch raczej jeszcze mało znanych "grajków", Francuza Eliaquima Mangalę i Brazylijczyka Fernando, nie liczący się z wydatkami Manchester City, który ma wsparcie arabskich szejków, zapłacił aż 53 mln euro. Większość za Francuza - 35 mln.

Najbardziej zadowolony może być tego lata skarbnik angielskiego Southamptonu. Klub, w którym w poprzednim sezonie grał polski bramkarz Artur Boruc, był rewelacją rozgrywek Premiership. Do europejskich pucharów się nie zakwalifikował, ale zawodników odpowiednio wypromował. Pięciu już odeszło z niego za łączną sumę ponad 112 mln euro (Adam Lallana, Rickie Lambert i Dejan Lovren do Liverpoolu, Calum Chambers do Arsenalu i Luke Shaw do Manchesteru United). Na Wyspach Brytyjskich wielkie kontrowersje wzbudził zwłaszcza transfer tego ostatniego.

"Czerwone Diabły" rywalizowały o 19-latka z Chelsea Londyn. Wygrały tę walkę, płacąc aż 37,5 mln euro. Zirytowany trener Chelsea Jose Mourinho ostatecznie skrytykował ten transfer i wielką pensję dla nastolatka. Ale kiedy w przeszłości sam namawiał na często horrendalne kontrakty rosyjskiego właściciela klubu Romana Abramowicza, było dobrze. Gdy walkę przegrał, zaczął narzekać. Tymczasem Manchester United jest zdeterminowany, bo w poprzednim sezonie grał słabo.

Polska jako ubogi krewny

Southampton zarobił 112 mln euro za pięciu zawodników, czyli więcej, niż wynosi łączny roczny budżet wszystkich 16 klubów naszej ekstraklasy - około 100 mln euro. Nic więc dziwnego, że polskie kluby "poszaleć" na rynku nie mogą. Większość transferów jest bezgotówkowych. Mistrz Polski warszawska Legia wydała tylko 400 tys. euro - mniej więcej po połowie za Arkadiusza Piecha z Zagłębia Lubin i Igora Lewczuka z bydgoskiego Zawiszy.

Najwięcej latem wydała Lechia Gdańsk. Łącznie około 2 mln euro. W Gdańsku planują stworzenie jak na polskie warunki mocnej drużyny, ale nie byłoby tych transferów, gdyby nie sprzedaż Pawła Dawidowicza za około 2,3 mln euro do Benfiki Lizbona.

Z tych zestawień widać, jak daleko polskim klubom do tych z najlepszych lig europejskich. Nie może więc potem specjalnie dziwić, że nasze kluby męczą się w europejskich pucharach z drużynami z takich państw jak Islandia czy Estonia. Świat i Europa daleko nam odjechały. Emocjonować się więc możemy tylko wielkimi sumami w innych krajach. Polscy piłkarze, poza nielicznymi wyjątkami, to tak naprawdę "trzeci sort" na europejskim rynku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska