Ludzie gubią się bez śladu...

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
To jedna z ostatnich fotografii Eugeniusza Kotwickiego (pierwszy z prawej),  zrobiona w czasie feralnej wycieczki do Paryża.
To jedna z ostatnich fotografii Eugeniusza Kotwickiego (pierwszy z prawej), zrobiona w czasie feralnej wycieczki do Paryża.
Jednostki policji w województwie opolskim prowadzą obecnie poszukiwania 105 osób. Najdłużej prowadzone akcje poszukiwawcze trwają ponad 30 lat. Czasem kończą się znalezieniem ciała.

Co piąty pozostanie tajemnicą.

Co piąty pozostanie tajemnicą.

W Polsce w ostatnich latach ginie średnio ok. 15 tys. ludzi. Żywi lub martwi odnajdują się w ok. 80 procentach. Los co 5 osoby pozostaje tajemnicą.

Wsparcie dla rodzin. Fundacja Itaka, która zajmuje się poszukiwaniem osób zaginionych i prowadzi stronę internetową www.zaginieni.pl, dwa lata temu wystąpiła z propozycją zorganizowania w całym kraju ośrodków wsparcia dla rodzin osób zaginionych. Dotychczas takie ośrodki działają tylko w Warszawie i Lublinie.

Tymczasem rodziny zaginionych oprócz poszukiwań mają problemy prawne i finansowe. Dopiero po 10 latach można wystąpić o oficjalne uznanie zaginionego za osobę zmarłą.

Ostatni raz widzieli go na paryskiej stacji metra Palais Royal. Wszyscy uczestnicy zakładowej wycieczki z Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Siestrzechowicach pod Nysą. 8 listopada 2013 roku jechali już do hotelu, bo tego dnia wieczorem wracali do kraju.

- Podjechał pociąg i wszyscy zaczęli się pchać do środka. A on grzecznie przepuszczał innych - opowiada Jerzy Strzelczyk, uczestnik wycieczki. - Kiedy zamknęły się drzwi i metro ruszyło, zobaczyliśmy, że on jeden został na peronie. Machaliśmy mu jeszcze, żeby został i czekał na nas w tym miejscu.

Przewodnik wycieczki wysiadł na następnej stacji i po 5, może 7 minutach był z powrotem na Palais Royal. 58-letniego Eugeniusza Kotwickiego z Siestrzechowic już nie było.

- Z przewodnikiem przeszukaliśmy tego dnia 19 stacji metra na tej linii - opowiada Józef Samborski, prezes RSP. - Pytaliśmy, nikt go nie widział. Poszliśmy do policji w metrze, ale okazało się, że kamery monitoringu na stacji były wyłączone. Powrót do Polski opóźnił się o 4 godziny, bo wszyscy czekali na efekty poszukiwań. Nasz przewodnik został jeszcze dwa dni dłużej, żeby sprawdzać, czy nie ma nowych wiadomości. Nic. Do dzisiaj. Był chłop i nie ma chłopa.

Eugeniusz Kotwicki to prosty, spokojny człowiek. Ma żonę i dorastającą córkę, pracował w niewielkiej rodzinnej firmie. Nigdy nie był za granicą. Nawet swoją miejscowość opuszczał rzadko. Nie znał języków. Tego dnia nie miał przy sobie nic, oprócz dwóch bagietek kupionych na drogę powrotną. Ani pieniędzy, ani telefonu, ani żadnych dokumentów. Jego zaginięcie zgłoszono do polskiego konsulatu w Paryżu, w żandarmerii, do organizacji społecznej zajmującej się opieką nad bezdomnymi, do polskiej parafii w Paryżu. W Polsce zawiadomiono fundację Itaka. Także burmistrz Nysy Jolanta Barska, odwiedzając niedawno paryski konsulat, pytała o Kotwickiego. Nikt nie ma nowych wiadomości.

Ten rok na Opolszczyźnie może być rekordowy. Do 12 sierpnia policji zgłoszono zaginięcie 443 osób. Przeciętnie ginie nas pół tysiąca rocznie.

Seung Sang Hong, Koreańczyk mieszkający w Opolu, zaginął 20 maja. Jechał samochodem po ul. Wspólnej.

Jarosław Drózd, 41-letni mieszkaniec Raciborza, przyjechał do Otmuchowa 29 maja ubiegłego roku. Wynajął pokój na cztery dni w jednym z ośrodków wypoczynkowych przy ul. Kąpielowej. Miał wędkować. 1 czerwca, kiedy upłynął opłacony termin, personel ośrodka zorientował się, że turysty nie ma. Zostawiono mu w drzwiach prośbę o kontakt. Potem dyrektor wszedł do jego pokoju. Wszystkie rzeczy mieszkańca Raciborza, w tym jego dokumenty, były w środku. Tymczasem nikt nie widział go już od dwóch dni.
Matka i brat zaginionego zaczęli poszukiwania na własną rękę. Brat przyjechał z zagranicy do Otmuchowa, obchodził teren, rozmawiał z wędkarzami, z obsługą zapory na jeziorze. Wynajął kajak, opłynął brzegi jeziora, nurkował w poszukiwaniu ciała. Rodzina Jarosława Drózda jest przekonana, że on utonął w Jeziorze Otmuchowskim. Kiedyś miał uraz głowy, często cierpiał na zawroty głowy i migreny. Mógł się przewrócić, chodząc nad brzegiem. Mężczyzna miał się zgłosić 3 czerwca do zakładu karnego do odbycia kary pozbawienia wolności. Krewni przekonują jednak, że to był bardzo krótki wyrok za niepłacone alimenty. Jarosław na pewno nie uciekał przed więzieniem. Odwrotnie. Jego sytuacja życiowa zaczęła się polepszać. Założył firmę, która sprzedawała generatory prądu w nowej technologii. Dogadywał się z narzeczoną, tęsknił do swojej chorującej córeczki. Gdyby nawet chciał przed czymś uciec, to przecież ściągnąłby ich do siebie.
56-letni Jarosław Ludwa z Wójcic w gminie Otmuchów wyszedł z domu 23 czerwca ubiegłego roku ok. 17. Żona i córka akurat przebywały u rodziny, ale jego widział sąsiad. Wyglądał normalnie, był bez bagaży, pieniędzy. Zabrał ze sobą tylko prawo jazdy i dowód osobisty.
- Nie odnalazł się do tej pory. Nikt nawet do nas nie zadzwonił, że go gdzieś widziano - mówi córka zaginionego. Rodzina poza powiadomieniem policji sama przeszukiwała okolicę, rozwieszała plakaty z fotografią Jarosława Ludwy i telefonami kontaktowymi do siebie. Pół roku później bliscy poprosili o pomoc znanego jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Narysował im mapę z miejscem koło Wójcic, gdzie trzeba szukać ciała. Policja sprawdziła teren. Bez efektu.
Ktokolwiek widział?
Obecnie policjanci na Opolszczyźnie poszukują 105 osób zaginionych - informuje Karol Brandys z Zespołu Prasowego w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Opolu. - W ubiegłym roku przyjęliśmy 556 zgłoszeń o zaginięciu. Jednocześnie 564 poszukiwania zakończyliśmy. Do najdłużej poszukiwanych osób należy chłopiec, który w chwili zaginięcia miał 6 lat. Ostatni raz widziano go 18 marca 1983 roku. Inna osoba, 23-letni mężczyzna, był widziany ostatni raz 26 grudnia 1984. Mamy też na liście 40-letnią wtedy kobietę, która zaginęła 14 maja 1985 roku.
Do najbardziej aktualnych spraw należą poszukiwania 37-letniego Koreańczyka Seung Sang Honga, który mieszkał w Opolu. Ostatnio widziano go 20 maja, gdy jechał samochodem marki Volkswagen Passat po ul. Wspólnej. 42-letni Andrzej Trzeciak z Opola zaginął 25 listopada ubiegłego roku. Widziano go, jak jechał swoim audi A6 ul. Oleską. Wracał do domu. 49-letni Ireneusz Szpikowski 5 grudnia ub. roku wyszedł wieczorem z domu. Poszedł do kościoła na ul. Franciszkańskiej. Ok. 22 kościelny, zamykając świątynię, znalazł na ławce jego rzeczy.
Część z zaginionych znika świadomie. Młode kobiety wyjeżdżają, zajmują się prostytucją. Nie chcą utrzymywać kontaktu z rodzicami. Czasem tylko wyślą kartkę - żyję, bądźcie spokojni. Nawet jeśli policjanci trafią na nie przy jakiejś okazji, mogą tylko powiadomić bliskich o odnalezieniu zaginionej. I o tym, że nie życzy sobie ona kontaktu z rodziną.
Część odnajduje się sama. Zazwyczaj niedługo, po kilku dniach od zgłoszenia. Tak jak Roman W. z Szybowic pod Prudnikiem. W lipcu ten mieszkający samotnie kawaler wsiadł na rower i pojechał. Widziano go potem kilkanaście kilometrów dalej, a kilka dni później jeszcze dalej. Po tygodniu rodzina powiadomiła policję, że poszukiwania można zakończyć, bo Roman W. znalazł się w Opolu. Tymczasem jego wioska ciągle jest oblepiona plakatami z informacją o poszukiwaniach.
Czasem odnajdują się tylko szczątki. Dzięki badaniom DNA można je zidentyfikować. Bliscy mogą urządzić pogrzeb, zakończyć wszystkie sprawy formalne, przeprowadzić spadek. Wdowy mogą ponownie wyjść za mąż.
Szczątki Henryka Żaka z Niemysłowic koło Prudnika odnalazły się wiosną tego roku. Przypadkowy spacerowicz trafił w lesie na ludzką czaszkę i kości. 61-letni mężczyzna wyszedł z domu 16 lipca 2011. Dorabiał sobie, wyrabiając brzozowe miotły, więc rodzina podejrzewała, że mógł pojechać na rowerze do lasu. Sąsiedni las przeszukano kilka razy, z policją, ze znajomymi. Tymczasem on leżał w krzakach na drugim krańcu lasu. 79-letni Czesław Mokrzycki, mieszkaniec Domu Pomocy Społecznej w Kopernikach, zaginął 15 stycznia. Mimo dużych poszukiwań jego ciało znaleziono dopiero 9 kwietnia w rowie z wodą, kilka kilometrów dalej. Nigdy już nie dowiemy się, jak zmarli. a

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska