Plaga szczurów w Opolu? [wideo]

Artur  Janowski
Artur Janowski
Sygnałów od mieszkańców, którzy widzieli szczury, jest znacznie więcej niż w poprzednich latach.
Sygnałów od mieszkańców, którzy widzieli szczury, jest znacznie więcej niż w poprzednich latach. Piotr Krzyżanowski / Polskapresse
Na gryzonie skarży się coraz więcej opolan, a zarządcy nieruchomości mówią wręcz o pladze. Ratusz na razie problemem średnio się przejmuje, choć prezydent powołał... specjalną komisję.

O tym, że w centrum Opola można już mówić o pladze przekonuje Stowarzyszenie Zarządców Nieruchomości, które w sprawie szczurów wystosowało niedawno apel do zarządców, a także do urzędu miasta.

- Sygnałów od mieszkańców, którzy widzieli szczury mamy znacznie więcej niż w latach poprzednich - opowiada Kalina Machlarz, prezes opolskiego oddziału SZN. - To już nie jest tylko ścisłe centrum miasta. Z innych dzielnic mamy także podobne informacje. Stąd nasz apel o dodatkowe deratyzacje. Tylko działając wspólnie możemy skutecznie walczyć z plagą gryzoni.

O tym, że walka jest potrzebna przekonują też mieszkańcy kamienic przy ulicy Ozimskiej sąsiadujący z wielkim parkingiem obok dawnego sklepu Jysk.

- Szczurów było tak dużo, że w pewnym momencie dzieci zaczęły się ich bać - opowiada Eugeniusz Stawniczy, jeden z mieszkańców. - Teraz, gdy ścięto wysoką trawę, jakby się pochowały. Ale co z tego, skoro nadal mamy tu dzikie wysypisko, a skoszona trawa gnije na trawniku. Szczury nadal mają u nas idealne warunki do życia...

Nie tylko tam, bo zarządcy plagę szczurów wiążą z koszami na bioodpady, które od ubiegłego roku każdy opolanin musi mieć na swojej posesji. To do nich ciągną gryzonie i to dzięki nim mogą liczyć na łatwy dostęp do pożywienia.

Zarządcy podkreślają, że nikt nie chce, aby kosze na bioodpady zlikwidować.

- Wnioskujemy o ich częstsze wywożenie (szczególnie latem) oraz o mycie. Obecnie mycie to fikcja i dlatego zapach z tych pojemników jest tak trudny do zniesienia - przekonuje Kalina Machlarz.
Jednym z powodów plagi może być także fakt, że kilka lat temu urząd miasta ograniczył obowiązkowe deratyzacje.

Wcześniej zarządcy musieli robić akcje trzy razy w roku, a obecnie wystarczy, że zrobią je dwukrotnie.

- To stanowczo za mało - przekonuje Kalina Machlarz. - Tymczasem tylko systematyczne akcje i to obejmujące cały obszar miasta mają sens. Na razie jednak prezydent zapowiedział nam tylko na spotkaniu, że w sprawie szczurów powstanie... specjalna komisja.

Komisja zajęła się jednak nie plagą w całym mieście, ale w okolicach Rynku. Urzędnicy zapewnili nas w poniedziałek z pełną powagą, że zespół pracuje i sprawdza na przykład czy były przeprowadzone obowiązkowe deratyzacje.

- Przepisy nakazują dwie akcje, ale zarządcy, jeśli widzą problem, powinni sami zlecać dodatkowe deratyzację na prywatnych nieruchomościach - tłumaczy Aleksandra Śmierzyńska z urzędu miasta.

Franciszek Dezor, prezes spółdzielni Przyszłość widział niedawno szczura spacerującego w okolicach dworca PKP.

- Zdziwiłem się, na naszych terenach to nie do pomyślenia. My na deratyzacji nie oszczędzamy - twierdzi prezes.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska