O tym, że w centrum Opola można już mówić o pladze przekonuje Stowarzyszenie Zarządców Nieruchomości, które w sprawie szczurów wystosowało niedawno apel do zarządców, a także do urzędu miasta.
- Sygnałów od mieszkańców, którzy widzieli szczury mamy znacznie więcej niż w latach poprzednich - opowiada Kalina Machlarz, prezes opolskiego oddziału SZN. - To już nie jest tylko ścisłe centrum miasta. Z innych dzielnic mamy także podobne informacje. Stąd nasz apel o dodatkowe deratyzacje. Tylko działając wspólnie możemy skutecznie walczyć z plagą gryzoni.
O tym, że walka jest potrzebna przekonują też mieszkańcy kamienic przy ulicy Ozimskiej sąsiadujący z wielkim parkingiem obok dawnego sklepu Jysk.
- Szczurów było tak dużo, że w pewnym momencie dzieci zaczęły się ich bać - opowiada Eugeniusz Stawniczy, jeden z mieszkańców. - Teraz, gdy ścięto wysoką trawę, jakby się pochowały. Ale co z tego, skoro nadal mamy tu dzikie wysypisko, a skoszona trawa gnije na trawniku. Szczury nadal mają u nas idealne warunki do życia...
Nie tylko tam, bo zarządcy plagę szczurów wiążą z koszami na bioodpady, które od ubiegłego roku każdy opolanin musi mieć na swojej posesji. To do nich ciągną gryzonie i to dzięki nim mogą liczyć na łatwy dostęp do pożywienia.
Zarządcy podkreślają, że nikt nie chce, aby kosze na bioodpady zlikwidować.
- Wnioskujemy o ich częstsze wywożenie (szczególnie latem) oraz o mycie. Obecnie mycie to fikcja i dlatego zapach z tych pojemników jest tak trudny do zniesienia - przekonuje Kalina Machlarz.
Jednym z powodów plagi może być także fakt, że kilka lat temu urząd miasta ograniczył obowiązkowe deratyzacje.
Wcześniej zarządcy musieli robić akcje trzy razy w roku, a obecnie wystarczy, że zrobią je dwukrotnie.
- To stanowczo za mało - przekonuje Kalina Machlarz. - Tymczasem tylko systematyczne akcje i to obejmujące cały obszar miasta mają sens. Na razie jednak prezydent zapowiedział nam tylko na spotkaniu, że w sprawie szczurów powstanie... specjalna komisja.
Komisja zajęła się jednak nie plagą w całym mieście, ale w okolicach Rynku. Urzędnicy zapewnili nas w poniedziałek z pełną powagą, że zespół pracuje i sprawdza na przykład czy były przeprowadzone obowiązkowe deratyzacje.
- Przepisy nakazują dwie akcje, ale zarządcy, jeśli widzą problem, powinni sami zlecać dodatkowe deratyzację na prywatnych nieruchomościach - tłumaczy Aleksandra Śmierzyńska z urzędu miasta.
Franciszek Dezor, prezes spółdzielni Przyszłość widział niedawno szczura spacerującego w okolicach dworca PKP.
- Zdziwiłem się, na naszych terenach to nie do pomyślenia. My na deratyzacji nie oszczędzamy - twierdzi prezes.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?