Kto powiedział, że na pielgrzymce trzeba tylko modlić się i śpiewać psalmy?

Redakcja
Koniec przerwy. Pan Bóg wprawdzie ma cierpliwość, ale czas nas goni!
Koniec przerwy. Pan Bóg wprawdzie ma cierpliwość, ale czas nas goni! Paweł Stauffer
Starsze panie lubią rapujące pieśni. Przy nich maszeruje się żwawiej. Przy psalmach zaś pielgrzym się wycisza, rozmyśla o intencjach. Czeka na przemianę.

Trwa 38. opolska pielgrzymka na Jasną Górę. Opolanie, w sumie ponad 2300 osób, idą w kilku tzw. strumieniach. We wtorek wyruszył strumień kluczborski.

W oknie domu naprzeciwko kościoła w Chudobie Maria Bok kogoś z niecierpliwością wygląda: - Naszej pielgrzymki - wyjaśnia i ociera łzy: - Bo ja tak bardzo też chciałabym pójść, ale zdrowie nie pozwala. Ledwo co na mszę dojdę. A teraz chociaż ich posłucham.

Pielgrzymki faktycznie jeszcze nie widać, ale już słychać, wchodzą do wsi ze śpiewem, ton nadają Natalia i Monika, "nasze wokalistki" - tak nazywają je pielgrzymi. Wyruszyli z Kluczborka po porannej mszy, mają dojść na nocleg w Zębowicach. W strumieniu kluczborskim maszeruje około stu pielgrzymów.

Julcia Bednarek idzie obok wózka pchanego przez mamę. - Głównie mama mnie woziła - przyznaje. - Ale teraz idę sama.

Julcia nie jest debiutantką, pierwszy raz była na pielgrzymce rok temu. - Babcie mi powiedziały, za co się modlić i o co prosić Boga - mówi poważnie.

Mama już nie liczy, ile razy pielgrzymowała, będzie tego z 10 razy, może więcej. - Idziemy co roku w różnym składzie, ale staramy się, by zawsze był na pielgrzymce ktoś z rodziny, z dwóch albo i trzech pokoleń.

Na boisku koło szkoły stoją kotły, a w nich parują dwie zupy do wyboru. To obiad pielgrzymów. - My nie gotowały zup, ino za nie zapłaciły w restauracji - mówią kobiety wydające rosół z makaronem i pomidorową z ryżem. Sto porcji.

Nie wszyscy pielgrzymujący mają posiłki z cateringu. W strumieniu opolskim, który jest najliczniejszy, wydawane są zwykle dania gotowane przez ochotniczki. Bo kto znajdzie restaurację, która przygotuje za jednym zamachem ponad tysiąc porcji?
Natalia (17 lat) i Monika (20 lat) nie idą po posiłek wydawany pielgrzymom na szkolnym placu w Chudobie, padają na pośpiesznie rozłożone karimaty. - Musimy odpocząć po marszu i po śpiewaniu - mówią siostry. Młodsza jest na pielgrzymce 9. raz, starsza - 3.

- Pierwszy raz poszłam z mamą, nie miałam wtedy znajomych na pielgrzymce - mówi Natalia. - Z roku na rok ich przybywało, a jak się ma dobre towarzystwo, to jeszcze bardziej się chce maszerować.

Monika z uśmiechem nazywa siebie "zbłąkaną duszą" i "buntownikiem". Trochę trwało, zanim zdecydowała się wybrać z siostrą na pielgrzymkę; co tu kryć, zrobiła to także dla towarzystwa, bo siostra szła i dużo koleżanek. - Młodzi sądzą, że pielgrzymki są nużące. Ja też tak myślałam, dopóki nie poszłam. Pielgrzymka odmienia człowieka - mówi. - Często brakuje mi cierpliwości. Tu ładuję akumulatory pozytywną energią. Nabieram dystansu i pokory.

Tato wciąż powtarza córkom: Jak tylko zechcecie, to po was przyjadę i zabiorę. Jakoś go nie wzywają.

Siostry nadają muzycznego ducha strumieniowi kluczborskiemu. Śpiewają pieśni liturgiczne, hymny; głównie ze śpiewnika pielgrzyma, ale dokładają też własny repertuar. Na postojach zanucą Dżem i Kasię Nosowską.

Rok temu przebojem były kawałki wzorowane na rapie księdza Jakuba Bartczaka: - Zaśpiewałyśmy od niego kilka rymów. Szczególnie podobało się starszym paniom, miałyśmy prośby o dyktowanie słów - mówią. - Często podczas tras podchodzą pielgrzymi i opowiadają treść swych ulubionych utworów, trochę zanucą i wspólnie dochodzimy do tego, co to za pieśń. Dziś idzie z nami nowy na parafii ksiądz - Artur. Dostał fory i może mieć koncert życzeń. Na razie zechciał posłuchać "Armii Pana głos…".

To pierwszy dzień pielgrzymki, ale wielu odpoczywających zaczyna cierpieć na bóle stóp. W poradnikach pielgrzyma wyczytać można radę, że w buty warto wsadzać podpaski bez skrzydełek - takie podkładki zapobiegają odciskom. - Wystarczy chusteczka higieniczna - mówi Jan Radwański, doświadczony pielgrzym z Kluczborka.

Bożena z Polanowic oparła stopy o konar drzewa, potem wciera w nie miksturę, którą sama wykonała. Zgadza się zdradzić skład: - Dać po równej części spirytusu i oliwki dla dzieci. Spirytus pobudza krążenie, odkaża, a oliwka natłuszcza i chroni przed otarciami. Mikstura się sprawdza - pęcherzy nigdy nie miałam. Bogu dzięki. Na to wydarzenie, jakim jest pielgrzymka, przygotowuję się nie tylko duchowo, ale i fizycznie - mówi. - Przez ostatni miesiąc starałam się chodzić do pracy pieszo, przy każdej okazji jeździć na rowerze.

Zupa powoli znika z garów, a posilonym pielgrzymom humory coraz bardziej dopisują. Pomiędzy opatrywaniem ran i przekłuwaniem pierwszych pęcherzy na stopach (poradniki zakazują tego robić, ale pielgrzymujący nie zawsze słuchają dobrych rad), są żarty:

- Mężczyzna budzi się w nocy, słyszy szmery w domu. Zapala światło i widzi złodzieja - opowiada jedna z pielgrzymek.
- Czego szukasz? - pyta mężczyzna.
- Pieniędzy! - odpowiada złodziej.
- Super, poszukamy razem! - stwierdza obudzony.

Śmiech. Kto powiedział, że na pielgrzymce trzeba się tylko modlić i śpiewać nabożne pieśni oraz rozważać swe uczynki? Jest czas i na modlitwę, zadumę i na dobry żart. I na gimnastykę.

60-letni Jan Włosek, leżąc na trawie, wykonuje kolejne brzuszki: - Robię je, aby rozruszać mięśnie brzucha, te zaś odciążą kręgosłup, bo wielogodzinny marsz kręgom nie służy. Lekarze powiadają, że mam połowę kręgów do wymiany - śmieje się.

To jego 29. pielgrzymka. Rodem jest z Kluczborka, mieszka zaś we Lwówku, najpierw więc przejeżdża ponad 200 kilometrów, potem idzie ponad 100 km. W strumieniu kluczborskim, wśród przyjaciół. - Kiedyś ten strumień łączył 600 osób. Teraz jest nas nieco ponad stu - zauważa Jan.
W zaganianym świecie szuka się wygody. Mszy można przecież odsłuchać w radiu, spowiedź fajnie byłoby odbyć via internet. - Są i tacy, co w niedzielę wsiadają do auta i do sąsiedniej wioski na mszę jadą, bo tam ksiądz prawi krótsze kazania - tłumaczy Radwański.

Więc jak tu znaleźć kilka dni na mozolny marsz do sanktuarium? Posiłki zapewnione, walizek dźwigać nie trzeba, bo zabierają je busy i zawożą na kolejne nocne postoje. Ale trudzić się w marszu trzeba.

- Teraz ilość przeszła w jakość. Wiem, co mówię, bo kiedyś byłem porządkowym i widziałem na pielgrzymkach, jak to młodzi się z domu zrywali. Trzeba ich było pilnować, poganiać. Marudzili jak na wycieczkach rozrywkowych, na rajdach jakichś. Bywało, że ksiądz do domu ich odsyłał, bo wieczorem, zamiast iść na nabożeństwo, to szli na piwko - wspomina Jan Włosek.

Kiedyś brali na pakę

Na boisko tymczasem wchodzą księża, oni jedli obiad na tutejszej plebanii: - Brzuchy pełne, ciężko będzie iść - uśmiecha się ksiądz Andrzej Szymon na propozycję posmakowania rosołu.

Czas ruszać dalej, pielgrzymka wchodzi w las, by nim dojść do końcowego przystanku tego dnia - Zębowic. - Wokół tylko przyroda, można się wyciszyć, zadumać, złożyć przed samym sobą ważne obietnice - mówi Małgorzata Pielorz, mama sześciorga dzieci. Zwykle bierze je wszystkie na pielgrzymkę.

Justyna Młynarczyk spod Kluczborka: - Przyroda wycisza, to fakt, ale czeka nas też odcinek po piaskach. Masakryczny! Kostki się wykręcają, stopy grzęzną…

Zębowice. Po 17.00 wioska wygląda na opuszczoną, nikt nie ma nic do roboty w obejściach, nikt nie chce w ciepły wieczór posiedzieć przed domem. Zaglądam na podwórze w centrum wsi, pytam zaniepokojonych gospodarzy, czy przyjmą pielgrzymów na nocleg. Ktoś bierze mnie nawet za pielgrzymującą: - Nie dam noclegu, bo za tobą inni przyjdą, szarańcza! - mówi.
Aż trudno uwierzyć, że ponad 90% Polaków to katolicy.

Antoni Tyszecki, najstarszy uczestnik kluczborskiej pielgrzymki ("Do setki brakuje mi tylko 19 lat" - mówi o sobie): - Jak zaczynałem chodzić, to na wsi czekało na nas po pięć traktorów. Brali na pakę i rozwozili po wsi, po gospodarzach. A teraz: mnie seniorowi się szczęści, bo sypiam u krewnych księży. Inni zaś od furtek odchodzą z kwitkiem.

Jak mówią pielgrzymi - im bogatsze domy, im większe i bardziej zadbane obejścia, tym mniejsze szanse na gościnę. Bywa, że gospodarze na widok pielgrzyma spuszczają żaluzje, tłumaczą, że właśnie wyjeżdżają na wakacje lub na długi weekend.

Dawid Patyk z Gorzowa dziś jest spokojny: - Mamy luksus, bo u wujka będziemy z koleżankami spali. A co będzie jutro i później - nie wiadomo. - Hardkorowo było rok temu, w jednej z wiosek nikt nie chciał nas przyjąć, w końcu siostry zakonne udostępniły nam szopę. Tyle że w niej myszy rządziły… Uciekaliśmy przed nimi, że hej!

Inni wspominają noclegi na cementowej podłodze w remontowanej kaplicy.

Czym chata bogata

Więc w Zębowicach na komunikat, że sołtys udostępnił w tym roku salkę gimnastyczną i prysznice obok, większość idzie w kierunku szkoły. Pielgrzymi, którym w dawnych czasach udało się zaprzyjaźnić z bardziej gościnnymi mieszkańcami, idą pośpiesznie ku znanym im domom. Czasem jeszcze kogoś przygarną:

- To moja córka i wnuczka. Córka była w tamtym roku…- Radwański przypomina się mieszkance Zębowic, Ewie Jastrząbek. - A tam idzie Iwonka, pamięta pani? I jeszcze dwie panie. Mogą przyjść? Jakoś się pomieścimy. Ja będę na korytarzu.

Dom pani Ewy skromny, ale nie ma nawet mowy, by ktoś na korytarzu nocował. Gospodyni ugości, choć czasy ciężkie. Ani pracy, ani renty. - Miałam rentę, ale mi zabrali. Im gorzej się czuję, tym - wedle urzędników - zdrowsza jestem - wzdycha, wstawiając wodę na kawę.

Czym chata bogata: na stole w kuchni stoi talerz ze swojskimi jajami ugotowanymi na twardo, chleb, pomidory, obok ciasto ze śliwkami.

- Pan Radwański pierwszy raz zapukał do mnie 18 lat temu. I tak już zostało - mówi. Przez 18 lat rozniosła się fama o pani Ewie pielgrzymów przyjmującej. - Za pierwszym razem przyjęłam tego pana z dwiema córkami. Ale kiedyś przyjęłam 19 pielgrzymów. Ciągle ktoś stukał, że noclegu znaleźć nie może, a deszcz padał.

Innym razem pielgrzymka przyszła akurat w terminie odpustu. Pani Ewa gościła krewnych, a tu strudzeni stukają do drzwi. Też nie odmówiła. Nawet jak była na wyjeździe, aby zarobić przed zimą na opał, poprosiła syna, by otworzył wędrowcom dom.

- Czasami koleżanki mówią: Ja też kiedyś przyjęłam, ale szafkę popsuli, pobrudzili - mówi pani Ewa. - Nie mam tych kłopotów.

Goście posilają się i idą na apel wieczorny. - Noc spokojną niech wam da Bóg Wszechmogący - mówi ksiądz.

Sen przychodzi szybko. Od świtu kolejna wędrówka. I tak do soboty, do Mszy Świętej pod Jasnogórskim Szczytem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska