Kim pan jest, panie podpalaczu?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
- Ja tam na 95 procent jestem pewny, że to Piotrek – komentuje jeden z mieszkańców. Prosi o anonimowość, bo przecież we wsi każdy ma łatwopalne zabudowania.
- Ja tam na 95 procent jestem pewny, że to Piotrek – komentuje jeden z mieszkańców. Prosi o anonimowość, bo przecież we wsi każdy ma łatwopalne zabudowania. Paweł Stauffer
To mit, że podpalacze powodują tylko niegroźne pożary słomy czy starej szopy. Daniel L. w lutym 2008 roku podpalił nocą dom wielorodzinny w Głuchołazach. 38 ludzi musiało uciekać.

Nie. Nie jestem podpalaczem - młody mężczyzna staje w drzwiach mieszkania. Na twarzy ma pewny siebie, choć trochę sztuczny uśmiech. - Grożono mi już nawet prywatnym detektywem, ale ja mam czyste sumienie. Nie mam się czym przejmować. Nikt mi nic nie zrobi. Sam złożyłem sprawę na policji i w sądzie o pomówienia. Jeden ze wsi nazwał mnie podpalaczem u nas w kawiarni, ale ja byłem sprytniejszy i wszystko nagrałem. Nie pozwolę się oczerniać.

Nazwijmy go: Piotrek. Na swojej stronie na Facebooku napisał: Jestem strażakiem i jestem z tego dumny. Zamieścił też swoje zdjęcie w strażackim mundurze. W akcjach się wybija, wszędzie pierwszy, aktywny.

Nie kryje, że straż to jego życiowa pasja. A jednocześnie ludzie we wsi wołają za nim: Cześć podpalaczu. Choć nikt go z otwartym ogniem nie złapał na miejscu pożarów, z którymi przygraniczne wioski pod Otmuchowem borykają się od 2011 roku. Pożarów, które ewidentnie wywołał podpalacz.

W piątek 8 sierpnia strach padł na małą wioskę Zwanowice w gminie Otmuchów. Przed północą zapłonęło siano w wielkiej stodole spółdzielni rolniczej na polach za domami.

Jeden z mieszkańców, biegnąc na miejsce, nakrył podpalacza, ale sylwetka mężczyzny umknęła mu w ciemności. Nie rozpoznał. Strażacy ochotnicy z sąsiedniego Kałkowa przyjechali błyskawicznie i ugasili siano, zanim doszło do poważniejszych strat. Piotrek był na miejscu jednym z pierwszych. On też uważa, że ogień ktoś podłożył. Ma nawet swoje podejrzenia, ale publicznie na nikogo nie chce rzucać oskarżeń. Policji powiedział. Niech sprawdzają.

Między marcem 2011 a majem 2013 państwowa straż pożarna zanotowała w Kałkowie 16 pożarów. Najgorzej było w marcu 2012, kiedy paliło się pięć razy.

Kolejno: stodoła, drzewo na podwórzu, opuszczona nieczynna rzeźnia, budynek gospodarczy, obora. Płonęły budynki w centrum, wokół kościoła, aż ksiądz się przestraszył, że i jego ktoś w końcu podpali. Miejscowi dodają do tego jeszcze dwa pożary w sąsiednich wioskach - Harendzie i Wierzbnie.

Wszystkie wybuchały w okolicach północy, w wolne dni. W kilku przypadkach było duże zagrożenie, że zajmą się sąsiednie domy, że silny wiatr rozpęta ogień po całej okolicy. W oborze na Harendzie trzeba było z ognia wyprowadzać bydło. W Wierzbnie spłonęła chlewnia, świniaki ratowano w ostatniej chwili.

Strażacy mówią, że to typowe podpalenia. W budynkach nie było instalacji elektrycznej, z części od dawna nikt nie korzystał, stały opuszczone. Rada sołecka przez pewien czas pełniła nocne straże. Chodzili po wiosce, gdy o 2 wygaszano uliczne latarnie. Ludzie starannie zamykali bramy posesji, spuszczali na noc groźne psy. Od ubiegłego roku seria przygasła, bo zwykłych podpaleń suchej trawy nikt do tego nawet nie wlicza. Pożar w Zwanowicach znów rozpalił obawy.

- Policja nic nie robi - narzekają miejscowi. - Wzięliby go, przycisnęli na przesłuchaniu, toby się przyznał. Przecież wszyscy wiedzą, o kogo chodzi.

- Obecnie komisariat w Otmuchowie nie prowadzi żadnego postępowania w sprawie podpalenia czy podpaleń w Kałkowie - informuje Grzegorz Sługocki, rzecznik komendy powiatowej w Nysie. - W 2008 roku odnotowaliśmy tam około 10 takich zdarzeń. Aktu oskarżenia nie skierowano przeciwko nikomu.

Wtedy Piotrek był przesłuchiwany kilka razy. Jako świadek. Zawsze podawał alibi na czas, gdy wybuchał ogień. W czasie jednego z pożarów był nawet w Opolu i sam nie dojechał do akcji. Wśród miejscowych strażaków chodzą nawet wersje, że podpala ktoś inny, ale specjalnie, żeby wrobić Piotrka. Albo że podpalaczy jest kilku. Robią to na zmianę dla rywalizacji albo zabawy.

- Ja tam na 95 procent jestem pewny, że to Piotrek - komentuje jeden z mieszkańców. Prosi o anonimowość, bo przecież we wsi każdy ma łatwopalne zabudowania.- Za dużo poszlak wskazuje na niego. To typowy maniak gaszenia. Jak mu brakuje akcji, to sam wywołuje kolejne pożary.

- Nie wierzę, że to on - odpowiada ktoś inny. - Przecież zawsze miał alibi.

Podpalił swój dom

O Danielu L. też wiedziała cała wioska. Ludzie wydedukowali z różnych okoliczności, że to on podpala. Tylko policja nie mogła mu nigdy niczego udowodnić.

Aż do 28 grudnia ubiegłego roku. Tej nocy wybuchły w Gierałcicach dwa pożary. U nowych mieszkańców wioski paliło się w stodole dobudowanej do domu. Szczęście, że właścicielka przed północą wyszła na balkon sprawdzić lampki świąteczne i zobaczyła światło przez deski stodoły. Wezwała strażaków.

Jadąc do jej pożaru, natknęli się na drugi ogień. Płonął dach na niewielkim domu rodziny L. Tam, gdzie mieszkał Daniel. Strażacy nie mieli wątpliwości, że ktoś podłożył na poddaszu ogień. Tym razem to ojciec i brat Daniela L., wypytywani przez policjantów, pierwsi wskazali na niego.

Ojciec: On kiedyś był w ochotniczej straży pożarnej, ale nie mógł się dogadać z komendantem. Wypisano go. Bardzo to przeżył, bo on zawsze marzył, żeby zostać strażakiem. Od sąsiadów słyszałem, że chodził po domach i sprawdzał ludziom instalacje, żeby zapobiegać pożarom. Tej nocy zachowywał się dziwnie. Pomagał strażakom rozkładać węże, ale kiedy przyjechała policja, to chował się przed nimi.

Brat: Daniel ma skłonności do podpaleń. Jakieś 3-4 lata temu próbował już podpalić nasz dom, ale mu odebrałem zapałki.

Tego dnia 35-letni Daniel wrócił do domu pijany. Awanturował się z ojcem. Wykrzyczał mu, że go zniszczy i wyszedł z domu. Przed północą wrócił i zapowiedział ojcu, że zaraz przyjedzie policja. Po czym poszedł spać do swojego pokoju. Pół godziny później ojciec zauważył, że coś się dzieje na strychu. Poszedł budzić synów. Daniela tylko dotknął, a ten już skoczył na nogi i biegł zawołać strażaków.

Ojciec: Ma pokój cały wyklejony strażackimi kalendarzami. Na dźwięk syreny biegnie pierwszy i pomaga, choć go strażacy nie chcieli do siebie. Kiedy we wsi się paliło, on był pierwszy na miejscu, ale na podpaleniu nikt go nie złapał.

Daniel przyznał się na pierwszym przesłuchaniu. Tej nocy chciał zrobić na złość ojcu. Przez dziurę w dachu wrzucił do środka płonący karton. Potem poszedł podpalić sąsiada, żeby odsunąć od siebie podejrzenia.

Daniel L.: - Po alkoholu mam ochotę podpalać. Może dlatego, że kiedyś miałem uraz głowy. I tak odreagowuję, jak jestem zdenerwowany.

Już po zatrzymaniu podpalacz sam zaczął wymieniać inne swoje podpalenia. Stodołę, strych domu, niezamieszkany budynek w swojej wiosce. W sumie przyznał się do wywołania 7 pożarów.

Najgroźniejszy w skutkach spowodował 7 lutego 2007 roku w Głuchołazach, gdzie czasowo mieszkał. Podłożył ogień na strychu wielorodzinnego budynku, gdzie tej nocy spało 38 osób. Całe szczęście, że ktoś przypadkowo zobaczył nocny ogień. Ktoś mógł zginąć, a tak tylko kilka rodzin na długo zostało bez mieszkania, dobytku. Biegli psychiatrzy uznali, że oskarżony nie wykazuje objawów choroby psychicznej.

Daniel L. na rozprawie sądowej: - Chcę wszystkich przeprosić i proszę o wybaczenie. Już nie mam skłonności do podpalania.

Sąd z Prudniku skazał Daniela L. na dwa lata więzienia i obowiązek prac społecznych. Ale równie surową karę ponosi jego rodzina. 92-letnia babka, ojciec i brat mieszkają w domu przykrytym folią. Nie stać ich na nowy dach. Firma ubezpieczeniowa odmówiła im wypłaty odszkodowania, kiedy okazało się, że ogień podłożył jeden z domowników.

Podobnych przypadków jest więcej, choć rzadko dostają się na czołówki gazet. W 2008 roku w Maciejowicach koło Otmuchowa ktoś spowodował 9 pożarów. Wieś nocami wystawiała straże. Burmistrz wyznaczył 2 tysiące nagrody za ujęcie sprawcy. W styczniu 2009 złapano go. 17- latka mieszkającego kilka wsi dalej. Przyjeżdżał na motorku, patrzeć na ogień.

Zdaniem Jana Gołębiowskiego, psychologa kryminalnego, ludzie podpalają z kilku powodów. Dla odszkodowania, z zemsty, w akcie wandalizmu. Zdarzają się też psychopaci z zaburzeniami z grupy popędowych. Odczuwają przymusową potrzebę wzniecenia ognia i obserwowania zniszczeń. Jakiś głos każe im podpalać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska