Co straszy w opolskich sądach?

Redakcja
Tadeusz Kuzebski, sędzia Sądu Okręgowego w Opolu.
Tadeusz Kuzebski, sędzia Sądu Okręgowego w Opolu. Paweł Stauffer
O wampirach, a także o tym, co straszy w opolskich sądach mówi Tadeusz Kuzebski, sędzia Sądu Okręgowego w Opolu, autor horrorów o wampirach.

Ile pan stron wczoraj napisał, panie sędzio?
Zaledwie kilka linijek.

Ociekały krwią?
Akurat wczoraj moje wampiry nie były głodne. A napisałem zaledwie kilka linijek, bo ja muszę być wypoczęty, to nie jest praca, którą się wykonuje jak na taśmie w fabryce, ona zależy od natchnienia. Tę swoją pisaninę rozkładam na dni, tygodnie, miesiące.

Mało który literat powiedziałby "pisanina" o swojej twórczości. Każdy jest niedocenionym potencjalnym noblistą.
Może po prostu mam zdrowy stosunek do tego, co robię. Ale dlaczego pytał pan, ile wczoraj napisałem?

Bo po tym miało być pytanie o to, ile spraw zalega na pańskiej wokandzie. Komuś może się wydać bulwersujące, że w obliczu zapaści terminowej w polskich sądach polski sędzia pisuje sobie horrory.
Owszem, mam dużo spraw. Wokandę mam raz na tydzień, terminy rozpraw są wyznaczane dużo wcześniej, ja się do nich sumiennie przygotowuję. Rozumiem przytyk, ale to nie sędziowie spowodowali zapaść sądownictwa, to nie oni okradli sądownictwo z pieniędzy, to nie oni wymyślają procedury.

To dlaczego jest tak źle?
Bo takich mamy rządzących. Politycy zmierzają do tego, żeby sądy były słabe, bo doskonale wiedzą, że im słabszy wymiar sprawiedliwości, tym trudniej będzie ich dopaść.

Mówi pan jak Korwin-Mikke.
To źle? Korwin akurat w tym temacie ma rację. Ale jest jak jest, bo posłowie każdej kadencji nie zajmują się tym, co do nich należy, ale lustracją, aborcją, dekomunizacją, podsłuchami, Smoleńskiem…

To źle? Czy nie powinniśmy mieć jednak tego wraka i czarnych skrzynek? W pana powieści wampiry już dawno by je sobie odebrały od Rosjan.
No, dobrze, ale w tych politycznych emocjach rozmywają się sprawy ważne, choć mniej widowiskowe, takie jak drożność sądowych postępowań.

Czy to dyskusja o Smoleńsku powoduje, że przerwy między rozprawami są tak nieludzko długie?
A jakie pana zdaniem mają być?

Kilka dni, ale nie kilka miesięcy. W Austrii proces słynnego potwora Fritzla trwał cztery dni. U nas trwałby cztery lata.
Pan się naoglądał filmów. Jak ja mam równolegle 20-30 spraw, to nie mogę sobie pozwolić na taki luksus. To nie jest tak, że ja prowadzę sprawę, zamykam ją i dostaję następną. To jest robota na wiele instrumentów. I różni się od pracy robociarza, który namacha się łopatą, ale przyjdzie do domu, zje golonkę, popije piwem i ma święty spokój. Ja w tym czasie czytam akta.

Albo pisze pan o wampirach… Zostańmy jeszcze na sali sądowej. W pana książkach bohaterowie żywią się ludzkim mięsem…
Stop! Nie mięsem, tylko krwią!

No dobrze, krwią. Proszę sobie wyobrazić, że któryś z pana podsądnych miałby taki gust kulinarny. Jaki byłby wyrok?
Z całą pewnością bym tak łatwo nie dowiedział się, że ma taki gust, bo jako wampir byłby trudny do namierzenia. Poza tym jego przełożeni najpewniej nie dopuściliby do procesu.

I co? Unieszkodliwiliby sędziego?
Może… To są istoty świetnie orientujące się w sprawach społecznych, każdy wampir to jest były człowiek, który został zwampirzony. To jest wielka siatka doskonale zakamuflowana w świecie ludzkim i potrafiąca doskonale nami manipulować.

Lepiej zakamuflowana niż siatka agentów Putina?
Dużo lepiej. Wampiry są cwańsze niż agenci Putina. Zdecydowanie rzadziej zdarza im się zrobić coś, co zwróciłoby na nich uwagę. Mają swoich w policji, w tajnych służbach, w aparacie sprawiedliwości. Państwo Drakuli jest doskonale zorganizowane. Ma pieniądze, skrytobójców, agentów wpływu.

Gdyby podmienić w pana narracji te wampiry na pracowników byłych komunistycznych służb, to obwołano by pana pierwszym oszołomem III RP.
Ale kiedy tak właśnie jest! Mam na myśli świat wampirów.

Pan to mówi tak sugestywnie, że odnoszę wrażenie, że sam w to wierzy.
Bo wierzę.

A ja nie wierzę, że pan wierzy. Mówi pan tak w ramach pewnej konwencji. Mrugając do nas okiem.
Przecież nie mrugam. Dostrzega pan u mnie jakiś tik? (śmiech)

Niech pan opowie coś jeszcze o wampirach. Naczytał się pan starych ksiąg i dokumentów? Jeździł pan do Rumunii na kwerendy po starych księgozbiorach?
Do Rumunii nie jeździłem, ale przeczytałem o wampirach prawie wszystko. To bardzo ciekawe istoty, jestem nimi zafascynowany. Bez powodu nie zabijają. Są jak drapieżnicy. Właściwie to mają tylko trzy powody, aby zabić człowieka: dekonspiracja, głód, wojna. Bo oni są wytrawnymi wojownikami, a na wojnie mogą się najeść do syta. Wpijają kły w gardło ofiary, a potem dla niepoznaki, żeby ukryć ślady zębów, przestrzeliwują jej gardło albo podcinają fachowym cięciem noża.

Ale przecież na całym globie w każdej chwili toczy się jakaś wojna. Jak odróżnić wampira od sołdata, który nacisnął guzik wyrzutni BUK?
To naród rycerski, stosują się do etosu, walczą szlachetnie, na cywilów ręki nie podnoszą, nie stosują broni masowej zagłady. Każdy wampir jest kilkanaście razy silniejszy od człowieka, nie starzeje się, jest od człowieka dużo inteligentniejszy. Nie zabija też pod żadnym pozorem dzieci. Tak więc wampiry nie muszą korzystać z wyrzutni rakietowych. A wampirzyce są ponadto trzy razy piękniejsze od naszych kobiet.

Czy czerpie pan inspirację do swych książek ze spraw sądowych? Przecież w teczkach, do których ma pan dostęp, jest mnóstwo zła, przemocy, zbrodni, ofiar. Nic, tylko skserować, a potem przepisywać.
Do pewnego stopnia się inspiruję i jest mi to przydatne. Na przykład wtedy, gdy chcę się zapoznać z brutalnością ludzkich postępków, z pomysłowością człowieka w krzywdzeniu innego. Czasem nie potrafilibyśmy wymyśleć tego, co znajduje się w sądowych aktach. Oglądałem wiele zdjęć z miejsca zbrodni, to działa na wyobraźnię pisarza. Ale tak ogólnie nasza praca w sądzie to potworne nudziarstwo, pewnie dlatego uciekłem w literaturę.

Nudziarstwo? Koledzy sędziowie przestaną pana na brydża zapraszać. A prezes sądu wezwie na dywanik.
Ja nie chadzam na brydża. Koledzy mnie nie za bardzo lubią i proszę nie pytać, dlaczego. A prezes Sądu Okręgowego w Opolu już przy pierwszej powieści zachował się znakomicie. Zastrzegł tylko, żeby moja twórczość nie przekroczyła pewnych finansowych ram.

Chodziło o to, żeby nie zarobił pan za dużo?
Tak, bo sędziemu nie wolno zarabiać dodatkowo bez zgody szefów.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: pana najnowsza książka "Oblicza bestii. Cień Zawiszy" sprzedaje się w nakładzie 100 tysięcy. Wydawnictwo robi dodruk i zamawia następną. Pojawia się oferta od filmu. Pana przyzwoita pensja sędziego staje się nagle kieszonkowym dla żony na waciki. I co wtedy?
Daj Bóg! Sam zaniósłbym panu prezesowi rezygnację ze stanowiska. Bez wahania.

A do jakiej kwoty prezes sądu pozwolił panu wtedy dociągnąć?
Nie mówił o kwocie, ale o pewnym zaangażowaniu, które uniemożliwiłoby mi wykonywanie pracy w taki sposób, aby nie padł cień na moją bezstronność.

Nie żałuje pan, że poszedł na prawo, zamiast na polonistykę?
Przecież po polonistyce wcale nie musiałbym być pisarzem. Pewnie byłbym rozgoryczonym nauczycielem, tak jak teraz jestem rozgoryczonym sędzią. Uczniowie wkładaliby mi kosz na głowę.

Nie wierzę, że pan ze swoją masą dałby sobie wsadzić kosz na głowę komukolwiek.
Przecież bym nie oddał.

Tak pan mówi, bo jest pan sędzią i inaczej panu nie wypada. Ale zostawmy to. Zarabia pan coś na swoim pisaniu? Gdyby pan musiał żyć tylko z tego?
Na razie bym się nie utrzymał. To zresztą udaje się tylko kilku pisarzom w Polsce, że żyją wyłącznie z literatury. Ja jestem pisarzem młodym, jakkolwiek to śmiesznie brzmi, wziąwszy pod uwagę mój wiek. Młodym, bo napisałem dopiero kilka książek, a zamierzam napisać kilkanaście. Może kiedyś zacznę na nich porządnie zarabiać. To moja jedyna życiowa pasja.

A skąd pseudonim, pod którym pan pisze, Johny Walker? Skoro już musi być trunkowo, to może bardziej swojsko? Na przykład Soplica? Jacek Soplica.
(Śmiech) Powodem schowania się pod pseudonimem była na początku obawa, jak zostanie przyjęta moja pierwsza powieść "Survival War". A dlaczego whisky? Tak nazywano mnie w wojsku, bo odmawiałem wódki na rzecz Johnnego Walkera.

To gdzie pan służył, w USArmy?
(Śmiech) Nie w Ludowym Wojsku Polskim. W stanie wojennym. Wzięli mnie na rok po studiach. I wie pan, co panu powiem? Ja bardziej lubię Johnnego Walkera niż Tadeusza Kuzebskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska